Politycy nie powinni robić kampanii na Janie Pawle II
„Super Express”: - Większość parlamentarna przyjęła w zeszłym tygodniu uchwałę o „Obronie Jana Pawła II”. Czy księdza zdaniem, w obliczu rozdziału Kościoła od państwa, Sejm powinien być miejscem takich aktywności?
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: - Bardzo sensownie wypowiedział się w tej sprawie abp Grzegorz Ryś. Powiedział bowiem wyraźnie, że politycy nie powinni z tego tematu robić elementu kampanii wyborczej. Niestety wszystkie głosy z mównicy sejmowej są polityczne, a osoba Jana Pawła II jest używana jako narzędzie do walki z przeciwnikiem. Jego postać jest ważna nie tylko dla ludzi wierzących, bo miał ogromny wpływ na wszystko, co się działo w Europie Środkowo-Wschodniej. Także w obliczu obecnej agresji Rosji na Ukrainę możemy powiedzieć, że był przeciwnikiem komunizmu, uważał, że narody i państwa mają prawo do wolności od systemu totalitarnego. Dyskusja powinna się więc odbywać na łamach najróżniejszych publikacji naukowych, polemik publicystów, ale nie polityków. Wtedy bowiem robi się z tej sprawy karykaturę.
- Kto jako pierwszy użył Jana Pawła II jako tarczy politycznej?
- Rozpoczęły to dwie skrajności. Jedna, która zawsze atakuje czy to Jana Pawła, czy Kościół. I druga, która trzyma jego portrety. To nic nie zmienia, tylko prowadzi do zaognienia sytuacji. Jest tak, jak powiedział bp Damian Muskus: samo trzymanie portretów czy naklejanie zdjęć nic nie oznacza. Tu trzeba się zatrzymać na wszystkich dokonaniach papieża. A jeśli są jakieś rysy, to trzeba je zbadać i opisać. Politycy nie mogą w to wchodzić. Ale warto dodać, że sam Episkopat też jest w tej sprawie bardzo podzielony.
- Wszyscy wiemy, jaka była zasługa Jana Pawła II dla Solidarności, obalenia komunizmu, wreszcie wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Ale coraz więcej mówi się o tym, że partia rządząca na 15 października, czyli na Dzień Papieski, planuje wybory parlamentarne. Trudno uznać to za przypadek. - No tak. Dodam tylko, że papież jako głowa niezależnego państwa Watykan, podmiotu prawa między narodowego, sprzyjał również wejściu Polski do NATO, bo wiedział, że ten totalitarny system komunistyczny wcześniej czy później może się odrodzić. Nie bójmy się więc powiedzieć, że papież był też politykiem. I to bardzo dobrym politykiem. Natomiast podpinanie się pod to wielkie dziedzictwo, choćby wskazując Dzień Papieski na wybory, to już jest daleko posunięta sugestia na kogo głosować. Czyli na tych, którzy uważają się za obrońców papieża.
- Z drugiej jednak strony nie możemy zabierać obywatelom, społeczeństwu, możliwości zabierania głosu w tej dyskusji.
- Oczywiście, że nie.
- Coraz wyraźniej widać, że Jan Paweł II był postacią wielowymiarową, że pojawia się coraz więcej znaków zapytania dzięki pracy dziennikarzy. A my w Polsce mamy problem z taką „zero-jedynkową” oceną. Jest białe albo czarne, nie ma odcieni szarości. Nie potrafimy dyskutować, a każde publicznie zadane pytanie o przeszłość jest traktowane jako atak na Jana Pawła II.
- No tak. Wszelkie oceny „zero-jedynkowe” są fatalne. Rozumiem, że w czasach komunizmu Polakom były bardzo potrzebne takie autorytety. Wtedy gloryfikowano też Józefa Piłsudskiego, choć i on miał wiele rys na życiorysie. Natomiast w wolnym świecie nikt nikomu nie może zabronić pisania książek czy robienia reportaży. Jeśli jakąś książkę czy reportaż ktoś uważa za zły, to proszę napisać lepszą książkę i zrobić lepszy reportaż. Na tym polega dyskusja. Natomiast zakazywanie może tylko utwierdzić ludzi w przekonaniu, że jest dużo do ukrycia.
- Episkopat wydał w tej sprawie oświadczenie, w którym po raz kolejny zapewnia, że sprawą przestępstw na małoletnich w Kościele trzeba się zająć i pochylić nad nią z troską.
- Mamy tu do czynienia z tzw. grzechem zaniechania. W 2006 r. była ogromna szansa na przeprowadzenie lustracji w Kościele, istniał już wtedy Instytut Pamięci Narodowej, było już po śmierci Jana Pawła. Episkopat to jednak zablokował. I nagle po 17 latach jak bomby z opóźnionym zapłonem wyskakują teczki. Nawet w oświadczeniach Episkopatu słyszymy nazwiska konkretnych księży, którzy współpracowali z SB. Tylko, że ja o nich pisałem już 17 lat temu i nikt się tym nie zainteresował! Nikt nie poszedł tym śladem. Stracono ten czas i jest teraz mowa o tym, że taka komisja zostanie powołana w przyszłości. Ja pytam co oznacza „w przyszłości”? - Zapowiedź nie pierwsza, aktywności w tej kwestii brak.
- Taka komisja powstała w Krakowie, powołana przez kardynała Stanisława Dziwisza, nosiła piękną nazwę „Pamięć i troska” i ona nie tylko zamiotła sprawę pod dywan, ale wydała dokument, który, moim zdaniem, jest kościelną nowomową. Nie ma w niej ani słowa na temat ofiar. Nigdy się z ofiarami nie spotkano. Komisja okazała się więc kompletną fikcją. Jeśli teraz znowu ma powstać komisja, która się będzie składała z księży podlegających księdzu biskupowi czy prowincjałowi zakonnemu i przez to będą ograniczeni w działaniach, to znowu nic to nie da. To będzie tylko przelewanie z pustego w próżne.
- Pokazał je już Kościół francuski, który spotkał się z gigantycznymi skandalami obyczajowymi i poprosił świeckiego prawnika, żeby sam sobie dobrał współpracowników, wyłącznie ludzi świeckich, także innych wyznań i niewierzących, ale specjalistów prawników i historyków. Oni cofnęli się aż do czasów II wojny światowej, a Kościół udostępnił wszystkie archiwa. Wtedy raport takiej niezależnej komisji jest wiarygodny. - To spuścizna po nieodrobionej lekcji ws. lustracji, ale jest też jeszcze jeden element, o którym mówię z ogromną przykrością… Przeszkodą jest postawa prezydium Episkopatu. Przewodniczący i wiceprzewodniczący, obaj związani z Poznaniem, do dzisiaj nie chcą wyjaśnić sprawy innych molestowań, których dokonywał abp Juliusz Paetz. Abp Gądecki obiecał, że po śmierci Paetza powie prawdę, ale tego nie zrobił. To jest pięta Achillesa właśnie. Oni musieliby stanąć w prawdzie i powiedzieć, jak naprawdę było. Jakie były ofiary, co się z nimi stało. Przecież wiele z nich żyje, z niektórymi mam kontakt. Nadal tego nie rozwiązano. Kościół ma problem, bo nie chce się oczyścić. W polskim Kościele brakuje zadośćuczynienia ofiarom.
- Papież Franciszek mówiąc „wtedy wszystko tuszowano” zamknął temat tuszowania pedofilii w polskim Kościele przez Karola Wojtyłę?
- Papież jedną wypowiedzią właściwie rozwiązał ten problem. Przecież powiedział prawdę. Do tej wielkiej afery w Bostonie, gdzie dochodziło do wielkich nadużyć i która była początkiem wielkiego kryzysu w amerykańskim Kościele, tuszowanie było właściwie sprawą całego Kościoła powszechnego. Tu papież Franciszek trafił w dziesiątkę. I tak też trzeba patrzeć na zarzuty wobec Karola Wojtyły. On nie działał w próżni. Taka była mentalność Kościoła.
Trzeba się zatrzymać na wszystkich dokonaniach papieża. A jeśli są jakieś rysy, to trzeba je zbadać i opisać. Politycy nie mogą w to wchodzić. Ale warto dodać, że sam Episkopat też jest w tej sprawie bardzo podzielony