Pęd do wydatków
Www.usa.se.pl
Tragedia w Leśnej Jani pod Starogardem Gdańskim (woj. pomorskie). W tamtejszym kompleksie leśnym rozbił się śmigłowiec. Niestety, gdy służby odnalazły wrak małego helikoptera. znajdujący się wewnątrz pilot już nie żył. Nieoficjalnie wiadomo, że to lokalny przedsiębiorca Roman S. pochodzący z pobliskiego Smętowa Granicznego.
Dochodziła godz. 19, gdy do policji dotarła informacja o zaginionym mężczyźnie ze Smętowa Granicznego. Szybko się okazało, że 51-latek wybrał się, by polatać prywatnym śmigłowcem. Potem rodzina straciła z nim kontakt. – Jak ustalili śledczy, zaginiony mężczyzna ok. godz. 13 wystartował z terenu prywatnego zielono-czarnym helikopterem marki Robinson i odleciał w nieznanym kierunku. Dyżurny natychmiast skierował na miejsce policjantów z pobliskich posterunków oraz Komendy Powiatowej Policji w Starogardzie Gdańskim, którzy byli wspierani przez funkcjonariuszy oddziału prewencji
Struś o imieniu Tadzio trafił do Fundacji Ada w Przemyślu (woj. podkarpackie) jako malutki, dwutygodniowy ptak ze złamaną nogą. Weterynarze od razu ją poskładali, ale kontuzja sprawiła, że strusia łapka i tak była w nienaturalny sposób skrzywiona. Chcąc nie chcąc, Tadzio znowu musiał trafić na stół operacyjny. Weterynarze wykonali nacinanie tkanek i przecięcie złamanej kości, by potem złożyć ją na nowo. Po zabiegu ptak został umieszczony w specjalnym strusim hamaku, żeby przedwcześnie nie obciążał kości. – Tadzio bardzo dobrze to znosi, wraca mu apetyt i wszyscy mamy nadzieję, że noga będzie sprawna – mówi weterynarz Radosław Fedaczyński. policji z Gdańska i prowadzili poszukiwania w terenie – informuje asp. sztab. Marcin Kunka ze starogardzkiej policji.
Poszukiwania długo nie dawały żadnych rezultatów. Rozbity helikopter udało się odnaleźć dopiero ok. godz. 21 w okolicy miejscowości Leśna Jania. Niestety, na miejscu okazało się, że pilot, jedyny obecny na pokładzie, nie przeżył kraksy. Śmigłowiec należał do dużej firmy ze Smętowa Granicznego. Nieoficjalnie wiadomo, że za jego sterami siedział Roman S. Okoliczności wypadku będą wyjaśniać prokuratura oraz Komisja Badania Wypadków Lotniczych.
Skończył właśnie 100 lat, a wciąż jest pełen wigoru i żołnierskiej werwy. Franciszek Andres (100 l.) z Kopek (woj. podkarpackie) w czasie II wojny światowej walczył w armii Andersa, a po powrocie do kraju karabin zmienił na kielnię i stolarskie dłuto. Kiedy wybuchła II wojna światowa, miał zaledwie 17 lat. Jako młody chłopak trafił na roboty
Niecałą godzinę zajęło 38-letniemu kierowcy terenowej toyoty „zdobycie“trzech mandatów na kwotę 6,5 tys. zł. W Łopienniku zatrzymali go policjanci, gdy w obszarze zabudowanym pędził 135 km/h i wyprzedzał na zakazie. Dostał dwa mandaty i stracił prawo jazdy, ale to niczego go nie nauczyło. Około 30 km dalej mknął przez wieś 110 km/h. Dowiedział się wtedy, co to tzw. mandat w recydywie, gdy zamiast 1,5 tys. zł zapłacił karę dwukrotnie większą.
przymusowe do Austrii, jednak przez cały czas chciał wrócić do ojczyzny. Pod koniec wojny uciekł z niewoli i przedarł do właśnie tworzonej armii generała Władysława Andersa, która swój szlak bojowy zakończyła we Włoszech. Następnie przebywał przez ok. pół roku w Anglii. Po zakończeniu działań wojennych wrócił do rodzinnych Kopek na Podkarpaciu. Pracował m.in. jako murarz, stolarz i zdun. Nigdy nie brakowało mu wigoru i chęci do życia. Nawet w setne urodziny żartował, że „nie ma się czym martwić, tylko trzeba żyć”. Na urodzinach pana Franciszka pojawili się rodzina, przyjaciele, sąsiedzi i włodarze gminy Rudnik nad Sanem. Życzyli jubilatowi 200 lat.