PiS CZUJE, ŻE TRACI WŁADZĘ
„Super Express”: – PiS nie widzi nic złego w partyjnych dotacjach na nieruchomości dla organizacji związanych ze środowiskiem obozu rządzącego. Mało tego, minister Czarnek zapowiada kolejne takie inicjatywy.
Artur Dziambor: – Problem polega na tym, że powstał fundusz, którym pan minister się bawi. My głosowaliśmy przeciwko temu funduszowi, bo takie zabawki nigdy nie powinny być w rękach polityków. Takie właśnie fundusze na dowolne wydatki, wedle uznania pana ministra tego czy owego. (…) Ministerstwo Edukacji jest specyficzne, bo tam nieustannie mamy jakiś problem – z systemem, z niskimi zarobkami nauczycieli, ze słabym poziomem szkolnictwa. Te kłopoty są zakopywane pod ziemię, a w międzyczasie pan minister przelewa pieniądze na różne fundacje i organizacje, w których – całkiem przypadkiem – znajdują się jego koledzy z partii. Można więc mieć realne pretensje i uważać, że to nie w porządku. Najgorsze, że to wszystko jest legalne, to nie jest tak, że on popełnił jakieś przestępstwo. Robi coś, co jest zwyczajnie niemoralne.
– Niedawno przyjęto specjalną ustawę, która dała ministrowi takie możliwości. Wcześniej ich nie miał.
– Tak. Ostrzegaliśmy przed tym. (…)
– Zgadza się pan z tymi, którzy twierdzą, że PiS się uwłaszcza na publicznym majątku?
– Po pierwsze, PiS nie może być pewny zwycięstwa w następnych wyborach. W ich przypadku to jest tak, że albo będą rządzić, albo będą siedzieć. Na pewno jest tak, że gdy utracą władzę, to trzeba będzie te rządy rozliczyć. A rozliczenia mogą być dla wielu drastyczne. Oni robią więc wszystko, by jakoś się zabezpieczyć finansowo na wypadek chudych lat. Wprowadzili odpowiednie ustawy, które im pozwalają na taki cyrk! Nie ma bowiem rzeczywistej kontroli nad tym, czego sobie władza PiS zechce. Mają większość, Sejm senackie poprawki odrzuca, prezydent większość rzeczy podpisuje i wszyscy są zadowoleni. (…) PiS czuje odejście od władzy, więc robi wszystko, żeby jak najwięcej tej władzy zachować nawet po utracie rządów. Coś takiego robili komuniści, gdy odchodzili w 1989 r. To, że PiS kopiuje PZPR także w wielu innych kwestiach, jest dla nas oczywiste. Tylko zwyczajnie boli. (…)
– Będzie rozłam w Konfederacji? Odda pan jedynkę w Gdyni Stanisławowi Tyszce?
– Osoba, która jest spadochroniarzem, nie powinna startować. Gdynianie takich rzeczy nie lubią, kiedyś nawet była taka akcja „Gdynianie głosują na gdynian”. Kiedy pan Tyszka będzie tu kandydatem, będzie dostawał pytania lokalne, nie centralne. Takich rzeczy nie powinno być w tak poważnych organizacjach, jaką Konfederacja chce być. Mam nadzieję, że te złe decyzje, które są teraz podejmowane, zostaną wycofane. Dopóki listy nie zostały ustalone, piłka przez cały czas jest w grze.
– Co pan zrobi, jeśli koledzy z Konfederacji jednak postawią na Tyszkę?
– Jeszcze nie wiem. Nie przemyślałem tego, bo nie wyobrażałem sobie scenariusza, w którym koledzy stwierdzają, że poseł Kulesza, Sośnierz i ja jesteśmy niepotrzebni. Jesteśmy jednymi z najaktywniejszych posłów.
– Chcą się was pozbyć?
– Może tak być. Rzeczywiście tak się zachowują. (…) Ponieważ politykiem się bywa, a nie jest, to ja już zatelefonowałem do jednego z moich byłych pracodawców, że chyba od października wracam i żeby mi tam grzał miejsce. Jako nauczyciel angielskiego pracowałem w wielu miejscach. Chętnie do tego wrócę. (…)