Renata zadała pierwszy cios
On twierdzi, że Elżbietę Gerwatowską (†73 l.) z Łodzi mordowali wspólnie we dwoje. Ona utrzymuje, że ze śmiercią starszej pani nie ma nic wspólnego. Jaka jest zatem prawda? Na to pytanie będzie musiał odpowiedzieć sąd, przed którym za zabójstwo emerytki odpowiadają krewny zmarłej Sławomir N. (43 l.) i jego kochanka Renata S. (48 l.).
Latem ubiegłego roku pani Ela czas spędzała głównie w domku letniskowym na działkach, na obrzeżach miasta. Tam często odwiedzał ją krewny, Sławomir N. Czasem towarzyszyła mu jego partnerka Renata S. Przychodzili głównie w jednym celu – żeby starsza pani poratowała ich pieniędzmi. Emerytka w końcu odmówiła przekazania kolejnych sum, co niestety skończyło się dla niej tragicznie. Jej zwłoki w stanie znacznego rozkładu pod koniec lipca odnalazła mieszkająca poza Łodzią córka, pani Marta. Jej mama zginęła od ciosów nożem i drewnianym wałkiem. – Od pewnego czasu nie mogłam się z mamą skontaktować – opowiada. – Przyjechałam więc z narzeczonym do Łodzi. W mieszkaniu jej nie zastaliśmy, pojechaliśmy na działkę. Mama leżała cała we krwi na podłodze – dodaje. Wezwani na miejsce policjanci szybko ustalili, że za zbrodnią mogą stać Sławomir N. i Renata S. Okazało się, że zarówno domek letniskowy, jak i mieszkanie zmarłej zostały przez nich splądrowane. – Wynieśli wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. Telewizor, mikrofalówkę, sztućce, jedzenie z lodówki, nawet ubrania, w których potem sami chodzili – mówi pani Marta. Oboje usłyszeli zarzut zabójstwa i stanęli teraz przed sądem. Choć w fazie śledztwa Sławomir N. utrzymywał, że tylko on jest odpowiedzialny za śmierć swojej cioci, to na sali rozpraw stwierdził, że pierwszy cios nożem zadała jego partnerka. Ona z kolei nie przyznaje się do winy i twierdzi, że w chwili mordu była poza domkiem. Grozi im dożywocie.
Na sali sądowej kochankowie przerzucają się winą