Nikomu nie zależy na totalnym upadku Rosji
„Super Express”: – Czy poniedziałkowe spotkanie prezydentów USA i Chin można uznać za jakiś przełom w stosunkach między tymi państwami? Czy w obecnej sytuacji geopolitycznej to jest też jasny sygnał dla Władimira Putina?
Ryszard Schnepf: – Myślę, że to ogromny osobisty sukces prezydenta Bidena i amerykańskiej demokracji, która nie roztaczała jakiejś wizji sukcesu w rozmowach, ale uzysk jest ewidentnie pozytywny, przede wszystkim w relacjach amerykańsko- chińskich. Można powiedzieć, że doszło do jakiegoś uspokojenia, zagrożenie działaniami wojskowymi wokół Tajwanu chyba zostało oddalone. A to pozwala Stanom Zjednoczonym zaangażować się w jeszcze większym stopniu w wojnę Rosji z Ukrainą. Sądzę też, choć nie przebija to z komunikatów, że doszło do jakiegoś porozumienia co do względnej neutralności Chin wobec tej wojny. Oczywiście ta rozmowa nie rozwiązała problemów istniejących w stosunkach USA – Chiny, czyli kwestii Tajwanu, Korei Północnej czy obecności amerykańskich wojsk na Dalekim Wschodzie, ale bez wątpienia stanowi przełomowy moment w kwestii agresji rosyjskiej w Ukrainie.
– Co mógł pomyśleć sobie Władimir Putin, kiedy usłyszał takie słowa od prezydenta USA, ale przede wszystkim Chin?
– Zapewne pomyślał, że traci jednak sojusznika…
– ... kolejnego.
– Kolejny odchodzi, i to chyba najważniejszy. Odsuwa się sojusznik, który był potencjalnym bankiem Federacji Rosyjskiej dla finansowania wojny w sytuacji, w której dochody Rosji spadają, a gospodarka jest coraz słabsza. Chodzi tu także o nieocenione kwestie uzbrojenia czy pomocy logistycznej. To chyba zostało powstrzymane właśnie przez tę rozmowę. Trzeba podkreślić, że nie byłoby tych rozmów na takim poziomie, na tak wysokim diapazonie, gdyby nie sukces wyborczy demokratów w USA.
– Część komunikatu po rozmowie prezydentów brzmi tak: „ Nigdy nie powinno się toczyć wojny nuklearnej i nigdy nie powinno się grozić użyciem broni jądrowej w Ukrainie”. To niezwykle ważna deklaracja, także Chin, w kontekście nieustannego szantażu atomowego stosowanego przez Kreml.
– Tak. Chiny generalnie były dość powściągliwe, jeśli chodzi o tzw. narrację nuklearną. Ich siłą jest gospodarka i jeśli w ogóle można mówić o jakimś agresywnym podejściu do globalnej polityki, to polega ono przede wszystkim na ekspansji gospodarczej bez zachowania zasad obowiązujących chociażby w Międzynarodowej Organizacji Handlu. Stąd próby powstrzymania Chin przez Amerykę i część krajów Europy Zachodniej, czyli Unii Europejskiej. Chiny dysponują bronią nuklearną, ale nie w takiej skali jak Rosja czy USA i to nie jest ich ulubiony temat. Nie jestem więc zaskoczony tym przekazem z rozmowy obu prezydentów.
– Mówi pan, że Chiny odsuwają się od Kremla. Ale co to realnie oznacza? Putin jeszcze ma po swojej stronie jakichś poważnych graczy?
– W skali międzynarodowej to jest jednak kilkadziesiąt krajów, które podczas głosowań nad rezolucjami w ONZ albo wstrzymują się od głosu, albo głosują za Rosją…
– ... więc to nie jest tak, że Putin został sam?
– Nie został sam, ale w większości są to kraje mało znaczące, jeśli chodzi o potencjał militarny czy nawet gospodarczy. Może poza
Spotkanie Joego Bidena i Xi Jingpinga na szczycie G20 zdaniem Ryszarda Schnepfa doprowadziło do względnej neutralności Chin wobec wojny Rosji przeciw Ukrainie RPA, która zachowuje się w sposób sympatyzujący z Putinem. Indie starają się zachować neutralność, ale wiemy o tym, że są powiązane gospodarczo z Rosją i ta wymiana handlowa, w tym dostawy broni, nie została zatrzymana. Chiny w dalszym ciągu głosują po stronie rosyjskiej, jeśli możemy tak powiedzieć, ale deklaracje, które padły podczas rozmów z prezydentem USA, mówią jednak o odejściu od twardego poparcia dla Rosjan.
– Bo Chinom zależy na osłabieniu Rosji, a nie na jej kompletnym upadku, przede wszystkim ze względów gospodarczych właśnie.
– Nikomu nie zależy na totalnym upadku Rosji, bo w globalnym świecie byłaby to dziura. A mówi się, że jak jest jakaś przestrzeń i powstaje próżnia, to wtedy dzieją się rzeczy najgorsze, m.in. można stracić kontrolę właśnie nad bronią nuklearną, co groziłoby totalnym kataklizmem. Nawet Stany Zjednoczone nie myślą o tym, żeby Rosję do końca pognębić, rozbić czy doprowadzić do jakiejś totalnej klęski. Chodzi przede wszystkim o to, żeby ją osłabić do tego stopnia, aby nie stanowiła zagrożenia nie tylko swoich sąsiadów, lecz także państw NATO i Dalekiego Wschodu. Pamiętajmy, że terytorialnie Rosja rozciąga się aż do Alaski, graniczy z Chinami. Jak by na to nie patrzeć, to jest w dalszym ciągu największy kraj na świecie.
– Trwa szczyt G20 na Bali, na który wiele miesięcy temu zaproszenie dostał Władimir Putin. Początkowo potwierdził swoją obecność, ale ostatecznie nie przyjechał i reprezentuje go szef dyplomacji Siergiej Ławrow. Bał się spotkania z przywódcami Zachodu?
– Tak. Ambicją prezydenta Indonezji było oczywiście, żeby to właśnie tam toczyły się najważniejsze rozmowy, ale najwyraźniej analitycy związani z Kremlem doszli do wniosku, że Putin po prostu nie ma czego na tym szczycie szukać. Że nie ma rozmówców, że nie może podkreślić swojej roli, a być może brakuje też argumentów. Być może jest to też jakiś wstęp do przyszłych rozwiązań w obliczu porażek rosyjskiej armii na froncie.
Od Rosji odchodzi kolejny sojusznik, i to chyba najważniejszy. Chiny bowiem były potencjalnym bankiem Federacji Rosyjskiej dla finansowania wojny w Ukrainie Analitycy Kremla doszli do wniosku, że Putin na szczycie G20 po prostu nie ma czego szukać. Nie ma rozmówców, nie może podkreślić swojej roli, brakuje też argumentów