Na nartach śmiga jak rajdowiec
Alpejka Maryna Gąsienica-daniel narobiła nam apetytu na sukcesy
Wzimowych dyscyplinach sportu nie mamy wielu szans na duże osiągnięcia w międzynarodowej rywalizacji. Do czołówki od paru lat mozolnie przebija się jednak narciarka alpejska Maryna Gąsienica-daniel (26 l.). I w tym roku szczególnie mocno zaznaczyła swoją obecność na stokach, lądując między innymi w pierwszej dziesiątce zawodów Pucharu Świata w gigancie. To nie zdarzyło się żadnej polskiej alpejce od dziesięcioleci.
„Super Express:” – To pani przełomowy sezon?
Maryna Gąsienica-daniel: – Ja tak nie myślę, właściwie nie wiem, co miałoby znaczyć „przełomowy”. Przecież przez ostatnie lata małymi kroczkami regularnie wspinam się do góry i jestem coraz bliżej czołówki.
– Po drodze była poważna kontuzja nogi. Nie zwątpiła pani? – Nie spowodowała, że zaczęłam myśleć negatywnie o dalszym rozwoju. Motywacja po urazie jest ogromna, bo postawiłam sobie zadanie powrotu przynajmniej na poziom sprzed kontuzji.
– Jak blisko pani do podium Pucharu Świata?
– Cała czołowa trzydziestka na zawodach PŚ to dziewczyny na zbliżonym poziomie. Wszystkie są w stanie wygrywać.
– No to pani także.
– Jak najbardziej. Ja się też pomalutku zbliżam do najlepszych. Walcząc tak dalej, mogę się wspiąć jeszcze wyżej.
– Jeśli osiąga się lepszy czas od mistrzyni olimpijskiej Mikaeli Shiffrin, to chyba daje mentalnego kopa?
– Oczywiście. Ja od początku wierzę w to, co mogę osiągnąć, bo wiem, ile pracy i poświęceń mnie kosztowało dojście do miejsca, w którym jestem. Sięgam coraz dalej.
– Skoro umiejętności dziewczyn z czołówki są podobne, to wasza rywalizacja rozgrywa się przede wszystkim w głowie? – Wszystko zależy od tego, jak zawodniczka zachowa się w zmiennej sytuacji na trasie. Liczy się umiejętność utrzymania jazdy na limicie, na krawędzi, by cały czas ryzykować.
– To jesteście trochę jak kierowcy samochodów rajdowych. – Coś w tym jest. Działa na nas dużo czynników z zewnątrz, trzeba umieć się błyskawicznie zaadaptować, by odnaleźć limit, który pozwoli na szybką jazdę.
– Lubi pani mocno zaryzykować? – Sama adrenalina startowa pomaga nam wybierać ryzykowną linię jazdy. Jeśli nie czułoby się przypływu adrenaliny, trudno byłoby osiągać dobre rezultaty. Ja lubię i tę adrenalinę, i ryzyko, ale w granicach rozsądku.