Rosja może na lata pozostać totalitarnym państwem z ludobójczą ideologią
Pamiętana jest do dziś rzeź Pragi w 1794 r. w czasie zdobywania Warszawy przez wojska Suworowa. Jej ofiarami padło co najmniej kilka tysięcy mieszczan praskich
„Super Express”: – Przerażające zdjęcia z przedmieść Kijowa i opowieści ich mieszkańców, którzy pod okupacją rosyjską byli mordowani, torturowani, kobiety gwałcone, wielu przypominają degenerację Armii Czerwonej z okresu II wojny światowej. To parszywa tradycja radzieckiej armii czy coś, co dużo głębiej siedzi w Rosji i Rosjanach?
Dr Łukasz Adamski: – Tego typu barbarzyństwo to coś, co jest głęboko zakorzenione w tradycji rosyjskiej państwowości i prowadzenia przez Rosję wojen. W rosyjskiej mentalności jest zaś godzenie się z czymś takim.
– Rozumiem, że sięga to głębiej niż czasów radzieckich?
– Zdecydowanie. Masakry ludności cywilnej towarzyszyły działaniom wojsk rosyjskich na przestrzeni wieków. W 1654 r. doszło do rzezi Mścisławia – miasta położonego na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej. Dość dobrze pamiętana jest do dziś rzeź Pragi w 1794 r., do której doszło w czasie zdobywania Warszawy przez wojska Suworowa. Jej ofiarami padło co najmniej kilka tysięcy mieszczan praskich. Rosjanie zabijali wtedy dzieci, nawet niemowlęta. W XIX w. pamiętano też zamordowanie przez Rosjan kilkuset ludzi zgromadzonych w kościele w Oszmianie w 1831 r. Kiedy czyta się np. wiersz Konstantego Gaszyńskiego pisany na emigracji po powstaniu listopadowym o rzezi w tym miasteczku, widać wyraźnie, że metody prowadzenia wojny się nie zmieniły. A przecież takich masakr ludności cywilnej było mnóstwo – i wcześniej, i później.
– Rosyjska armia nie potrafi inaczej?
– Najwyraźniej nie. Przy okazji każdej wojny działają według tej samej tradycji – siać terror wśród ludności cywilnej, licząc, że to złamie opór najeżdżanego państwa. To zresztą dość prymitywne myślenie, bo badania historyków wojskowości nie potwierdzają, że masakry cywilów zwiększają
prawdopodobieństwo kapitulacji przeciwnika. Teraz też wbrew temu, co się Kremlowi wydaje, morderstwa, tortury i gwałty nie łamią oporu Ukraińców – one go wzmacniają. Już nie mówiąc o tym, że takie metody postępowania naruszają zobowiązania, które cywilizowany świat podjął po doświadczeniach wojen z XIX i XX w. Ale to, co działo się w Buczy, Irpieniu czy ciągle dzieje się w Mariupolu, pokazuje jeszcze jeden, głębszy wymiar sprawy. – Jaki?
– Zapóźnienie cywilizacyjne Rosji, które się powiększyło po dojściu bolszewików do władzy, a potem za czasów Putina. Wspominam o tym nie bez powodu. Chociaż barbarzyństwo rosyjskiej armii było przez wieki metodą prowadzenia przez Rosję wojen, to trzeba też uczciwie powiedzieć, że cesarstwo rosyjskie w drugiej połowie XIX w., a zwłaszcza na początku wieku XX integrowało się z Europą. Prawnik międzynarodowy pochodzący z Estonii, wówczas należącej do Rosji, Fiodor Martens w 1899 r., kiedy przyjęto konwencje haskie regulujące zasady prowadzenia wojen, zaproponował jako delegat Rosji, że w kwestiach, których te konwencje nie uregulowały, należy kierować się wymogami sumienia publicznego i humanitarności. Inne państwa zgodziły się z propozycją rosyjską i przyjęły tę tzw. klauzulę Martensa. Jednak bolszewicy odrzucili politykę zbliżania Rosji do Europy, zanegowali zasady Martensa, a Władimir Putin w swojej bestialskiej polityce to osiągnięcie europejskiej cywilizacji odrzuca ponownie.
– Szczególne tradycje państwa rosyjskiego w prowadzeniu wojen to jedno. Ale bestialstwo armii rosyjskiej to chyba także efekt sytuacji w samym wojsku, znanym z brutalnego traktowania rekrutów, przemocy, a nawet zabójstw. – Sytuacja w rosyjskiej armii to pokłosie kultury przemocy, która świetnie się w Rosji trzyma. To siła myślenia, która za tym stoi: najpierw dręczono ciebie, a teraz ty masz okazję, by wszystkie swoje krzywdy zrekompensować sobie dręczeniem innych. Tak zresztą działa rosyjskie państwo i wpływa to na postawy społeczne i mentalność Rosjan. Przemoc, siła, niesprawiedliwość to jest to, co dzieje się w Rosji na co dzień. Jeśli jesteś ofiarą szefa, dowódcy czy wysoko postawionego polityka, nie wygrasz z nim, ale możesz zemścić się na kimś jeszcze słabszym niż ty. Tu warto wrócić do postaci Suworowa.
– Co z nim?
– W Rosji funkcjonują elitarne gimnazja, które przygotowują do służby w armii rosyjskiej. Trafiają do nich nawet 10-letni chłopcy. Noszą one nazwę szkół Suworowa. Jeśli tego rzeźnika stawia się w Rosji za wzór, uważa za bohatera narodowego bez skazy, to czego oczekiwać? To wszystko pochodna także tego, że państwo uważa, iż stosunki międzynarodowe przypominają walki jaskiniowców. Kto ma większą pałkę, ten może więcej; kto jest bardziej brutalny, ten wygrywa. Problem polega na tym, że reszta świata tak nie uważa. To czyni Rosję nie tylko państwem zbrodniczym, lecz także zapóźnionym cywilizacyjnie.
– Ostatnie kilka lat kremlowska propaganda poświęciła na to, żeby zohydzić Rosjanom Ukraińców. Wielu młodych chłopaków, którzy w świadome życie wchodzili już w oparach tej propagandy, a dziś walczy przeciwko Ukraińcom, jest przesiąknięta nienawiścią do nich. – Mamy do czynienia z ciekawą ewolucją tej propagandy. W czasach sowieckich Ukraińcy byli narodem bratnim. Związek Sowiecki, jak przekonywał, nigdy z narodem ukraińskim nie walczył. Walczył z ukraińskimi „burżuazyjnymi nacjonalistami” lub „niemiecko-faszystowskimi nacjonalistami”. W putinowskiej propagandzie jeszcze przed wojną to przekonanie o braterstwie ukraińskiego i rosyjskiego narodu zmieniło się i nawiązywało do tzw. ideologii ogólnoruskiej, sięgającej XIX w., która przekonywała
– a za nią teraz Putin – że Ukraińcy to tak naprawdę Rosjanie, którzy zapomnieli o tym, że należą do narodu rosyjskiego pod wpływem Zachodu, zwłaszcza Polski.
– Kiedy czyta się w ostatnich dniach dzieła propagandy Putina, widać, że już nikt nie chce Ukraińców wyzwalać spod wpływu nacjonalistów. Rosja dąży teraz do ludobójstwa opornych i wynarodowienia reszty Ukraińców.
– Rzeczywiście, punktem zwrotnym jest artykuł opublikowany w ubiegłym tygodniu na wyraźne zlecenia Kremla, w którym autor opowiada się za ludobójstwem w Ukrainie. Tezy tego artykułu potwierdził potem były prezydent Rosji i nadal ważna osoba w putinowskim systemie władzy, czyli Dmitrij Miedwiediew. Uważają oni, że nie wystarczy zwalczyć „ukraińskich nazistów”. Trzeba „reedukować” Ukraińców, zakazać języka ukraińskiego oraz eksterminować elity ukraińskie, by „hydra ukraińskiego nacjonalizmu” nie mogła się odrodzić. To wskazuje, że Rosji puściły wszelkie hamulce i postanowiła porzucić pozory. Nie jest to jeszcze polityka, jaką prowadził Hitler wobec Żydów, ale już zakłada fizyczną eliminację tych warstw społecznych, które kształtują świadomość narodową Ukraińców. Resztę podda się praniu mózgów i włączy ewentualnie w totalitarne państwo rosyjskie. Ale Putin i jego klika prochu tu nie wymyślili i znów odwołują się do polityki, którą prowadziło swego czasu cesarstwo rosyjskie.
– W odniesieniu do jakiego narodu?
– Polaków na historycznej Litwie, czyli dzisiejszej Litwie i Białorusi, gdzie zwalczano polskość i przejawy rodzącego się w drugiej połowie XIX w. litewskiego i białoruskiego ruchu narodowego. Przypomnijmy choćby postać gubernatora wileńskiego, który zwalczał powstanie styczniowe, Michaiła Murawiowa. On swoją brutalną polityką dosłużył się przydomku „Wieszatiel”. Wierzył, że działa na ziemiach zamieszkałych w większości przez lud rosyjski, tyle że zindoktrynowany przez polskie elity. Wieszał powstańców i osoby, które podejrzewał o współpracę z nimi. Innych skazywał na katorgę lub zsyłał na Sybir. Likwidował klasztory i kościoły, a nawet kapliczki przydrożne. Zakazywał publicznego używania języka polskiego, a po litewsku zezwalał drukować tylko… cyrylicą. Znów mamy więc potwierdzenie tradycji państwowych, które kontynuują Putin i jego reżim.
– Zresztą ta pogłębiająca się dehumanizacja Ukraińców w propagandzie kremlowskiej sprawia, że Rosjanie i rosyjscy żołnierze traktuję dziś Ukraińców jak Niemców w czasie marszu na Berlin. Pamiętamy cykliczne artykuły radzieckiego poety Ilji Erenburga, który wzywał w nich do dzikiej zemsty na najeźdźcach, i wielu historyków uważa, że częściowo odpowiada za przemoc czerwonoarmiejców.
– Tak, co zresztą istotne, rosyjscy żołnierze, którzy sieją terror wśród ludności cywilnej w Ukrainie, nie zawsze są etnicznymi Rosjanami. To często przedstawiciele niesłowiańskich narodów zamieszkujących Federację Rosyjską, i to jeszcze najbiedniejsze jej obszary. Wszyscy zaś żołnierze są poddawani praniu mózgu. Przekonuje się ich, że w Ukrainie rządzą naziści. W sytuacji wojny – a wiadomo, że ta wyzwala mnóstwo negatywnych emocji, najniższych instynktów – dochodzi wtedy do zbrodni.
Choć wiemy też, że duża ich część była prowadzona planowo, a nie okazała się efektem wojennej degeneracji żołnierzy rosyjskich.
– Ta wojna się zakończy, Ukraińcy odbudują swój kraj, ale ta propaganda, która dziś usprawiedliwia ludobójstwo, zostanie w Rosjanach? To, co Putin dziś zasiał, przeżyje jego reżim?
– Powiedziałbym tak: trzeba mieć nadzieję na optymistyczny wariant rozwoju wydarzeń, a przygotowywać się na ten gorszy. Ten optymistyczny scenariusz zakłada, że Rosja i spora część jej elit w końcu zrozumieją, że nie da się być imperialnym dinozaurem w świecie ssaków, bo dinozaury są skazane na wymarcie. Ten gorszy wariant zakłada, że jeśli Rosja nie zostanie zmuszona do rachunku sumienia, jak zostały do tego zmuszone po II wojnie światowej Niemcy, to pozostanie na lata totalitarnym państwem z ludobójczą ideologią, zagrażającym Europie i światu.