DOBRA ENERGIA POWRACA
CZAS PANDEMII OKAZAŁ SIĘ DLA NIEGO WYJĄTKOWO TRUDNY. ZŁE CHWILE MARIUSZ CZAJKA MA JUŻ JEDNAK ZA SOBĄ, A TEJ JESIENI MOŻEMY OGLĄDAĆ GO W NOWYM SERIALU „REMIZA. ZAWSZE W AKCJI!”. PRACA NA PLANIE STAŁA SIĘ OKAZJĄ DO ROZMOWY O MARZENIACH Z DZIECIŃSTWA, NOWYM ETAPIE ŻYCIA I POCZUCIU HUMORU ZAPISANYM W GENACH
–Podobnoniewielebrakowało,azamiast aktoremzostałbypanstrażakiem.skąd się wzięło to marzenie, które miał pan w młodości, i co zdecydowało, że jednak wybrał pan aktorstwo?
– W dzieciństwie jeździłem na wakacje do Warlubia nieopodal Grudziądza, gdzie się urodziłem. Tam poznałem Romana Wiśniewskiego, który stał się moim starszym kolegą. Odziedziczył on po swoim ojcu komendanturę miejscowej OSP. Kiedyś zabrał mnie na prawdziwą akcję, podczas której gaszono płonącą stodołę. Dla mnie to było wtedy niewiarygodne doświadczenie i wielkie przeżycie, choć przyznam, że na początku byłem przerażony! Do tego miałem wtedy piękny zabawkowy wóz strażacki, który też bardzo pobudzał dziecięcą wyobraźnię, zawód strażaka wydawał mi się więc niezwykle pociągający. Wielu zresztą chłopców w tym wieku ma takie marzenie. Los jednak chciał inaczej. Pani psycholog skierowała mnie do ogniska teatralnego przy Teatrze Ochoty prowadzonego przez Halinę i Jana Machulskich. Śmieję się więc do dziś, że jestem aktorem „ze skierowania”. Co ciekawe, historia zatoczyła koło, bo dzięki serialowi rzeczywiście w końcu mam okazję zostać strażakiem, i to od razu emerytowanym (śmiech)! Z kolei syn mojego bohatera, Stanisława, przejął rolę komendanta OSP po ojcu. Moja postać nadal jednak stara się pomagać ekipie strażaków, nie tylko merytorycznie, lecz także, gdy trzeba, w praktyce.
– Serial wyróżnia scenariusz, który powstawał w oparciu o wiele autentycznych wydarzeń, w których brali udział prawdziwistrażacy.dziękitemuwidzowiemogązobaczyć,jakrzeczywiściewygląda ich praca.
– „Remiza” jest swego rodzaju hołdem i ukłonem w stronę wszystkich strażaków. To jedyni przedstawiciele służb mundurowych, których praca nie wiąże się w żaden sposób z walką, chyba że z żywiołem. Są wyłącznie po to, by nieść pomoc, często zresztą ryzykując własnym zdrowiem i życiem. Bez wątpienia zasługują na najwyższy szacunek i docenienie. Uważam, że robią kawał dobrej roboty – są nie tylko strażakami, lecz także, gdy trzeba, lekarzami czy policjantami, a do tego bardzo często są pierwsi na miejscu zdarzenia. Mam nadzieję, że pokazane tu historie mogą też stać się ciekawą lekcją dla widzów, a gdyby się okazało, że kogoś zainspirują do tego, by samemu wstąpić w szeregi straży, będzie to na pewno wielkim sukcesem serialu.
– Nie tylko „Remiza” udowadnia, że życie potrafi pisać niezwykłe scenariusze. Jeszczekilkamiesięcytemugłośnobyło o ciężkiej sytuacji materialnej, w której się pan znalazł przez pandemię. Dziś możemypanaoglądaćwnowejprodukcji, a swoją rolę zadedykował pan osobom, które pomogły panu w najtrudniejszym momencie.
– To prawda. Jeszcze przed pandemią próbowałem wrócić na srebrny ekran, w środowisku wiedziano jednak, że ze względu na intensywną pracę w teatrze nie mam wiele czasu na inne projekty. Niestety pandemia sprawiła, że zacząłem mieć go aż za dużo. W styczniu z kolei odeszła moja mama. To, co się wtedy wydarzyło, zbiórka, która pomogła mi zorganizować pogrzeb, i niesamowity odzew ludzi zmieniły moje życie o 180 stopni! Czułem, jakby mama pomagała mi gdzieś z góry, a całe to doświadczenie uzmysłowiło mi, że wciąż mam wiele do zrobienia, zaczęły się też nagle pojawiać nowe propozycje. W efekcie tyle, ile teraz dzieje się w moim życiu zawodowym, nie działo się przez ostatnich 10 lat! Można to chyba nazwać szczęściem w nieszczęściu. Być może czasem musi się wydarzyć coś złego, żeby mogło powstać miejsce na coś dobrego. Nie twierdzę, że dziś wszystko w moim życiu układa się idealnie, ale na pewno idzie w dobrym kierunku. Ta historia niesamowicie mnie uskrzydliła, napełniła nową energią, ale też przywróciła wiarę w ludzi.
– Czy spodziewał się pan z ich strony aż tak dużego odzewu?
– Nie! Tak niesamowita reakcja była dla mnie szokiem, przez pierwsze dwa dni czytałem wszystkie wiadomości i wpisy w sieci, i po prostu płakałem ze wzruszenia. Dzięki temu mogę znów robić to, do czego jestem stworzony, czyli dawać siebie ludziom i oddawać im swoją pracą tę energię, którą przed miesiącami sam od nich otrzymałem.
– Przed laty sympatię widzów zdobył pan przede wszystkim wielkim poczuciem humoru. Przez długi czas prowadziłpanm.in.„maratonuśmiechu”.czy taniezwykłapogodaduchaprzetrwała mimoostatnichtrudnychdoświadczeń?
– Moja mama powtarzała, że nie da się żyć bez poczucia humoru. Tato również też była bardzo pogodny i lubił żartować, w moim przypadku jest to więc rodzinne. Zgadzam się zresztą z mamą, uważam, że umiejętność śmiania się, nawet w najtrudniejszych sytuacjach, jest po prostu niezbędna do życia. To działa jak wentyl, który pomaga wypuścić wszystkie negatywne emocje. To właśnie humor pozwala mi w najgorszych chwilach zachować poczucie normalności i nie zwariować do reszty, a jeszcze lepiej, gdy mogę rozśmieszać innych. Świadomość tego, że mogę przywołać uśmiech na twarzach widzów, daje mi wielką radość. Wzajemnie się więc uzupełniamy, a pozytywna energia generuje nową. Dlatego tak ważne jest, by tego humoru nigdy w sobie nie zatracić. Jeśli podchodzi się do życia zbyt poważnie, zawał murowany!