TO FASZYZM PUTINA WYWOŁAŁ TĘ WOJNĘ
„Super Express”: – Już kilka lat temu zauważył pan, że wojna Rosji przeciwko Ukrainie, wtedy jeszcze tocząca się na Donbasie, nie byłaby możliwa, gdyby putinowski reżim nie pogrążał się w faszyzmie. Od tamtego czasu faszyzm w Rosji wzmocnił się na tyle, że wojna o Donbas zamieniła się w wojnę o całą Ukrainę?
Igor Eidman: – Tak, wojna przeciwko Ukrainie, która rozpoczęła się w 2014 r., a od lutego zamieniła się wojnę totalną, nie jest żadnym przypadkiem, to nie kaprys rosyjskich władz, nie jest to też próba zdobycia przez Putina popularności wśród społeczeństwa. Nie, ta wojna wynika wprost z ideologii wyznawanej przez samego Putina i jego otoczenie. A ta ideologia to zwykły faszyzm, który znamy z pierwszej połowy XX w. i który reinkarnował się w Rosji za czasów Putina.
– Jakie cechy faszyzmu można dostrzec w putinizmie?
– To dążenie do ekspansji, imperialny rewanżyzm, pragnienie zniewolenia sąsiednich narodów, które w tej faszystowskiej świadomości uznawane są za podrzędne. Podobne idee i tendencje były charakterystyczne dla niemieckiego nazizmu czy włoskiego faszyzmu. Jeśli zaś chodzi o wewnętrzną politykę – militaryzm czy szowinizm – to wiele współczesna Rosja ma wspólnego z faszystowskimi reżimami Franco w Hiszpani, Salazara w Portugalii czy Antonescu w Rumunii.
– Przez lata Putina uznawano za etatowego komunistę tęskniącego za Związkiem Radzieckim, który chce przeobrazić Rosję w ZSRR z czasów jego geopolitycznej świetności. Jakim cudem Putin został faszystą?
– Jeśli Putin kiedykolwiek był komunistą – w co akurat wątpię – to dawno już przestał. Jeśli popatrzymy na jego ideologiczną ewolucję, to Putin był radzieckim czekistą w czasach breżniewowskiego zastoju i gorbaczowowskiej pieriestrojki. W tym okresie radziecka ideologia przeżywała już ogromny kryzys. Wierzących w ideały komunizmu było wtedy niewielu i Putin nie był płomiennym bolszewikiem. Moim zdaniem był po prostu cynikiem i rozwinął swój cynizm w latach 90., uczestnicząc w licznych skandalach korupcyjnych i wręcz mafijnych układach. Kiedy Jelcyn zrobił go prezydentem i okrzepł w tej roli, zaczął się zastanawiać, w jaki sposób sam przed sobą może usprawiedliwić swoją karierę. Nikt przecież nie chce przyznać się, że jest aferzystą i cynikiem, więc najwyraźniej nic ponad to, czego uczyli go w szkole KGB nie przyszło mu do głowy.
– To znaczy?
– Przecież KGB nie uczyło swoich przyszłych szpiegów komunizmu, ale hurapatriotyzmu czy wręcz szowinizmu: Rosja to mocarstwo, naród rosyjski jest wielki, Zachód to genetyczny wróg Rosji, a jego przywódcy – zwłaszcza Amerykanie – nieustannie starają się Rosję poniżyć. Wychodząc z tych prymitywnych czekistowskich poglądów, Putin, który postanowił zostać wielkim władcą, zaczął walkę o podbój sąsiednich państw, poszerzać granice, umacniać imperium. Na tym tl e jedyną ideologią, która mogła zapuścić korzenie w Rosji Putina, był ordynarny faszyzm. Oczywiście jest coś, co odróżnia Putina od Hitlera.
– Putin nosi markowe garnitury, a nie mundury od Hugo Bossa?
– (Śmiech) To też. Chodzi mi jednak raczej o brak otwartego państwowego antysemityzmu. Zamiast Żydów, w zależności od okoliczności, wyznacza innych wrogów. Obecnie w putinowskiej ideologii rolę Żydów odgrywają Ukraińcy i jako tło – jak zawsze zresztą – Amerykanie. Wcześniej byli Czeczeńcy, kilka lat później Gruzini. Schemat jest jednak zawsze ten sam – wokół wyznaczonych przez Putina wrogów prowadzona jest społeczna mobilizacja. To, że przy tym wszystkim jako oś ideologii wykorzystywana jest pamięć o zwycięstwie ZSRR nad Hitlerem i antyfaszystowskie hasła, nadają putinizmowi postmodernistyczny sznyt. Dziś, żeby budować faszystowski reżim i głosić jego ideologię, trzeba wrogów nazywać faszystami. Gdyby Hitler jeszcze żył, wszędzie tropiłby faszystów, a sam siebie określał mianem antyfaszysty.
– W swojej książce zwracał pan uwagę, że fakt, iż Putin urodził się po II wojnie światowej i, w przeciwieństwie do poprzedników, nie doświadczył jej piekła, sprawiło, że jest bardziej skłonny wywołać barbarzyńską wojnę, której bali się wszyscy radzieccy pierwsi sekretarze.
– Jestem absolutnie przekonany o tym, że szaleństwo wojny przeciwko Ukrainie i de facto Zachodowi wynika z braku doświadczenia tragedii wojny. Przynajmniej od Chruszczowa radzieccy i rosyjscy przywódcy albo sami w II wojnę światową byli zaangażowani, albo jak Gorbaczow czy Jelcyn znali jej grozę z dzieciństwa. Dla nich wszystkich wojna kojarzyła się z bólem, krwią, cierpieniem i dlatego byli silnie wystraszeni widmem brutalnego konfliktu zbrojnego. Dlatego powojenni przywódcy, a zwłaszcza Breżniew, starali się unikać czołowego zderzenia z Zachodem. Putin tego traumatycznego doświadczenia nie ma. Dla niego wojna to nie totalna katastrofa, ale parady z okazji dnia zwycięstwa, który za czasów Putina nabrał cech świeckiego święta. To odegrało swoją rolę w psychologicznym przygotowaniu i samego Putina, i rosyjskiego społeczeństwa do wojny. Cała ta mitologia 9 maja zastąpiła pamięć o bólu i cierpieniu euforią z powodu zwycięstwa. Putin i jego otoczenie ten militarny orgazm postanowili przenieść do współczesności i powtórzyć w realnym świecie. Sloganem ostatnich lat było „możemy to powtórzyć” – w sensie znów odnieść wielkie wojenne zwycięstwo. Do tego celu wybrano słabego, jak im się niesłusznie wydawało, przeciwnika w postaci Ukrainy, ale Ukraińcy powtórzyć putinowcom niczego nie dali, co jest dobrą wiadomością, bo potem grupa rekonstrukcyjna „wielkiego zwycięstwa” poszłaby do Mołdawii, a potem być może do krajów bałtyckich czy Polski. Jeśli, nie daj Boże, Rosja wygrałaby z Ukrainą, Putin i jego otoczenie na pewno by się nie zatrzymali. Zwycięstwo nad Ukrainą po raz kolejny potwierdziłoby putinowski mit, że wojna to nie tragedia.
– Praktyka pokazuje, że Putin nie potrafi się zatrzymać. Jeśli już się zatrzymuje, to tylko na jakiś czas. Nawet jeśli okoliczności są przeciwko niemu, nie potrafi przyznać się do porażki i nigdy się nie cofa. Widzieliśmy to już w Ukrainie po 2014 r. Wydawało się, że skoro aneksja Krymu przebiegła bez komplikacji, a świat nie zamierza z tym nic zrobić, to mu wystarczy. Ale od razu rzucił się na Donbas, gdzie już swoje siły przeszacował. Wydawało mu się, że wystarczy wysłać tam specnaz, zwerbować kolaborantów i zmusić ludność do walki po stronie Rosji, a ten region sam wpadnie mu w ręce. To się nie udało i zamiast przyznać przed samym sobą, że Donbasu nie uda się tak łatwo zdobyć, odczekał kilka lat i postanowił najechać całą Ukrainę. Pod tym względem Putin jest jeszcze mniej racjonalnym człowiekiem niż Stalin. Ten potrafił po II wojnie światowej odpuścić Iran, choć zależało mu, żeby zdobyć Azerbejdżański Iran. Kiedy jednak spotkał się z odpowiedzią Amerykanów, postanowił zrezygnować z tych planów. Podobnie było w Grecji czy w czasie kryzysu berlińskiego.
– Skąd się bierze ten ośli upór u Putina? – Chodzi najwyraźniej o to, że boi się, iż jeśli przyzna się do porażki, zaczną się rozsypywać jego samozwańcza wielkość i autorytet, a w konsekwencji także realna władza. Dlatego uważam, że mimo fatalnych perspektyw w Ukrainie nie należy się spodziewać, że Putin zrozumie, iż czas z niej uciekać. Tylko miażdżąca porażka sprawi, że jego otoczeniu, by uratować skórę, nie zostanie nic innego niż odsunąć Putina od władzy i unieszkodliwić.
Putin zaczął walkę o podbój sąsiednich państw, poszerzać granice, umacniać imperium. Na tym tle jedyną ideologią, która mogła zapuścić korzenie w Rosji Putina, był ordynarny faszyzm