Już przyzwyczaiłem się do tego, że chodzę stale mokry od potu
Maria Andrejczyk nie składa broni po straconym sezonie
Wtym roku wystartowała tylko dwa razy. Rzuciła oszczepem o kilkanaście metrów bliżej od rekordu życiowego. Ból barku nie pozwolił na więcej. Ale wicemistrzyni olimpijska w rzucie oszczepem Maria Andrejczyk (26 l.) się nie poddaje. I wierzy, że wróci do światowej czołówki.
„Super Express”: – Jak mocno czuje się pani zawiedziona tym, co zdarzyło się w tym roku?
Maria Andrejczyk: – Przychodziły mi chwilami do głowy różne myśli, nie było łatwo. Przecież taka liczba dolegliwości zdrowotnych w moim wieku to coś nienormalnego. Ponadto ani trener, ani ja sama nie spodziewaliśmy się, że pójdzie to tak mocno w dół. Ale jestem uparta i chcę walczyć. Nie poddam się. Widzę szansę, żeby odzyskać poprzedni poziom. A pomaga mi to, że mam nowego trenera i nowych, silnych zawodników wokół siebie, że wszystko jest świeże.
– Co nowego wniósł do pani treningu Petteri Piironen?
– To tak, jakby lekcje WF-u zamienić na ćwiczenia specjalistyczne pod kątem oszczepu. Każdy w grupie ma własne ćwiczenia uwzględniające stan jego organizmu i dolegliwości. Wcześniej musiałam sama o to dbać. W grupie są mocni zawodnicy, podobni wiekowo i fizycznie do mnie, więc podczas treningu mam godnych sparingpartnerów, którzy mobilizują mnie do wysiłku. Nie muszę ciągnąć za sobą innych. A trener codziennie popycha nas, żebyśmy przekraczali swoje granice. Bardzo mi to odpowiada.
– Jak reaguje na to bolący bark?
– Bark po dwumiesięcznej przerwie jest w znacznie lepszej kondycji. Zawsze będę się o niego martwić, dużo przeszedł. I trener, i ja uważamy, że to efekt błędów popełnionych w przygotowaniach w poprzednich latach. Błędów powtarzać nie będziemy.
– Może niepotrzebne były starty w tym sezonie?
– Na treningach wychodziło bardzo fajnie, ale na zawodach pojawiała się blokada. Chciałam podjąć walkę, na którą organizm nie był, niestety, przygotowany. Nie da się naprawić wszystkiego w zaledwie parę tygodni. Zdrowie wyeliminowało mnie ze sportowej rywalizacji w sierpniu. Ale już jestem po regeneracji. Rozpoczęłam trening wcześniej niż kiedykolwiek. Skupiam się na ciężkiej pracy i potrzebny mi jedynie spokój. Głęboko wierzę, że uda się wrócić na szczyt.
Fachowcy twierdzili, że polski jedynak w NBA Jeremy Sochan (19 l.) nie imponuje umiejętnościami rzutowymi i może mieć problemy w lidze zawodowej, tymczasem nasz rodak udowadnia, że nie mają racji! W czwartym meczu sezonu San Antonio Spurs pok*onali faworyzowaną Minnesotę 115:106, a polski skrzydłowy zdobył aż 14 pkt, z czego 12 w pierwszej połowie. Na początku Sochan znakomicie napędzał ataki Ostróg, często też sam wykańczał akcje efektownymi wsadami. – Co mecz chcę dostarczać drużynie energii – zapowiada polski koszykarz.
Kamil Glik (34 l.) ma kolejne zmartwienie na głowie. Nie dość, że w ostatnich tygodniach nie ma miejsca na boisku w Benevento, to jeszcze miał problemy z prawem.
Cała sprawa dotyczy wydarzenia sprzed dwóch lat, które miało miejsce na Mazurach. Glik miał uderzyć mężczyznę po tym, jak ten sfotografował jego posesję. Adwokat turysty z Krakowa Michała B. przyznał nam, że grzywnę w wysokości 10 tys. zł nałożył na piłkarza sąd w Giżycku. Do tego Glik musi zapłacić 5 tys. zł zadośćuczynienia.
Adwokat Marcin Szewczyk przyznał, że pokrzywdzony oczekiwał jedynie przeprosin. – Pokrzywdzony w niczym nie zawinił, a został zdecydowanie spacyfikowany przez oskarżonego, który był po spożyciu alkoholu – mówi mec. Szewczyk w rozmowie z „Super Expressem”. – Podejrzewam, że gdyby pan Glik się poczuł i przeprosił pana w obecności funkcjonariuszy, wykazał jakąkolwiek szczerą skruchę, że faktycznie się zagalopował i nie powinno do tego dojść, to by nie było tej sprawy – dodał po chwili.
Jak poinformował „Fakt”, Kamil Glik został skazany prawomocnym wyrokiem sądu. Wyznaczono najniższą przewidzianą przez kodeks karę grzywny. – Mój klient od początku parł do tego, żeby tę sprawę załatwić polubownie. Wystarczały mu same przeprosiny – mówi nam adwokat Michała B.
Wielu kibiców zastanawiało się, jak w całej sytuacji zareaguje Polski Związek Piłki Nożnej. W związku ze zbliżającymi się mistrzostwami świata w Katarze żadnych reakcji jednak nie będzie. Wyjazd Glika na mundial nie jest zagrożony. – Dla nas w ogóle nie ma tematu i rozważań, czy Kamil pojedzie na mundial. Wiadomo, że będzie z nami w Katarze. Rozmawialiśmy z zawodnikiem, znamy jego wersję wydarzeń – powiedział nam rzecznik PZPN Jakub Kwiatkowski.
To dobra wiadomość dla kibiców. Fani z pewnością się cieszą, że nie zabraknie go w składzie podczas mistrzostw świata. Sam Kamil Glik nie zdecydował się skomentować tej sprawy. Mamy nadzieję, że w najbliższych tygodniach jego głowę zaprzątać będą jednak sprawy boiskowe!