Rządzi twardą ręką z nim nie ma dyskusji
Fernando Santos (69 l.) objął stery reprezentacji Polski. Osobę nowego selekcjonera ocenił Jacek Gmoch (84 l.), selekcjoner reprezentacji sprzed ponad 40 lat. Oprócz tej funkcji obu panów łączy Grecja, gdzie pracowali jako trenerzy, a także wyuczony pierwszy zawód, bo obaj z wykształcenia są inżynierami, Santos – elektryki, a Jacek Gmoch – budownictwa.
Super Express: – Jak przyjął pan wybór Fernando Santosa na selekcjonera?
Jacek Gmoch: – To jest bardzo dobry wybór, bo akurat znam pracę tego szkoleniowca. Osobiście go nie poznałem, ale pracowałem jeszcze w Grecji, gdy on był w PAOK-u. Miał duże dokonania zarówno z klubami, jak i z reprezentacjami, a raczej jest rzadkością, żeby na obu polach odnosić sukcesy.
– Jakim jest trenerem?
– Prowadzi zespoły twardą ręką, ale zna słowo „kompromis”. Ma duże dokonania i dużą wiedzę, dlatego trzeba z niej skorzystać. To jest absolutny zawodowiec, nie tylko ze świetnym CV, lecz także myślący po inżyniersku z racji wykształcenia. A takich, z tego, co wiem, to było do tej pory trzech – Arsene Wenger, Santos i moja skromna osoba. Czyli trzeba skończyć Politechnikę, żeby być selekcjonerem reprezentacji Polski (śmiech).
– Trener z takim CV będzie chyba autorytetem dla wszystkich piłkarzy, bo Robert Lewandowski kilka razy dawał wyraz nieufności do polskich selekcjonerów. – Na jedną rzecz chciałbym zwrócić uwagę, bo śledziłem pierwszą konferencję Fernando Santosa w Polsce. Spytano go, czy będzie kontaktował się i czy wybierze się do polskich piłkarzy grających w zagranicznych klubach. Odpowiedział, że po mistrzostwach świata mają więcej obowiązków w klubach i trzeba dać im trochę spokoju, a spotka się z nimi na zgrupowaniu. Ale nie powiedział, że będzie jeździł do nich do klubów jak poprzedni selekcjonerzy. To świadczy o ustawieniu od razu sprawy i pewnych zasad.
– Jakich mianowicie?
– To nie Mahomet ma przyjść do góry, ale góra do Mahometa. Tłumacząc inaczej, to piłkarze muszą się podporządkować jemu i pewnym zasadom, a nie odwrotnie. W Grecji znany był z tego, że jego zdanie było najważniejsze i koniec dyskusji. Ale potrafi być też kompromisowy, np. gdy pozwalał Cristiano Ronaldo dyrygować drużyną z ławki w finale Euro, gdy ten nie mógł grać z powodu kontuzji, a sam schował się trochę do tyłu. – Jednego z asystentów Santosa upatruje się Łukaszu Piszczku. To dobry kandydat?
– Zawsze staram się zajmować problemem, a nie ludźmi. Uważam, że trzeba przyjąć system niemiecki i selekcjoner powinien mieć asystenta, dwóch, a nawet trzech, z których jeden go zastąpi w przyszłości. Asystenci powinni być dopuszczeni do wszystkich tajemnic strategicznych, uczestniczyć przy wszystkich sprawach i decyzjach podejmowanych przez głównego trenera. Nie chcę mówić o nazwiskach, czy to ma być Piszczek, czy ktoś inny. Dobrze, gdyby przy Santosie był trener lub trenerzy naszych reprezentacji młodzieżowych, bo to jest podobna
struktu- ra kadry. Co nie oznacza, że wyróżniający się trener klubowy, który zdobędzie mistrzostwo
Polski albo zaistnieje w europejskich pucharach, nie powinien być asystentem.