DIAKON MIAŁ PODCIĘTE GARDŁO
Szokujące kulisy śmierci dwóch księży
Młody diakon z Sosnowca (woj. śląskie) zginął od ran ciętych. Zabójca działał z dużą siłą, ostrze noża rozcięło szyję oraz płuco. Tak ocenili biegli, którzy w Zakładzie Medycyny Sądowej w Katowicach, przeprowadzili sekcję Matusza B. (†26 l.). Nieco wcześniej podobnemu badaniu poddano ciało ks. Roberta S. (†45 l.), który zginął potrącony przez pociąg, wkrótce po zabójstwie diakona. Prokuratura Okręgowa w Sosnowcu prowadzi odrębne śledztwa w sprawach obu tych tajemniczych zgonów.
Ciała obu duchownych odkryto we wtorek 7 marca. Starszy z kapłanów, Robert S., został znaleziony martwy na torach kolejowych przy dworcu w Sosnowcu. Przyczyną jego zgonu stały się wielonarządowe obrażenia ciała. Powstały one w skutek potrącenia przez pociąg. Natomiast diakon, którego zwłoki leżały w obejściu Domu Katolickiego w centrum miasta, zmarł w wyniku ran ciętych, które zabójca musiał zadać z ogromną siłą.
– Przyczyną zgonu stały się rany cięte klatki piersiowej, szyi, skutkujące uszkodzeniem dużych naczyń krwionośnych i płuc i wykrwawieniem – przekazał w rozmowie z „Super Expressem” prokurator Waldemar Łubniewski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Sosnowcu.
Prokuratura ciągle nie podaje liczby ran, jakie zadano młodemu diakonowi. W dalszym ciągu też zastrzega, że jest zbyt wcześnie, by łączyć oba krótko po sobie zaistniałe zgony księży. Śledczy nie potwierdzają też doniesień, jakoby księża mieli być skonfliktowani.
26-letni diakon Mateusz B. i ksiądz Robert Sz. pełnili posługę w bazylice katedralnej pod wezwaniem Wniebowzięcia
NMP w Sosnowcu.
Śledczy nie mają wątpliwości, że w przypadku 26-letniego diakona doszło do zabójstwa. Według nieoficjalnych informacji, miał on zostać zamordowany przez starszego księdza. Prokuratorzy póki co milczą na ten temat.