Santos ma czas żeby to poukładać
Www.usa.se.pl Franciszek Smuda w rozmowie z „Super Expressem” o przyszłości reprezentacji:
Wykorzystanie naszych gwiazd, Lewandowskiego i Milika, to jedno z głównych zadań postawionych Santosowi
Franciszek Smuda (75 l.) z uwagą śledzi wszystko, co się dzieje w polskiej piłce. Były selekcjoner odniósł się do wyboru Fernando Santosa (69 l.) na to stanowisko, wrócił też do występu polskiej reprezentacji na mundialu w Katarze.
„Super Express”: – Fernando Santos to dobry wybór na selekcjonera?
Franciszek Smuda: – To doświadczony trener z dużymi osiągnięciami i jeśli takiego wyobrażał sobie prezes Cezary Kulesza, to jak najbardziej jest OK. W pracy z reprezentacjami Santos trafiał na dobry piłkarski materiał. W Grecji miał doświadczonych piłkarzy, z mistrzami Europy z 2004 r., a jednocześnie doszli nowi piłkarze takiej klasy, jak choćby Sokratis, którego pamiętam z Dortmundu, więc naprawdę miał dobrą mieszankę. Selekcjoner nie wychowa i nie stworzy zespołu na tygodniowym zgrupowaniu. Podstawą jest dobry materiał, a w Portugalii miał jeszcze lepszy niż w Grecji.
– Coś wykroi Santos z naszego materiału? Jak pan porówna potencjał Polski do potencjału Grecji Santosa, z którą prowadzona przez pana ekipa grała dwukrotnie, gdy on prowadził grecką drużynę?
– Grałem dwa razy i nie przegrałem, więc nie jestem gorszy od niego (śmiech). Wracając do pytania, to trudno porównać, bo było to sporo lat temu. Natomiast co do naszej kadry, to ci, którzy byli na Euro 2021 – nazwijmy ich młodzieżowcami – dojrzeli i się rozwinęli. Pojawili się następni, którzy wyjechali do mocnych klubów, jak Kuba Kamiński. Coraz lepszym piłkarzem jest Sebastian Szymański z Feyenoordu, więc Santos ma naprawdę w kim wybierać. W okresie mojej pracy z kadrą nie było tylu młodych. Musiałem do niej brać 32-letniego Niedzielana. Gdy lecieliśmy na mecze towarzyskie z USA i Ekwadorem, to nazbieraliśmy ledwie 18 piłkarzy. Santos ma teraz ludzi i czas.
– Co pan ma na myśli?
– Patrząc na to, z kim gramy w grupie eliminacyjnej do Euro, to ma czas wkomponować wielu młodych piłkarzy do reprezentacji, bo nie ma dużego ryzyka. Jesteśmy w stanie wygrać z każdym rywalem zarówno u siebie, jak i na wyjeździe.
– Zmiana selekcjonera była konieczna?
Czesław Michniewicz osiągnął na mundialu cel, jakim było wyjście z grupy.
– Nie chciałbym tego komentować.
Chyba dobrze zrozumiałem Bońkowe przesłanie, ani on, ani ja nie jesteśmy ruskimi onucami. Ten epitet używany jest dzisiaj w Polsce jako zamiennik rzeczowej dyskusji. Po zwiedzeniu Muzeum Wojny w Sajgonie moja opinia jest radykalna: wojna to największa zaraza ludzkości.
O byłym już trenerze kadry szczypiornistów pisałem parokrotnie. Przypadek Patryka Rombla dowodzi, że dobry trener niekoniecznie będzie dobrym selekcjonerem, to jest zupełnie inna
– Potencjał piłkarski kadry został przez niego wykorzystany?
– Nie. Było nas stać i należało wycisnąć więcej, bo ci piłkarze potrafią dużo więcej. Zresztą sami o tym mówili, że chcieli więcej swobody w grze. Chcieli więcej inwencji technicznej i umysłowej w nią włożyć. Kamil
Grosicki dostał kilka minut w całym mundialu, a uważam, że na Meksyk czy Arabię, to „Grosik” swobodnie dałby radę. Jak widzieliśmy, z zespołem o numer buta większym, czyli Francją, też dawał radę i należało z niego częściej korzystać. robota. W kadrze spotykamy się z zawodnikami od wielkiego dzwonu – jak wybitny dyrygent z orkiestrą. Nie wrócą czasy, gdy kadra Kazimierza Górskiego trenowała tygodniami w polskich górach przed ważnym turniejem. Czy wzorem reprezentacji futbolowej także na mecze ręcznych trzeba będzie kupować bilety u koników? Musieliby wyrosnąć następcy Szmala, braci Jureckich, Bieleckiego, Siódmiaka i trenera Wenty. Ten ostatni w roli prezydenta próbuje odkurzyć Kielce. Powinien
Fernando Santos (69 l.) pracuje w Polsce od miesiąca
zacząć od ratowania legendy polskiego szczypiorniaka, klubu Vive. To nasze srebro rodowe wszakże. Jesteśmy potęgą w nowej konkurencji sportowej – skokach narciarskich par. Po co to udziwnianie? Kolejne będą skoki tyłem albo w stroju kąpielowym? Naprawdę wszystko musi być na sprzedaż? Kamilu, Dawidzie, Piotrze: wracajcie do wielkiej formy i wygrywajcie w klasycznym skakaniu. Jak wasi wielcy poprzednicy – Marusarz, Fortuna i Małysz.
Magda Linette (31 l.) po kapitalnym występie w Australian Open będzie chciała pójść za ciosem w kolejnych turniejach. Pierwszym jest rozpoczęty 20 lutego w Meridzie w Meksyku. Tenisistka z Poznania specjalnie dla nas opowiedziała o sukcesie w Melbourne, dalszych planach i o tym, jaką inspiracją były dla niej dokonania Igi Świątek.
„Super Express”: – Mówi pani o sobie, że jest bardzo uparta. Czy ta cecha charakteru częściej pani pomaga, czy przeszkadza? Magda Linette: – Nie jest to łatwe pytanie, musiałabym zrobić sobie rachunek sumienia wszystkich plusów i minusów, kiedy mi to pomogło, a kiedy przeszkodziło. Z jednej strony ostatnio nagroda w postaci półfinału Australian Open pokazała mi, że mój upór niesamowicie się opłacił. Jednak z drugiej strony np. członkom mojego teamu może to utrudnić przekonanie mnie do pewnych kwestii. Warto byłoby o zdanie zapytać ich.
– Za awans do półfinału Australian Open zarobiła pani ponad 2,7 mln zł brutto. Zainwestuje pani te pieniądze? A może pozwolą też zrealizować jakieś prywatne marzenie?
– Na prywatne większe marzenia póki co nie mam planów, nad inwestycjami również się nie zastanawiałam. Mam kilka rzeczy, które kiełkują w mojej głowie, ale to jeszcze za wcześnie, żeby myśleć o tym pod kątem inwestycji. Póki co skupiam się na inwestowaniu w swoją karierę i w swój team. Oczywiście aktywnie myślę o życiu po tenisie, ale na tym etapie jeszcze nie podjęłam żadnych decyzji, rozglądam się.
– Po kolejnych zwycięstwach w Melbourne mówiła pani dużo o swojej przemianie mentalnej. Na czym polegała praca nad tą sferą?
– Od dłuższego czasu ja i mój team zdawaliśmy sobie sprawę, że jest przestrzeń do poprawy, bo jedną z trudniejszych dla mnie rzeczy było kontrolowanie emocji. Podczas ostatniego pobytu na największych arenach w Australii w końcu udało się utrzymywać ten spokój i kontrolę. Cieszymy się, że sfera, nad którą pracujemy od dłuższego czasu, przynosi nam korzyści.
– Wcześniej często podkreślała pani, że w trakcie treningów nie ustępuje pani czołowym zawodniczkom, ale problemem jest zaprezentowanie tego poziomu również w trakcie meczów. Czy właśnie ten mentalny przełom umożliwił wreszcie wykorzystanie potencjału?
– Tak, chociaż naszym zdaniem zawsze można jeszcze coś poprawić i już wyciągamy wnioski po półfinałach Australian Open. Budujące jest to, że techniczne rzeczy, nad którymi pracowaliśmy, w połączeniu z kontrolą emocji w końcu wybrzmiewają na korcie.
– Czy awans na rekordowe 22. miejsce w rankingu wpłynie na pani plany startowe już w najbliższych miesiącach?
– Już wpłynął, chociażby ostatnio odwołałam swój udział w turnieju w Tajlandii. Zapisy na turnieje odbywają się ok. 6 tygodni wcześniej, dlatego wszystko trzeba planować z dużym wyprzedzeniem, stąd niebawem będę brać udział w dwóch mniejszych turniejach. Patrząc dalej, nie będą to ogromne zmiany, ale z pewnością turnieje niższej rangi nie będą w polu moich priorytetów. Obecna pozycja daje mi zdecydowanie trochę więcej swobody.
– Ukończyła pani studia licencjackie w Indiana University East i edukacyjny program Harvard Business School. Czy planuje pani kontynuowanie edukacji?
– Póki co nie mam takich planów. Jestem w Radzie Zawodniczek WTA, co zajmuje znaczną część mojego wolnego czasu. Oczywiście co jakiś czas spoglądam, czy pojawiają się jakieś interesujące mnie kursy. Zabierając się za nową rzecz, lubię się temu poświęcić i zrobić to na 100 proc., ale obecnie czasowo nie byłabym w stanie tego spiąć.
– Polscy kibice wciąż nie doczekali się pani oficjalnego meczu z Igą Świątek. Czy chciałaby pani, żeby wreszcie do niego w najbliższym czasie doszło?
– To prawda, że nie możemy jakoś na siebie trafić, ale myślę, że nasz mecz to tylko kwestia czasu, bierzemy przecież udział w tych samych turniejach.
– Czy ostatnie sukcesy Igi Świątek wpłynęły na panią motywująco?
– Obserwując jej karierę i widząc, jakie bariery była w stanie przekroczyć, to z pewnością działa motywująco. Często oglądam jej mecze i wiele się od niej uczę, mamy przecież do czynienia z najwyższym światowym poziomem tenisa. Bardzo dużo zyskuję dzięki Idze, która robi tak fantastyczne wyniki.
– Już za rok igrzyska w Paryżu, a po pani świetnym występie w Melbourne wzrosły apetyty na start pary deblowej Linette/ Świątek? Czy są na to szanse?
– Myślę, że tutaj warto byłoby zapytać o zdanie Igi, bo tak naprawdę żadna z nas nie grywa debla regularnie. Zawsze z wielką dumą występuję w polskich barwach, dlatego wszystko jest możliwe, ale co będzie za rok w Paryżu? Sama jestem tego bardzo ciekawa.
Zabrzanie ostatnio nie zachwycają, ale Łukasz Milik nie załamuje rąk. Nowy dyrektor sportowy Górnika wierzy w utrzymanie w PKO BP Ekstraklasie i pozostanie Łukasza Podolskiego przy Roosevelta. – Trzeba dojść do ściany i się dogadać – mówi w programie ligowym „SE” emitowanym na YouTube.
„Super Express”: – Górnik zdobył tylko dwa punkty w ostatnich sześciu meczach. Planujecie wzmocnienia przed walką o utrzymanie? – Wiemy, że w piłkarzach, których mamy, drzemie potencjał. Pokazały to mecze w rundzie jesiennej. Możemy grać dobrze i widowiskowo, o Górniku już mówiło się bardzo dobrze w tym sezonie. Teraz mamy słabszy okres i chcemy go zakończyć. Szukamy napastnika, są to intensywne poszukiwania. Chcemy być pewni takiego piłkarza, by nie przyszedł do nas ktoś, kto będzie chciał tylko odcinać kupony. Potrzebujemy kogoś, kto jest głodny gry i chce nam pomóc.
– Mówi się, że opuścić was może za to inny napastnik. To ostatnie pół roku Szymona Włodarczyka w Zabrzu?
– Trudno mi mówić, czy były konkretne oferty za Szymona, bo nie byłem jeszcze dyrektorem Górnika. Myślę, że klub zawsze każdą konkretną ofertę przyjmie i się nad nią zastanowi. Na razie liczymy na Szymona, jest młodym napastnikiem, który się rozwija. Chcemy trochę ściągnąć z niego presję, choć wiadomo, że napastnik zawsze ją ma. Znam to, bo wiem, jak było w przypadku mojego brata Arka. Myślę, że Szymon pomoże drużynie. Zobaczymy, czy latem będzie odpowiedni moment, by go sprzedać. Chcemy, by dalej grał w Górniku.
– Czy piłkarzem Górnika pozostanie Łukasz Podolski?
– Mamy koleżeńskie relacje już od dłuższego czasu. Myślę, że jak on będzie chciał i my też, to pewno się dogadamy. Nie mogę powiedzieć, jak zaawansowane są rozmowy z „Poldim”, ale już trwają. Trzeba dojść do ściany i wtedy się dogadać, by obie strony były zadowolone. Łukasz wyraża chęć pozostania piłkarzem Górnika. Być może dostanie jakąś inną ofertę i będzie chciał jeszcze spróbować czegoś innego, ale w tym momencie są rozmowy, by dopiąć jego pozostanie.