Wykopali bombę
GRABARZE STRUCHLELI, BO...
Blanka miała zaledwie 9 miesięcy, gdy matka udusiła ją gołymi rękami. Do tragedii doszło w Olecku (woj. warmińsko-mazurskie) blisko 4 lata temu, ale dopiero teraz Anna W.
(43 l.) usłyszała wyrok. Groziło jej dożywocie, za kratami spędzi jednak ćwierć wieku. Przed sądem odpowiadał również ówczesny kochanek kobiety i ojciec dziewczynki, Grzegorz W. (46 l.), ale został on oczyszczony z wszelkich zarzutów.
W czerwcu 2019 r. w mieszkaniu Anny W. w Olecku policjanci znaleźli leżące w łóżeczku, owinięte w kocyk zmaltretowane zwłoki jej córeczki Blanki. – Niemowlę miało serce przebite żebrem, mogło być uderzane młotkiem lub wałkiem – relacjonował Ryszard Tomkiewicz, ówczesny rzecznik Prokuratury Okręgowej w Suwałkach. Sekcja zwłok wykazała, że Blanka oprócz licznych urazów i siniaków na całym ciele, miała połamane żebra, stłuczone płuca i serce, a bezpośrednią przyczyną jej śmierci było gwałtowne uduszenie.
Według biegłych, dziewczynka musiała być katowana niemal od urodzenia, ponieważ złamania pięciu żeber miała już wygojone! Mundurowi zatrzymali wtedy matkę i ojca Blanki. Grzegorz W. przeżył gehennę w areszcie, dopóki śledczy nie dowiedli, że ze śmiercią córeczki nie miał nic wspólnego. Anna W. była jednak w innej sytuacji. Miała problemy z alkoholem i narkotykami, a troje dzieci z poprzednich związków odebrano jej sądownie.
Po trwającym ponad dwa i pół roku śledztwie oboje rodzice dziewczynki zasiedli na ławie oskarżonych w Sądzie Okręgowym w Suwałkach (woj. podlaskie). Proces trwał ponad rok i ze względu na makabryczne szczegóły toczył się za zamkniętymi drzwiami. Śledczy dowiedli, że matka udusiła córeczkę, zatykając jej nosek i buzię. Sąd skazał ją na 25 lat więzienia. Uzasadnienie wyroku jest niejawne.
Ojciec Blanki odpowiadał z wolnej stopy za zaniechanie opieki i narażenie córki na niebezpieczeństwo. Groziło mu nawet 5 lat odsiadki, ale sąd go uniewinnił. Blanka spoczywa na cmentarzu parafialnym w Olecku. Tata dziewczynki ufundował jej okazały nagrobek i zawsze dba, by paliły się na nim znicze.
Grabarze musieli być mocno zdziwieni, gdy ich łopaty brzęknęły o metalowy przedmiot w trakcie, gdy kopali mogiłę na cmentarzu w Raszczycach pod Rybnikiem (woj. śląskie). Po krótkich oględzinach postanowili nie ruszać znaleziska i zawiadomili służby. Okazało się bowiem, że dokopali się do niewypału. – Niewybuch był na głębokości około dwóch metrów pod ziemią. Na miejsce zostali wezwani saperzy – wyjaśnia st. asp. Bogusława Kobeszko, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Rybniku. Prace na cmentarzu zostały natychmiast wstrzymane, a teren zamknięty. Potem pozostało poczekać na wizytę saperów, którzy nadciągali z jednostki w Gliwicach. Okazało się, że w ziemi tkwił niekompletny granat moździerzowy. – W zdarzeniu nikt nie ucierpiał – podsumowała st. asp. Kobeszko.