Nie wzięli LEONA nawet za pół ceny
Gwiazdor kadry siatkarzy mógł już dawno grać w Pluslidze, ale...
W2024/25szystko wskazuje, że wyścig po zakontraktowanie na sezon jednego z najlepszych siatkarzy świata Wilfredo Leona (31 l.) ostatecznie wygrała Bogdanka Lublin, wyprzedzając na finiszu innych chętnych. W grze był Aluron, zainteresowanie wyrażała Zaksa. Ale, jak się dowiadujemy, to niejedyne kluby Plusligi, które w ostatnich latach podejmowały próbę pozyskania słynnego gracza.
W latach 2014–2018 Leon reprezentował barwy Zenitu Kazań, a od 2018 r. do dziś jest siatkarzem Perugii. Oferowano mu tam zarobki na poziomie przekraczającym milion euro za sezon. Z punktu widzenia finansowego, zakontraktowanie Wilfredo w Polsce było więc skrajnie trudne. Ale nie niemożliwe.
– Wątek jego ewentualnej gry w Polsce pojawił się po raz pierwszy, kiedy Wilfredo mieszkał dwa lata w Rzeszowie, był formalnie u mnie zatrudniony i trenował z młodzieżowymi grupami Resovii – mówi „SE” Andrzej Grzyb, były wieloletni menedżer Leona. To on go do nas sprowadził i jemu w dużym stopniu polska siatkówka zawdzięcza, że supergwiazdor reprezentuje dzisiaj biało-czerwone barwy.
– Wtedy proponowałem go do Resovii za pół tej ceny, jaką oferowali za niego kontrahenci z Rosji czy Turcji. Klub nie chciał się na to zdecydować, jakby nie dowierzał całej sytuacji. Ostatecznie odezwali się, ale po paru miesiącach, kiedy Wilfredo był już zaklepany w Rosji – dodaje menedżer.
Także w ostatnich latach, jak ujawnia Grzyb, były czynione pewne podchody pod Leona z Polski.
– Pojawiła się trzy lata temu oferta z Bełchatowa, którą wstępnie zaakceptował – przyznaje. – Skra miała wtedy przedstawić konkretne potwierdzenie, że ma zapewnione finansowanie kontraktu. Te środki miały pochodzić nie z klubu, lecz od sponsorów. Ponieważ jednak nie było pisemnych gwarancji, że zapewniają tyle i tyle w konkretnych umowach indywidualnych między siatkarzem a firmami, temat umarł śmiercią naturalną. I w sumie dzięki Bogu, że tak się skończyło, bo widzieliśmy, co się ostatnio działo w Bełchatowie – kończy, nawiązując do finansowego kryzysu, jaki przeżywał klub.