ZANDBERG RAZEM!!!
Kbrróutdknoytebrmiznineoswnaispzactzoylowgieaśuł
N„Nigdzie tak nie widać słabości państwa jak w sprawach dotyczących środowiska na tzw. prowincji. Dobro wspólne przegrywa tu z pazernością biznesu” – napisała niedawno moja koleżanka z Sejmu Daria Gosek-popiołek. Wbrew temu, co się wydaje prawicy, ofiarami tej pazerności nie padają tylko żaby czy chrząszcze, ale ludzie. W imię zysku są niszczone ich gospodarstwa, zatruwane woda i ziemia, którą uprawiają. A że dzieje się to z dala od Warszawy, rzadko docierają tam politycy i media.
Piszę te słowa, wracając z gminy Korzenna. To typowo rolnicza okolica w powiecie nowosądeckim. Mieszkańcy wypełnili wczoraj remizę strażacką, żeby opowiedzieć nam o swoim wielkim problemie: niebezpiecznych odpadach. To zyskowny biznes, który dla nich oznacza smród i hałas. Firma, która się tym zajmuje, chce jeszcze zwiększyć ilość przetwarzanych odpadów – w tym tych niebezpiecznych. Już dziś oddycha się tam ciężko. Mieszkańcy boją się, co się stanie, jeśli odpadów będzie więcej. Czują, że państwo zostawiło ich samym sobie.
Podobne historie słyszę w wielu miejscach. Ktoś zarabia dużo pieniędzy – kosztem całej okolicy. W Kruszynianach cudem udało się zablokować budowę przemysłowej fermy na 800 tys. kur. Gdyby powstała, smród zniszczyłby tę piękną tatarską wieś. W powiecie kartuskim, w całej okolicy jeziora Mausz zagraża degradacja przez żwirownię. W Gorlicach mieszkańcy, wspierani przez posłankę Gosek-popiołek, od miesięcy walczą z mafią śmieciową. W Czyżach na Podlasiu staramy się powstrzymać eksploatację torfowiska. Jeśli do niej dojdzie, ktoś zarobi dużo kasy, ale okolicznych rolników czeka ruina...
Te kilka interwencji poselskich to jest czubek góry lodowej. Brudne biznesy niszczą polską wieś. Kiedy piszę „brudne”, to nie jest metafora. To zysk, który bierze się z odoru, z toksyn, z nieodpowiedzialnej eksploatacji wody i gleby. Trudno uprawiać ziemię, kiedy ze studni znika woda. Trudno odpocząć, kiedy po otworzeniu okna do mieszkania wdziera się odór przemysłowej fermy. Trudno wreszcie wynająć turystom pokoje, jeśli piękno okolicy niszczą buldożery. Wieś po wsi lokalna społeczność przegrywa z pazernością – a państwo przygląda się temu bezczynnie.
Dużo się słyszy, że rządzącym zależy na wsi. Pan prezydent chętnie występuje na tle łanów zboża i zespołów ludowych. Jeśli tak, to czas, żeby państwo przestało w takich sprawach umywać ręce. Bo problem narasta. W każdej kolejnej miejscowości słyszałem to samo zdanie: „Nikt nam nie chciał pomóc”.