Narutowicz. Nienawiść zabija
MMinęło 100 lat od śmierci Gabriela Narutowicza. Pierwszy prezydent młodej republiki zginął na schodach warszawskiej galerii Zachęta z rąk zamachowca. Zamordował go nacjonalista, zwolennik skrajnej prawicy. Ta śmierć to nie był przypadek. Zanim Narutowicz został głową państwa, endecy rozpętali przeciwko niemu kampanię nienawiści. Nacjonaliści nie cofali się przed żadną podłością. Na łamach prasy wybiło antysemickie szambo. Dziennikarzom wtórowali prawicowi politycy. Dzień po dniu Polacy słuchali, że prezydent jest „żydowskim pachołkiem”, „przybłędą”, że jego wybór „obraża naród polski”. Nacjonalistyczna prawica nie umiała przełknąć tego, że nie będzie mieć w Polsce pełni władzy. Do szału doprowadzało ich, że na prezydenta głosowali też socjaliści i posłowie reprezentujący mniejszości narodowe. Endecy odgrażali się, że jeśli demokratycznie wybrana głowa państwa obejmie urząd, „popłyną rzeki krwi”. W przemówieniach można było usłyszeć cytaty z Mussoliniego i grożenie faszystowskim zamachem stanu. Tak, Narutowicza zabił Eligiusz Niewiadomski. Tak, zamachowiec działał sam. Ale nie ma wątpliwości, że nie tylko on ponosi odpowiedzialność za śmierć prezydenta. Także autorzy nienawistnych artykułów, które Niewiadomski chłonął. Także ci, którzy na faszystowskich demonstracjach, na które Niewiadomski chodził, wzywali do zbrodni. Gdyby on tego morderstwa nie popełnił, zrobiłby to pewnie jakiś inny zaczadzony przez endecję desperat. Od tego aktu prawicowego terroryzmu minął wiek. Tragiczna śmierć pierwszego prezydenta powinna być tylko czarną kartą z odległej historii. Niestety, endeckie metody prowadzenia walki politycznej mają swoich wiernych spadkobierców. Nacjonalistyczna prawica nigdy zresztą nie rozliczyła się z tej podłej zbrodni. Nadal można usłyszeć polityków, przeczytać publicystów, dla których odbieranie innym prawa do polskości, wykluczanie z narodu polskiego, nienawiść to chleb powszedni. Śmierć prezydenta to lekcja, której nie wolno zapomnieć. Słowa mają konsekwencje. Przekroczenie słownych granic otwiera drogę do rozlewu krwi. Moralną odpowiedzialność za zbrodnie ponoszą nie tylko ludzie, który pociągają za spust. Także ci, którzy im tę nienawiść wlewają do umysłów.