Nauczycielka zadźgała ucznia z zemsty na jego ojcu
Ta zbrodnia wryła sie w pamiec mieszkanców Czarnej Białostockiej (woj. podlaskie) na długie lata. Tragicznego dnia do podstawówki, w której uczył sie Piotrus P. (†11 l.), weszła nauczycielka z innej szkoły, Mariola M. Przez nikogo nie niepokojona zwabiła chłopca do gabinetu pielegniarki i zadzgała go nozem. Jak ustalił potem sad, kierowała nia chec zemsty na ojcu 11-latka, który odrzucił jej gorace uczucia.
Wiosna 2001 r. W ukrytej w lesie, spokojnej na co dzień Czarnej Białostockiej (woj. podlaskie) od dłuższego czasu krążyły plotki ogorącym romansie miejscowej atrakcyjnej i lubianej nauczycielki Marioli M. z lokalnym baronem biznesu Jerzym P., prywatnie żonatym ojcem dwóch dorosłych córek i 11-letniego wówczas syna Piotrka. Nauczycielka dobiegała już czterdziestki i wciąż nie znajdowała szczęścia w miłości, ale zakochana w przedsiębiorcy łudziła się, że któregoś dnia porzuci dla niej rodzinę i zwiąże się z nią na stałe. Mężczyzna jednak stanowczo zakończył trwający kilka lat namiętny związek i poświęcił się wychowaniu najmłodszego dziecka. Wzgardzona przez kochanka Mariola M., jak się miało wkrótce okazać, to właśnie 11-letniego syna biznesmena, wtedy ucznia IV klasy podstawówki, obciążyła winą za swoją miłosną porażkę.
Kilka tygodniu po zerwaniu romansu, 25 kwietnia 2001 r., Mariola M. weszła do szkoły, w której uczył się Piotruś. Choć sama pracowała w innej, to była znana w lokalnym środowisku nauczycielskim i nikogo nie zdziwiło, że prosi o klucze do gabinetu pielęgniarki. Po drodze zaczepiła dwóch przypadkowo napotkanych uczniów i poprosiła ich, aby odszukali Piotrka i przekazali mu,gdzie na niego czeka. Gdy 11-latek stawił się wreszcie na miejscu, zamknęła od środka drzwi na klucz, z plecaka wyjęła nóż introligatorski – prezent od byłego kochanka i zaczęła dźgać chłopca po całym ciele. Piotrek próbował się bronić przed wściekłymi atakami, ale nie miał żadnych szans w starciu ze starszą i znacznie silniejszą od niego morderczynią. Rumor i rozpaczliwe wołanie chłopca o pomoc przyciągnęły uwagę pracowników szkoły. Jeden z nauczycieli zdołał nawet wyważyć drzwi do gabinetu, ale nikt już nie mógł pomóc wykrwawiającemu się na ich oczach dziecku. Nikt też nie zatrzymał Marioli M., która przykryła swoją ofiarę białym fartuchem, przez nikogo niezatrzymywana wybiegła z budynku i natychmiast wyjechała z miasteczka.
Za zabójczynią ruszył pościg. Sąd wystawił list gończy, a policjanci przeczesywali okoliczne lasy i sprawdzali wszystkie możliwe drogi ucieczki. Mariola M. w ręce mundurowych wpadła dopiero dwa dni później w podwarszawskich Markach. Przyznała się do winy.
W śledztwie biegli psychologowie i psychiatrzy wykazali, że Mariola M. była świadoma swojego krwawego czynu, w pełni kontrolowała swoje zachowanie i działała rozmyślnie, a nie w afekcie, jak próbowała bronić się z ławy oskarżonych Sądu Okręgowego w Białymstoku. Groziła jej dożywotnia odsiadka, ale ostatecznie usłyszała wyrok 25 lat pobytu za kratami. Skazująca ją sędzia nie miała najmniejszych wątpliwości, że zakochaną do szaleństwazabójczynią kierowały najniższe pobudki – zazdrość i chęć odwetu.
Cztery miesiące po makabrycznej śmierci Piotrusia zmarła jego babcia. Oboje spoczywają we wspólnej okazałej mogile na cmentarzu parafialnym w Czarnej Białostockiej. Dzisiaj Piotr P. byłby 33-letnim mężczyzną. Nie dowiemy się już jednak nigdy, czy miałby piękną żonę i gromadkę dzieci, czy prowadziłby świetnie prosperujący biznes wraz ze swoim ojcem, a może poszedłby zupełnie inną drogą. Jego 60-letnia obecnie zabójczyni wkrótce będzie mogła opuścić więzienną celę.