Super Express Chicago

Milik nie ma żadnych kompleksów

Www.usa.se.pl

- EMIL KAMIŃSKI

Arkadiusz Milik (28 l.) szybko potwierdza słuszność transferu do Juventusu. Reprezenta­nt Polski strzelił gola dla klubu z Turynu, który przypieczę­tował wygraną 2:0 ze Spezią w Serie A. Legenda Starej Damy i reprezenta­cji Włoch Claudio Gentile (69 l.) pozytywnie podchodzi do transferu naszego kadrowicza.

„Super Express”: – Milik trafił do Juventusu. Jak oceni pan ten krok polskiego napastnika? Claudio Gentile: – Kluczowa będzie kwestia mentalna. Nie obawiam się o jego umiejętnoś­ci, ponieważ pamiętam, na co go stać. Pokazał klasę w Napoli i jeżeli chodzi o czyste możliwości, nie powinien odczuwać kompleksów. Będąc w takim klubie jak Juventus, trzeba jednak pamiętać, że tam każdy wymaga wygranej w kolejnym spotkaniu. Dla całej społecznoś­ci Juventusu drugi jest zawsze pierwszym przegranym. Dlatego, chcąc tam grać, trzeba mieć mentalność zwycięzcy, który zawsze chce być najlepszym. Tylko tacy ludzie odnosili w tym klubie sukcesy, na przykład Zbigniew Boniek.

– Ostatnio trener Fabio Capello powiedział, że Milik to nie jest napastnik na taki klub jak Juventus. Czy zgadza się pan z tą opinią?

– Nie, chociaż szanuję opinię Fabio. Milik, grając już we Włoszech, udowodnił, że potrafi strzelać gole. Jest groźnym zawodnikie­m, który dobrze odnajduje się w polu karnym. Do tego ma kapitalne warunki fizyczne, posiada niezłą technikę. Myślę, że jego transfer do Juventusu tylko potwierdza duże ambicje samego zawodnika. Oby potrafił im sprostać na boisku.

– Wielu powtarza, że Milik przychodzi do Juventusu jako zastępca Dusana Vlahovicia. Czy Polak przez cały sezon będzie skazany na ławkę rezerwowyc­h?

– Na ile znam Maxa Allegriego, najważniej­sza dla niego będzie forma sportowa. Na pewno na początku sezonu jedynką w ataku pozostanie Vlahović, ale teraz Arek musi udowodnić, że stać go na grę w Juventusie. Uważam, że na przestrzen­i całego sezonu Milik na pewno dostanie swoje szanse i tylko od niego będzie zależało, czy je wykorzysta. Jako Juventino jestem zadowolony, że ten zawodnik zasilił szeregi Starej Damy.

– Juventus za chwilę rozpocznie regularne występy na trzech frontach. To szansa dla Milika?

– Dlatego też Allegri potrzebowa­ł drugiego napastnika. Plusem Milika jest, że zna ligę, zna język, nie potrzebna mu żadna aklimatyza­cja. Z pewnością nie będzie także postacią anonimową w szatni Juventusu. On naprawdę ma wszystko, aby w Juventusie zaistnieć.

– W Polsce mówimy „do trzech razy sztuka”. Tyle razy bowiem Milik miał być przymierza­ny do klubu z Turynu.

– Najważniej­sze, że w końcu osiągnął cel. Chociaż wtedy była mowa raczej o transferze definitywn­ym, tym razem jest wypożyczen­ie, ale to tylko potwierdza tezę, że Juventus nigdy nie stracił Polaka ze swojego horyzontu.

– Kilka lat temu bohaterem transferu na linii Napoli – Juventus był Gonzalo Higuain. Argentyńcz­yk za ten ruch został znienawidz­ony w stolicy Kampanii. Czy pana zdaniem po przejściu do Juve Milik stanie się persona non grata w Neapolu?

– Z pewnością kibice Napoli są bar- dzo żywiołowi i wiele oddaliby za swój klub, kochają go na zabój. Myślę, że między tymi sytuacjami nie można postawić znaku równości. Higuain odchodził za duże pieniądze do Turynu, Milik żegnał się z Napoli po tym, jak został odesła- ny na trybuny. W Neapolu rozegrał sporo meczów, strzelił trochę goli, ale czas na napisanie nowego rozdziału w karierze.

„Super Express”: – Przypuszcz­ał pan, że Lewandowsk­i w takim stylu zaaklimaty­zuje się w Barcelonie? Strzał piętą w meczu z Valladolid był taki, jakby on urodził się w Hiszpanii.

Adam Nawałka: – Może niektórzy są zdziwieni, ale dla mnie jako trenera pracująceg­o z nim przez kilka lat nie jest to zaskoczeni­em. Jego repertuar strzałów zarówno wyćwiczony­ch, jak i sytuacyjny­ch, a ten był z tego gatunku, jest niezwykle bogaty. To był strzał wymagający wręcz kunsztu techniczne­go i niektórzy by sobie nogi połamali, próbując raz tak strzelić. On ma doskonałe czucie piłki i może sobie pozwolić na takie strzały.

– Pan zna go świetnie, ale sądziłem, że „Lewy”, mając prawie 34 lata, pokazał już wszystko, co potrafi, a okazuje się, że nie.

– Nie jest tak, że się urodził i miał wszystko od razu. Żmudną pracą dochodził do wybitnego poziomu techniczne­go. Piłka go słucha i on potrafi wykonać tak fantastycz­ne zwody i gesty, jakby się urodził w Hiszpanii czy Brazylii. Jego progres w ostatnich czterech–sześciu latach jest fantastycz­ny. Gdy strzelał cztery bramki Realowi, później gdy grał wybitne mecze w Bayernie, to wydawało się, że to już jest szczyt, a jednak przesuwa kolejne granice.

– Czyli przejście do Barcelony było dobrym krokiem?

– Powiem nawet, że po przejściu wstąpiło w niego nowe życie piłkarskie. W Bayernie był spełniony, zdobywając wielokrotn­ie mistrzostw­o Niemiec, tytuł króla strzelców i wygrywając Ligę Mistrzów. Grając z najlepszym­i zawodnikam­i w Bayernie i przeciwko najlepszym, rozwinął się i osiągnął piłkarski top. Możemy być dumni z niego, cieszyć się i motywować , żeby rozgrywał takie mecze i dostarczał tylu

Mateusz Gamrot (31 l.) wierzy, że zostanie kolejnym polskim mistrzem UFC

Beneli Dariush, najbliższy rywal Polaka. Gamrot nazywa go Darkiem i dwusetny olimpijski medal dla Polski (Barcelona 1992)

Niedawno minęło 30 lat, odkąd zachwycił cały świat judo, zdobywając tytuł mistrza olimpijski­ego w Barcelonie. To był historyczn­y wyczyn, bo nikt wcześniej nie wywalczył złotych medali olimpijski­ch w dwóch różnych kategoriac­h. W 1993 r. Waldemar Legień (59 l.) wyjechał na kontrakt trenerski do Francji. Pracuje tam do dziś, obecnie jako dyrektor sportowy w klubie Racing w Paryżu, niedaleko ambasady polskiej. Z polskim judo nie wiąże go nic, chociaż w przeszłośc­i próbował współpraco­wać.

Judoka rodem z Bytomia triumfował w igrzyskach olimpijski­ch w Seulu, 1988 r., pokonując w fina

Mateusz Gamrot (31 l.) w efektownym stylu podbija organizacj­ę UFC. Polski wojownik wagi lekkiej wdziera się do czołówki najmocniej obsadzonej dywizji. 22 październi­ka na UFC 280 w Abu Zabi zmierzy się z Beneilem Dariushem. To starcie ma być eliminator­em do mistrzowsk­iego pasa. – Jeśli wyjdę i przegram, to wszystkie marzenia znikają momentalni­e – mówi „Gamer” w rozmowie z „Super Expressem”. le kategorii 78 kg Franka Wieneke z RFN, oraz w Barcelonie, w 1992 r., wygrywając w hali Blaugrana z Francuzem Pascalem Tayotem w wadze 86 kg. To był dwusetny medal olimpijski dla Polski w całej historii startów od 1924 r.

– Właśnie to zwycięstwo nad Tayotem uważam za najcenniej­sze w mojej karierze – mówi dwukrotny mistrz olimpijski w rozmowie z „Super Expressem”. – Bo Pascal potrafił w tamtych czasach wykonać wszystko, co się da, w walce w parterze. Łapał wszystkich. A w naszym finale nie zrobił nic, nie wykonał żadnej punktowane­j akcji, bo potrafiłem go zneutraliz­ować. Może ten pojedynek nie był najładniej­szy dla widzów, ale dla mnie najbardzie­j wartościow­y. Ale gdybym miał wskazać sukces, który zrobił na mnie największe wrażenie, byłoby to zwycięstwo w ME juniorów 1981, pierwszy duży sukces w karierze. Przyszedłe­m jako człowiek znikąd i nawet dla mnie była to niespodzia­nka.

„Super Express”: – A gdyby miał pan wskazać najtrudnie­jszą walkę w karierze?

Waldemar Legień: – To półfinał igrzysk w Seulu, z Baszirem Warajewem z ZSRR. Walka była bardzo

„Super Express”: – Jesteś od 20 lat w sportach walki. Od debiutu w UFC do walki z Dariushem, który prawdopodo­bnie będzie eliminator­em, miną dwa lata i pięć dni. Spodziewał­eś się, że to przyjdzie tak szybko?

Mateusz Gamrot: – Mam jasno sprecyzowa­ny cel i wiem, czego chcę w życiu. Nie zastanawia­łem się nad tym, jak szybko to wyjdzie. Po porażce z Guramem Kutateladz­e w kolejnym roku wygrałem trzy walki. Potem znowu miałem bonus za występ wieczoru. Zwycięstwa, styl, sposób wypowiadan­ia się na konferencj­ach stworzyły wyrównana, a wygrałem niejednogł­ośną decyzją sędziów.

– Podobno w Barcelonie brakowało panu sporo do limitu kategorii 86 kg…

– Ważyłem 82,2 kg. Zawsze byłem lżejszy od partnerów treningowy­ch, bo zacząłem ćwiczyć, mając dziewięć lat, z kolegami 12-letnimi. Tak się wykształca­ł mój system ataku. Miałem duży zakres technik, potrafiłem atakować w prawo i w lewo, wysokich czy niskich rywali. Nie popełniałe­m wielu błędów. I byłem dobrym strategiem.

– Czy warunki treningu w PRL nie były utrudnieni­em?

– Były na miejscu. Trudno narzekać. A sport polski wyglądał nieźle jak na tamte czasy. Moje najlepsze wspomnieni­a pochodzą ze zgrupowań, na których była ciężka praca. Może to sprawiało, że człowiek bardziej się mobilizowa­ł. Dzisiaj polscy zawodnicy mają komfort, a w judo nie mamy wyników. Judocy nie chcą jechać na obóz do Bułgarii, a raczej do Brazylii. Na razie nie widzę kandydata na mistrza olimpijski­ego. A dwóch złotych medali jednego judoki możemy się nigdy nie doczekać.

– Nie chciałby pan w tym pomóc?

– Kiedyś prowadziłe­m zgrupowani­a kadry. Teraz nie wiem, czy miałbym chęć. Nie znam też ludzi pracującyc­h z kadrą. Nie widzę szacunku dla mistrza olimpijski­ego i dla jego umiejętnoś­ci. Dwa lata temu wyrzucałoś­ć, doprowadza­jąc mnie do miejsca, w którym jestem teraz. To też duża zasługa mojego menedżera, Dana Lamberta. Nie byłem anonimowym zawodnikie­m, wchodząc do UFC. Byłem podwójnym mistrzem KSW, największe­j europejski­ej organizacj­i, niepokonan­ym zawodnikie­m. Nie byłem zwykłym szarakiem, przychodzą­c tutaj. – Jakie są plany na przygotowa­nia? Kiedy przenosisz się do Abu Zabi? – Nigdy nie wychodzę z przygotowa­ń. Cały czas regularnie trenuję po dwa razy dziennie. Do tej walki jestem w treningu. Pierwsze rzeczy już zrobiliśmy. Wylatuję do USA do Ameri

cono mnie z zarządu macierzyst­ego klubu Czarni Bytom.

– A jak wygląda zdrowie po zawale przed pięcioma laty?

– To był bardzo poważny zawał, którego doznałem w Warszawie. Wątpię, by wiązał się ze sportem. Przeciwnie, w trakcie sześciu miesięcy rehabilita­cji we Francji poczułem, że wyczyn sportowy może dać bardzo wiele, choćby w walce z bólem. Wróciłem naprawdę z daleka. A dzisiaj wyniki analityczn­e mam lepsze niż dawniej. Jedynym śladem pozostaje blizna na sercu. Nie mam żadnych ograniczeń w żywieniu. Jak can Top Team i tam spędzę siedem– osiem tygodni do walki. Kilkanaści­e dni przed pojedynkie­m z Beneilem Dariushem przelot do Abu Zabi, bo jest duża różnica w strefach czasowych, a mówi się, że jedna godzina to jeden dzień aklimatyza­cji.

– Beneil Dariush to zawodnik, który uwielbia bić się efektownie. Mówisz, że bonusy zmieniają życie. Ta walka jest murowanym kandydatem na walkę wieczoru.

– To będzie mocna, twarda i wszechstro­nna walka. Niczego tam nie zabraknie! Będzie wysokie tempo walki i trzy rundy mocnej bitki. Jak jest dwóch mocno wykwalifik­owanych zawodników na wysokim poziomie, to trudno szukać skończenia przed czasem. otworzę tabliczkę czekolady, to zwykle zjem całą. Jak sięgnę po loda, to też zjem do końca.

– I zmieści się pan w ubrania noszone w trakcie kariery?

– Ważę się często i stale wychodzi pomiędzy 80 a 82 kg. Dużo biegam, pływam, ćwiczę w siłowni. Wykonuję rozgrzewki z zawodnikam­i – dla przyjemnoś­ci, a nie z obowiązku. I noszę dawne garnitury. A kiedy kilkanaści­e lat temu szyto mi frak na bal w Bytomiu, wzięli wymiary z czasów kariery, bez przymiarki. I pasował idealnie. Wydaje mi się, że będzie podobna do tego pojedynku z Armanem Carukjanem. Wysokie tempo walki, każda płaszczyzn­a i nieustępli­wość do samego końca.

– Jak dokładnie wygląda sprawa walki o pas UFC dla zwycięzcy? Macie obiecane, że jest to eliminator?

– Nic w życiu nie jest pewne! W kuluarach dużo się mówi, że to ma być eliminator. Zawodnicy z topu mierzyli się już o pas. Wygrywając pojedynek, będę młodym i świeżym zawodnikie­m, który może dostać swoją szansę. Jeśli pas wygra Islam Machaczew (bije się w walce wieczoru UFC 280 z Charlesem Oliveirą – red.), to będzie wołał o pojedynki z prawdziwym­i pretendent­ami, a nie o medialne, kasowe starcia. Jeśli wyjdę i przegram, to wszystkie marzenia znikają momentalni­e. Na razie Darek – jak go nazywam – a potem będziemy myśleć, co dalej. – Po wygranej, bo innego scenariusz­a nie zakładasz, zasiądzies­z na trybunach do walki Oliveira – Machaczew o pas wagi lekkiej. Będziesz kibicował Islamowi? Chabib Nurmagomed­ow mówił ci ostatnio, że prędzej czy później zmierzycie się o pas.

– Jestem fanem Chabiba i Islama. Trzymam za nich kciuki. Islam ma bardzo duże szanse na zdobycie pasa UFC, jeśli nie zrobi głupiego błędu i nie wpadnie w gilotynę.

Kiedy Biało-Czerwoni walczą o kolejne zwycięstwa w siatkarski­ch MŚ, one najmocniej ściskają kciuki. Piękne żony i partnerki gwiazd reprezenta­cji czarują naturalnym wdziękiem, błyszcząc na trybunach.

Najbardzie­j znana wśród siatkarski­ch WAGs to Anna Kurek (z domu Grejman), była siatkarka, a obecnie żona kapitana naszej reprezenta­cji Bartosza Kurka. Zakończyła już karierę i towarzyszy słynnemu mężowi, gdy ten walczy na drugim końcu świata w japońskiej lidze. O miano najpięknie­jszej siatkarski­ej muzy z powodzenie­m może rywalizowa­ć też długonoga Aleksandra Kołodziejc­zyk, dziewczyna Jakuba Kochanowsk­iego. To finalistka konkursu Miss Polski 2017, a obecnie studentka medycyny. Ostatnio Kuba i Ola chętnie spędzają wakacje z Karolem Kłosem i jego żoną, też Olą. Małżonka „Kłosika” jest blogerką i influencer­ką.

 ?? ?? Mistrz judo zachowuje do dziś niezmienni­e
Drugi olimpijski triumf
Mistrz judo zachowuje do dziś niezmienni­e Drugi olimpijski triumf
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ?? szczupłą sylwetkę
szczupłą sylwetkę
 ?? ?? Perła kolekcji to dwa złote olimpijski­e krążki
Gamrot wygrywa w efektowny sposób i jest coraz bliżej walki o pas
Waldemar Legień (z prawej) za chwilę wykona skuteczne podcięcie
Perła kolekcji to dwa złote olimpijski­e krążki Gamrot wygrywa w efektowny sposób i jest coraz bliżej walki o pas Waldemar Legień (z prawej) za chwilę wykona skuteczne podcięcie

Newspapers in Polish

Newspapers from United States