Kaczyński nie odda władzy
i dają szansę na ich fałszowanie. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, bo zajmowałem się tą ustawą.
– W jaki sposób te przepisy powodują większe prawdopodobieństwo fałszerstwa?
– Zmienia się sposób liczenia głosów. Do tej pory liczono je przez kilka godzin albo przez całą noc i w nocy lub nad ranem wywieszano kartę z wynikami. Wszystko odbywało się „ciągiem”. PiS dokonał zmiany, że będzie jedna karta do głosowania oglądana przez całą komisję, co może wydłużyć jej prace dwu-, trzykrotnie. W Warszawie, Łodzi czy Gdańsku prace nie będą więc trwały 8–10 godz., tylko 20 lub 30 godz. Ale najważniejsze – według PiS – że więcej ludzi pójdzie głosować. Chyba nie do końca, bo nie wiadomo, kto będzie pilnował głosów w nocy i jak będzie wyglądało ich przetrzymywanie, kto będzie za nie odpowiadał.
– Do czego to może pana zdaniem doprowadzić?
– Proszę sobie wyobrazić: Państwowa Komisja Wyborcza ogłasza częściowe wyniki, które zazwyczaj spływają najpierw z małych miejscowości. Koło południa były już znane wyniki z ok. 99 proc. komisji obwodowych. Nie było stresu. Teraz będzie tak, że przyjdą głosy z małych komisji, PKW je ogłosi i prawdopodobnie wtedy będzie wygrywał PiS. Przez dwa dni nie będzie informacji z dużych miast, a jak spłyną i okaże się, że wygrywa opozycja, to co zrobi PiS? Powie, że jest fałszerstwo. To jest konkretny plan pod to, jak oskarżyć tych, którzy wygrają – jeśli to nie będzie PiS – że coś sfałszowali. Po to są te zmiany.
– Stawia pan tezę, że Jarosław Kaczyński raz zdobytej władzy nie odda?
– Na pewno nie będzie chciał oddać władzy. Nie wiem, czy będzie ją chciał utrzymywać siłą, bo nie wierzę, żeby wojsko czy policja wyszły na ulice bronić Kaczyńskiego, nie wierzę w przewrót w Polsce. Będzie to jednak paliwo dla tego obozu, żeby opowiadać przez lata, że fałszerstwem odebrano im wybory... taki trumpizm w Polsce. Uważam, że PiS trzeba pilnować i pokazywać Polakom, że chce im zabrać święto demokracji. Zmiany, które zafundowano w Kodeksie wyborczym, to, według mnie i Lewicy, próba kradzieży wyborów Polakom. Ci, którzy na nie chodzą, powinni mieć bowiem pewność uczciwego wyniku. Jeśli go nie mają, to jest kradzież. Do tego mamy znowelizowaną ustawę o stanach nadzwyczajnych – niektórzy przypuszczają, że, wprowadzając któryś z nich, Zjednoczona Prawica będzie chciała przesunąć termin wyborów. Nie wiem, bo większość konstytucjonalistów zwraca uwagę, że te dwa wprowadzone dodatkowo stany nadzwyczajne nie spowodują, że będziemy mieli możliwość przeniesienia wyborów. Jednak taki scenariusz trzeba brać pod uwagę, bo gdyby nastąpiła jakaś eskalacja wojny w Ukrainie, gdyby wydarzyło się cokolwiek „dużego”, to PiS może wprowadzić stan wyjątkowy i może wpłynąć na wybory. Dziś jednak uważam, że one się odbędą w połowie października. Oni chcą je zrobić, bo wierzą, że jeszcze da się tak zmanipulować danymi inflacyjnymi i budżetowymi, że nikt nie zauważy, jak wielki jest kryzys. Opozycja będzie wspólnie bronić wyborów. W kupie siła.
– To ciekawe, bo na razie zdaje się, że tylko Donald Tusk przekonuje, że „w kupie siła”, a państwo się skutecznie przed tym bronią.
– Lewica nie. Lewica od początku mówiła, że jest w stanie startować na wspólnej liście.
– Chyba nie słyszał pan Adriana Zandberga.
– Słyszałem i wiem, co Adrian mówi na klubach.
– Co?
– To samo mówią Biedroń i Czarzasty. Że startujemy razem, jeśli będzie wspólna lista. A jeśli będą oddzielne listy, to my się na bloki nie godzimy. Albo wszyscy razem, albo startujemy sami.
– A co państwo robią, żeby była wspólna lista?
– Zgodziliśmy się na nią, cóż więcej trzeba?
– Łaskawcy!
– Tak. Inne partie po prostu powinny powiedzieć, czy chcą tego, czy nie. To by było najbardziej uczciwe. Mamy do wyborów dziewięć miesięcy. My chcemy jednej listy. Gramy o to, żeby np. odrzucić weto prezydenta. Inni partnerzy mówią od dwóch, trzech miesięcy, że nie wiedzą i myślą.