Gdy dźwięki nie dają żyć
Wiele osób nie znosi skrzypienia styropianu i odgłosu tarcia po szkolnej tablicy. Ale to nie znaczy, że dotyczy ich mizofonia. Jest ona zaburzeniem psychicznym, przy którym występuje silna nietolerancja niektórych odgłosów. Każdy mizofonik ma indywidualne uprzedzenia dźwiękowe. Niektórych doprowadza do szału odgłos fal rozbijających się o brzeg morza. Inni nienawidzą dźwięku trąbki, a hejnał mariacki jest dla nich torturą. Mogą reagować nie tylko drażliwością, lecz także przerażeniem.
Choroba może prowadzić do paniki, trudnych do opanowania ataków złości, agresji i poważnych załamań nerwowych. Greckie słowo „miso” oznacza nienawiść lub niechęć, „phono” dźwięk. Cierpiący na mizofonię najczęściej nienawidzą kapania wody, odgłosu pisania na klawiaturze i dźwięków wydawanych podczas żucia gumy, chociaż może je usłyszeć tylko ktoś z niezwykle wrażliwym słuchem, którego u mizofoników nie stwierdzono.
Mizofonia, inaczej SSSS (z ang. Selective Sound Sensitivity Syndrome), to efekt zaburzenia neurologicznego wpływającego na psychologię chorego. Polega ono na myleniu przez mózg bodźców dźwiękowych z takimi, które rzeczywiście powinny przerażać lub złościć. Przez to chory nie jest w stanie lekceważyć dźwięków, które dla innych są obojętne lub niesłyszalne. Na przykład szeptów, przełykania śliny, połykania napojów, szurania butami, otwierania drzwi samochodów. Na jaki by nie wskazać odgłos, na świecie na pewno znajdzie się mizofon, który go nienawidzi. Mizofonia jest nieuleczalna, a jej skutkiem jest izolowanie się chorych od innych ludzi (bo mlaszczą, żują, szepczą itp.).