Łukaszenka boi się zaatakować Ukrainę
Czy Mińsk wyśle armię przeciw Ukraińcom? Białoruski politolog tłumaczy:
„Super Express”: – Wśród uciekających przed wojną Putina są nie tylko Ukraińcy. Są też Białorusini tacy jak pan, którzy do Ukrainy uciekli przed represjami Łukaszenki po niedokończonej białoruskiej rewolucji. W czerwcu zeszłego roku wyjechał pan do Kijowa. Teraz musiał pan z niego uciekać do Polski. Jak to jest być wiecznym uchodźcą?
Arciom Szrajbman: – Nie mam na co narzekać. Zawsze pocieszam się myślą, że sytuacja, w której bym się znalazł, gdybym nie wyjechał z Białorusi i Ukrainy, byłaby zdecydowanie gorsza. Ci, którzy zostali i w Białorusi, i w Ukrainie, cierpią dużo bardziej.
– Od wielu miesięcy wisiało nad Ukrainą widmo rosyjskiego najazdu. Spodziewał się pan, że stanie się on rzeczywistością?
– Nie przewidywałem, że wojna przeciw Ukrainie będzie miała taką skalę. Kiedy tuż przed jej wybuchem Putin uznał niepodległość tzw. separatystycznych republik w okolicach Doniecka i Ługańska, było jasne, że jakieś działania zbrojne będą miały miejsce, ale zakładałem, że ograniczą się one do rejonu Donbasu. Oczywiście, biorąc pod uwagę to, jak wysoko licytował Putin, pojawiały się wątpliwości co do tego, czy ma jakąś inną strategię wyjścia z tej sytuacji niż pełnowymiarowa wojna. To wywoływało we mnie pewne niepokojące myśli, ale skończyło się na tym, że przez ostatni tydzień przed wybuchem wojny miałem ciągle zatankowany do pełna samochód. Czułem pewne ryzyko, ale nie spodziewałem się, że zamieni się ono w bombardowania Kijowa.
– Jak pan się o jej wybuchu dowiedział?
– Umówiliśmy się ze znajomymi z Kijowa, że nie będziemy wyłączać telefonów i jak tylko ktoś zobaczy informacje o wybuchu wojny, od razu zadzwoni do reszty. Jakoś po 5 rano rozdzwonił się mój telefon. Po kilku minutach usłyszeliśmy pierwsze wybuchy. Mieszkaliśmy bowiem blisko lotniska Żuliany w Kijowie, które tej nocy bombardowano. W ciągu półtorej godziny byliśmy już w drodze na zachód Ukrainy trasą na Żytomierz. Teraz jest już ona zajęta przez wojska rosyjskie, które zabijają ludzi próbujących nią uciekać.
– Rakiety na Kijów lecą m.in. z terytorium Białorusi. Z niej także ruszyły na Ukrainę rosyjskie wojska. Wielu patrzy na Białorusinów podejrzliwie, czasami wręcz oskarżając ich o współudział w tej wojnie. Co pan na to jako Białorusin?
– Białorusini są tak samo winni jak mieszkańcy tzw. „republik ludowych” w Doniecku i Ługańsku – to ich okupacyjne władze biorą udział w ataku na Ukrainę. Panujący w Białorusi reżim Łukaszenki to totalitaryzm i sprzeciwianie się mu jest ogromnym ryzykiem. Oczywiście można zarzucać Białorusinom, że nie udało się nam obalić jednego z najbardziej skonsolidowanych reżimów w Europie. Można zarzucać nam brak ofiarności i dalekowzroczności, że ten reżim wciągnie nas w wojnę przeciwko Ukrainie. To jednak stosowanie wobec Białorusinów odpowiedzialności zbiorowej, a ja jej zwolennikiem nie jestem.
– W jakiej sytuacji jest dziś Łukaszenka? Rosja wygrażała mu, żeby Białoruś stała się zapleczem frontu, z którego będzie odbywać się inwazja na Ukrainę? Czy może to jego suwerenna decyzja, żeby nie zostawiać „bratniej” Rosji w potrzebie? – Jeśli chodzi o obecny format udziału Łukaszenki w wojnie, to on został przez Putina wykorzystany. Nie spodziewał się wybuchu wojny. Był przekonany, że rosyjskie wojska, które przyjechały do Białorusi, są tu tylko po to, by prowadzić wspólne ćwiczenia z białoruską armią. A skoro to ćwiczenia, to czemu by nie potargować się, kładąc na szali swoją lojalność wobec Putina, dać siedzieć rosyjskim wojskowym w Białorusi, ile chcą, by potem dostać za to zniżki na ropę czy jakiś tani kredyt? Liczył, że na tym się rzecz skończy. Kiedy zaczęła się wojna, Łukaszenka nie miał już wyboru.
– Kiedy się dowiedział, że Rosja rozpoczyna najazd na Ukrainę?
– Jestem przekonany, że dowiedział się o tym tej samej nocy, kiedy wojna się rozpoczęła. Łukaszenka i Putin rozmawiali zresztą tej nocy i wygląda na to, że to wtedy Putin poinformował go, że plany się zmieniły. Łukaszence zabrakło pola manewru. Powiedzieć Putinowi, że jest się przeciw wykorzystaniu Białorusi jako zaplecza wojny, kiedy nie masz żadnych argumentów, by swoje żądanie wyegzekwować, było już wtedy niemożliwe. Dlatego nie uważam, że w tym wypadku można mówić o świadomym wyborze Łukaszenki. To raczej jego głupota i naiwność. Łukaszenka zwyczajnie się przeliczył. Próbował grać w swoją starą grę w zupełnie nowym świecie.
– Dużo mówi się o udziale białoruskiej armii w wojnie przeciw Ukrainie. To realne?
– Nie wiem, czy Putin na to naciska. Wiem jednak, że Łukaszenka tego nie chce z różnych powodów. Choćby z braŁukaszenka będzie się wił i lawirował, by nie wysłać swoich wojsk na Ukrainę – uważa Arciom Szrajbman ku poparcia społecznego dla wprowadzenia wojsk do Ukrainy, także wśród własnych popleczników. Poparcie dla samego Łukaszenki od 2020 r. jest dość stabilne. Popiera go od 1/4 do 1/3 Białorusinów. Najnowsze badania opinii publicznej przeprowadzone przez Chatham House pokazują, że jedynie 3 proc. Białorusinów chce udziału białoruskiej armii w wojnie przeciw Ukrainie. To oznacza, że zdecydowana większość jego sympatyków jest także przeciw przyłączeniu się do rosyjskiej inwazji. Oznacza to także, że w łukaszenkowskiej nomenklaturze nastroje są podobne, bo przecież ona nie bierze się z próżni. Jeśli nie masz więc nie tylko poparcia społecznego, lecz także nawet poparcia własnych podwładnych, to bardzo niebezpiecznie dla ciebie jest podejmować decyzje wbrew tym nastrojom. Dla Łukaszenki poczucie politycznego zagrożenia to największy hamulec na drodze do wypełnienia oczekiwań Putina.
– Czyli udziału białoruskich wojsk w inwazji raczej nie powinniśmy się spodziewać?
– Powinniśmy się spodziewać, że będzie się wił i lawirował, by do tego nie dopuścić. Jeśli Putin będzie tego oczekiwał, Łukaszenka będzie się targował i walczył, by wybić mu to z głowy, przekonując Kreml, że Rosja poradzi sobie sama, białoruska armia mu w niczym nie pomoże. To ostatnie nie jest zresztą takie dalekie od prawdy. Faktycznie Łukaszenka złapał się w sidła, które sam na siebie zastawił.
– Co to wykorzystanie terytorium Białorusi przez Putina mówi o niezależności kraju? To dowód, że Białoruś ją utraciła i stała się już tylko rosyjską kolonią?
– Niezależność państwa przejawia się w różnych aspektach. Z punktu widzenia niezależności wojskowej Białorusi w zasadzie już nie ma. Ma ona pewne pole manewru, jeśli chodzi o wykorzystanie własnych sił zbrojnych, ale jeśli chodzi o kontrolę wojskową nad własnym terytorium, to Białoruś ją utraciła. Nie wiemy dziś, czy tak już zostanie, czy w jakimś momencie po zakończeniu wojny w Ukrainie rosyjska armia wyjdzie i uda się ją odzyskać. Tak jak udało się to ostatnio w Kazachstanie Tokajewowi, który po zduszeniu społecznego buntu, w czym pomogła m.in. interwencja rosyjskich wojskowych, kazał się obcym wojskom wynosić z kraju. Być może Łukaszence uda się to samo. Trudno to jednak przewidzieć. Stwierdziwszy powyższe, trzeba jednak zwrócić uwagę na ważną rzecz.
– Jaką?
– Suwerenność państwa ma także swój wymiar ekonomiczny i polityczny. Jeśli chodzi o politykę wewnętrzną i zarządzanie białoruską gospodarką, Łukaszenka jest dość autonomiczny. Podejmuje decyzje w tych obszarach w oparciu o własne interesy, a nie interesy Putina. Nie ma zresztą presji ze strony Rosji, by białoruską gospodarkę w pełni włączyć w rosyjską. Putin nie zajmuje się na razie tym, by siłą przejąć białoruskie przedsiębiorstwa. Ten proces nie jest więc zero-jedynkowy. Nie jest tak, że Białoruś ma lub nie ma suwerenności. To raczej całe spektrum. Bez wątpienia jednak Łukaszenka od 2020 r. konsekwentnie zmierza ku ograniczeniu suwerenności Białorusi. Nadal ma jednak dokąd iść, bo nadal istnieją jej kawałki, których Rosja nie połknęła. Co więcej, jestem przekonany, że ten proces da się jeszcze odwrócić.
– A co dalej z wojną Putina przeciw Ukrainie? Jak długo Putin zamierza ją prowadzić? Czy w ogóle sam wie, czego chce? Bo trochę wygląda na to, że poza jak największymi zniszczeniami w Ukrainie nie chodzi mu chwilowo o nic więcej.
– Nie dość, że nie wiemy, czego chce Putin i jak zmieniają się jego cele, to nie do końca wiadomo, jakie informacje o przebiegu tej wojny otrzymuje. Sama decyzja o napaści na Ukrainę była bez wątpienia podjęta na podstawie całkowitego niezrozumienia tego, czym jest obecnie Ukraina. Jeśli Putin przez ostatnie 15 lat mógł być więźniem własnych iluzji dotyczących tego kraju, to mogę sobie wyobrazić, że nie ma pojęcia, co się dzieje na polu bitwy, wierząc w kłamstwa generałów, którzy donoszą mu wyłącznie o sukcesach. Prędzej czy
[ Zdecydowana większość sympatyków Łukaszenki jest przeciw przyłączeniu się białoruskiej armii do rosyjskiej inwazji. W łukaszenkowskiej nomenklaturze nastroje są podobne, bo przecież ona nie bierze się z próżni