Od złości DO MIŁOŚCI
Czy złość zostanie nazwana uczuciem czy emocją, to zawsze jest reakcją człowieka na jakiś dyskomfort, na bolesne wydarzenie lub na grożące niebezpieczeństwo. Do uczuć, czy emocji, zakwalifikowana jest również miłość. Każdy człowiek ma prawo do odczuwania, tak złości, jak również miłości. Pod względem moralnym uczucia nie są ani dobre ani złe. Są natomiast nieprzyjemne albo przyjemne. Ocenie moralnej podlegają dopiero działania podjęte i dokonane pod wpływem uczuć/emocji i mogą być one dobre albo złe.
Ma się wrażenie, że uczucia złości częściej towarzyszą człowiekowi niż uczucia miłości. A może tylko są bardziej natarczywe i wpisują się głębiej w ludzką pamięć? W relacjach osoby z samą sobą, jak również z bliźnimi oraz z Bogiem, mogą się przebudzać jedne i drugie uczucia, z przewagą jednych albo drugich. Lub na przemian. Niełatwo jest człowiekowi znaleźć siebie w natłoku uczuć, by wybrać właściwą reakcję i odpowiednie działania, dzięki którym umocni się a nie zostanie pokonany. Uczucia, nawet te niespełnione, winny mieć swoje ujście - zostać skanalizowane. Szczególnie dotyczy to złości, by nastąpiła reakcja, albowiem blokowanie i kumulowanie złości w swoim wnętrzu doprowadzi wcześniej czy później do wybuchu z wielką szkodą dla samego człowieka. Złość dzięki temu, że prowokuje do podjęcia działań staje się motorem zmian we własnym życiu.
Uciążliwym jest życie człowieka przepełnionego złością, nawet gdy ona jest silnie tłumiona. Złość wyolbrzymia fakty i niebezpieczeństwa, przedstawia je jako niemożliwe do rozwiązania, popycha w kierunku działań agresywnych. Człowiek przepełniony złością nie jest w stanie długo ani owocnie funkcjonować, niezależnie od tego, kogo dotyczy owa złość: Boga, bliźniego czy siebie samego.
Złość jest prowokowana przez powstałe i noszone w sobie urazy. Urazy można zdefiniować jako żal będący skutkiem zachowań lub działań, które sprawiły przykrość i przez które czuje się obrażony lub poniżony. Bywa, że ktoś nosi w sobie przekonanie, iż został opuszczony, zaniedbany, lub skrzywdzony przez Boga. Zadaje sobie nieraz pytanie, dlaczego właśnie jego spotkało coś, co niszczy całą jego „receptę na życie”, podczas gdy taka krzywda nie dotyka nikogo innego. Bywa, że u kogoś rana doznanej krzywdy „krwawi nieustannie” zajmując prawie całą pamięć i wyobraźnię. Ból i żal jest szczególnie mocny wówczas, gdy rana została zadana przez bliską osobę ukochaną. Czasem też bywa żal do siebie samego, do własnych życiowych błędnie podjętych decyzji albo większych zaniedbań.
Ktoś pięknie zauważył, że uraza jest jak kawałek płonącego węgla w dłoni. Ludzie, którzy żywią urazę myślą tylko o tym, kiedy będzie najlepszy moment, aby go rzucić w kierunku tych, którzy ich obrazili. Jednak płonący węgiel parzy ich samych, ponieważ ciągle trzymają w sercu urazę - ten ogień - źródło gniewu, nienawiści i dyskomfortu.
Jedynym ratunkiem jest ugaszenie płonącego węgla - hojne wybaczenie w duszy swojej, komu trzeba. Hojne oznacza z serca. Hojnym człowiekiem, jest tylko „wielki i szanujący siebie człowiek”, który potrafi sobie powiedzieć, że nie pozwoli, aby ta konkretna uraza rujnowała całe jego życie. Wybaczenie - oznacza uwierzenie, że w przyszłości obroni się przed podobnymi urazami. Oznacza także dostrzeżenie posiadanego w sobie dobra - dobrych wartości i cech - które sprawiają, że życie zaczyna dawać satysfakcję i staje się pięknym, jeśli będzie pozbawione urazów. Zasługuje zatem cały człowiek na miłość i troskę o siebie. Ma prawo do miłości. Także do uczucia miłości. Miłości siebie samego oraz miłości bliźniego, drugiego człowieka. Żeby doszło do miłości dwojga nawzajem poranionych osób, nie wystarczy przebaczenie, nawet wzajemne wybaczenie sobie czegokolwiek i wszystkiego. Musi jeszcze dojść do pojednania. Jest ono zgodą obojga osób. Zgoda obejmuje zobowiązanie, że ani takie ani podobne bolesne działania się nie powtórzą. Wymaga także dowodów na to, że zobowiązanie będzie dotrzymane. Na dodatek będą podejmowane działania wskazujące na wzajemny szacunek i wierność w miłości.
Święty Paweł Apostoł zaznaczył, żeby z pojednaniem nie zwlekać, ale uczynić to w tym samym dniu: „Niechaj słońce nie zachodzi nad zagniewaniem waszym”. Jezus także nalegał, żeby pojednać się „polubownie” to znaczy w drodze, zanim dojdzie się do sądu, bo tam już może być zbyt późno. Szczególnie hojnym okazał się Jezus, który wybaczył swoim mordercom. Co więcej, przeniósł na Boga Ojca swoje wybaczenie tym, którzy go w tym momencie nie słyszeli i nawet usprawiedliwiał ich, zapewniając Ojca, że oni nie wiedzieli, co czynią.
Zawsze życie człowieka działającego pod wpływem miłości jest piękniejsze aniżeli innego, który hołduje uczuciom złości.