Śpiewanie dla Polonii jest magiczne
Urodzony w Jaśle na Podkarpaciu Mateusz Mijal (37 l.) od najmłodszych lat poświęca się muzycznym pasjom. Ma za sobą wiele scenicznych występów i studyjnych nagrań oraz wierną publiczność. 18 lutego w sali bankietowej Janosik w Hickory Hills po raz kolejny zaprezentuje się polonijnej publiczności. Opowiedział nam, które z jego utworów usłyszy Polonia i jaki ma plan na kilkudniową wizytę w Chicago.
„Super Express”: – To będzie twój kolejny występ dla amerykańskiej Polonii, jakie emocje towarzyszą ci tym razem?
Mateusz Mijal: – Każdy koncert jest dla mnie zawsze cudownie spędzonym czasem i towarzyszą mi wtedy niezapomniane, wspaniałe emocje. Planuję przylecieć do Chicago parę dni wcześniej, żeby spokojnie przygotować się do koncertu. Myślę, że znajdę także czas na zwiedzanie i zrobienie zakupów. Organizatorzy koncertu bardzo dbają o to, żebym czuł się w czasie pobytu w USA dobrze. Po koncercie na kilka dni zostaję w Chicago.
– Dlaczego ludzie kochają muzykę góralską?
– To taki ewenement, jeśli chodzi o styl muzyczny. Te piosenki się nie nudzą, są zawsze skoczne, przebojowe i cieszą uszy ludzi, bo właśnie w muzyce też o to chodzi, żeby dawała nam dużo radości. Mój repertuar jest bardzo szeroki, śpiewam ballady o miłości, a także taneczne piosenki, przy których można się świetnie bawić. Na koncercie dla chicagowskiej Polonii
nie zabraknie moich hitów, takich jak „Winny”, „Niech się ludzie śmieją” czy „W Zakopanem cię poznałem”.
– Twojemu sercu bliżsi są fani w Polsce czy za granicą?
– Mam spore grono fanów w Polsce, są fantastyczni. Za granicą odczuwam, że fani są spragnieni polskiej kultury, muzyki, obcowania z nią, dlatego moje koncerty cieszą się zawsze taką popularnością i jest w nich coś magicznego. Uwielbiam te koncerty, spotkania po nich z publicznością, granie na żywo i nasze wspólne śpiewanie.
– Zawsze marzyłeś, by śpiewać?
– Na początku uczyłem się grać na fortepianie, później grałem na trąbce, aż w końcu zacząłem śpiewać na konkursach i festiwalach. Kiedy się okazało, że z każdego wracam z nagrodą, zacząłem myśleć o śpiewaniu poważnie. Próbowałem swoich sił na wielu scenach. Szedłem do przodu mimo tego, że czasami brakowało sił i były chwile zwątpienia. Ale ja do końca wierzyłem, że będę w życiu robił to, co kocham. Do dzisiaj pamiętam pierwszą piosenkę, którą zaśpiewałem. To było na Dniu Nauczyciela w moim rodzinnym gimnazjum w Jaśle. Była to piosenka „Życie to jest teatr” Edwarda Stachury. Gdy skończyłem, nastała kilkusekundowa cisza… po czym wszyscy zaczęli bić brawa, to było cudowne uczucie.
– Jaka jest recepta na sukces?
– Kawał ciężkiej pracy, konsekwencja w działaniu, rozwój, determinacja i trochę szczęścia. Muzyka jest całym moim życiem, poświęciłem się jej bez reszty.