COLUMBUS STOLICĄ MLS! Faworyt walki o puchar musiał obejść się smakiem
Columbus Crew po raz drugi w historii mistrzami MLS! Ekipa Caleba Portera pokonała w ubiegłą sobotę na własnym boisku Seattle Sounders aż 3:0 i sięgnęła po MLS Cup. Sounders, którzy grali w finale czwarty raz w ciągu ostatnich pięciu lat, tym razem musieli obejść się smakiem.
25. jubileuszowy sezon MLS przeszedł do historii. Był to rok przedziwny, gdzie rozgrywki – z powodu pandemii – zawieszono po zaledwie dwóch kolejkach. Wznowiono je dopiero w lipcu turniejem MLS is Back, a potem grano bardzo intensywnie schematem środa – sobota. Większość zespołów zdążyła dzięki temu rozegrać 23 mecze, a 10 drużyn, które legitymowały się najlepszą średnią punktów na mecz, awansowało do fazy play-off. Ta różniła się od poprzednich tym, że nie było rewanżów i o promocji decydowało tylko jedno starcie.
W rozegranym na najstarszym typowo piłkarskim MAPFRE Stadium w Columbus finale spotkały się ekipy Seattle Sounders i gospodarzy. Mimo przewagi własnego boiska więcej szans dawano gościom, m.in. z racji tego, że w finałach grali oni ostatnio wyjątkowo często. W 2016 i 2019 sięgnęli po MLS Cup, wygrywając z Toronto FC, a w 2017 musieli uznać wyższość drużyny z Kanady. Crew w swojej 25-letniej historii triumfowali raz w 2008, ogrywając Red Bulls Nowy Jork. W 2015 nie udało im się natomiast pokonać w wielkim finale Portland Timbers.
Szanse gości wzrosły jeszcze bardziej, kiedy okazało się, że w ekipie Caleba Portera nie zagrają czołowi ofensywni zawodnicy: Darlington Nagbe oraz Pedro Santos. Na papierze trio Nico Lodeiro – Raul Ruidiaz – Jordan Morris wyglądało więc o wiele groźniej niż jakikolwiek zestaw graczy, których miał do dyspozycji szkoleniowiec Crew.
Tymczasem od początku spotkania Columbus natarli na Sounders bez żadnego respektu i z zamiarem szybkiego otworzenia wyniku. Udało im się to już w 25. min, kiedy piłkę do siatki ładnym strzałem z woleja posłał najdroższy piłkarz w historii klubu Lucas Zelarayan. Wykończył on akcję Harrisona Affula i 19-letniego wychowanka Aidana Morrisa, który znalazł się w składzie w miejsce Darlingtona Nagbe. Pedro Santosa zastąpił Derrick Etienne i to właśnie reprezentant Haiti podwyższył na 2:0 w 31. min, wykorzystując podanie Zelarayana. W pierwszej części doświadczeni Sounders stanowili zaledwie blade tło dla świetnie dysponowanych graczy gospodarzy.
Druga odsłona to usilne ataki gości w poszukiwaniu kontaktowego gola. Blisko byli Lodeiro i Cristian Roldan, jeszcze bliżej Morris, ale na posterunku był golkiper kadry Curacao Eloy Room. W samej końcówce Crew ukąsili po raz trzeci. I znów w pierwszoplanowej roli wystąpił Zelarayan, za którego Columbus zapłacił przed sezonem meksykańskim Tigres
7 mln dolarów. Dostał on dokładne podanie od Luisa Diaza i potężnym strzałem w okienko bramki strzeżonej przez Stefana Freia ustalił wynik meczu.
Wygrana gospodarzy była zasłużona i bezapelacyjna, aczkolwiek zarówno wynik, jak i jego rozmiary mogą szokować. Jednakże w 2020 nic w zasadzie nie powinno nas dziwić, dlatego gratulując Columbus, wypada nam życzyć sobie, aby w 2021 w MLS Cup wreszcie zobaczyć w akcji jakiś klub z udziałem Polaka. Przypomnijmy, że w tym roku Philadelphia Union z Kacprem Przybyłko sięgnęła po Supporters Shield, a New England Revolution Adama Buksy odpadła dopiero w finale Konferencji Wschodniej po porażce 0:1 z późniejszym mistrzem Columbus Crew. Cała piątka Biało-czerwonych – wliczając w to leczącego kontuzję Jarosława Niezgodę z Portland Timbers oraz dwóch Przemysławów: Tytonia z FC Cincinnati oraz Frankowskiego z Chicago Fire – powróci do gry w marcu 2021.
Strzelcem dwóch z trzech goli dla Columbus był najdroższy w historii tego klubu piłkarz Lucas Zelarayan (28 l.)