Wieś odcięta od świata
Przewodów noca nie spał. Niewielka wies lezaca niedaleko Hrubieszowa (woj. lubelskie), która nagle skupia na sobie swiatowa uwage, juz wieczorem przezyła najazd policji, wojska, słuzb specjalnych, ekip telewizyjnych i reporterów z całego swiata. Miejsce tragedii zamknieto w promieniu 400 m. Wczoraj nad wsia, gdzie zyje około pół tysiaca mieszkanców, krazyły wojskowe drony, a na drodze policyjne posterunki kontrolowały samochody. Nie kazdy mógł wjechac.
Strefa zamknięta zaczyna się tuż przy szkole. W podstawówce odwołano zajęcia. Zainstalowali się tam psychologowie, którzy służą pomocą zestresowanym dzieciom i mieszkańcom Przewodowa. Początkowo w jednej z sal dziennikarze mogli się ogrzać i napić ciepłej herbaty, ale chętnych było tak dużo, że zamknięto przed nimi drzwi.
We wsi od rana było widać dużo mundurowych, ale około południa przybyła tu długa kolumna wojskowa z karetką i kuchnią polową. Żołnierze zaczęli rozbijać duży obóz.
Nasi reporterzy zaobserwowali, że na rogatkach wsi trwały szczegółowe kontrole pojazdów. Zawrócić musiał np. kurier z przesyłkami.
Temat rozmów mieszkańców Przewodowa jest jeden. Tu wszyscy się znają, każdy kojarzy mężczyzn, którzy zginęli w wyniku upadku rakiety. Ludzie wspominają też moment, kiedy doszło do wybuchu.
Mateusz Zub był w domu, kiedy huknęło tak, że zaczęły drżeć szyby w oknach jego domu, który leży półtora kilometra od miejsca wybuchu. – Miałem iść do pracy w suszarni zboża na drugą zmianę, na godz. 19. Jak walnęło, wziąłem telefon, żeby zadzwonić do kolegi z pracy, myślałem, że może wybuchł piec w suszarni. A okazało się, że ta rakieta spadła – mówi pan Mateusz. Kiedy opowiada o osobach, które zginęły, w jego oczach pojawiają się łzy. – To byli koledzy, z którymi pracowałem od pięciu lat. Tacy ludzie!
Pracownicy suszarni wczoraj do roboty nie poszli. Na miejscu tragedii już drugi dzień pracowały ekipy śledcze. Mieszkańców nie opuszczał strach.