Molestowanie przez gadanie
Nie ma gazety, która nie zajmowałaby się molestowaniem seksualnym w pracy. Tygodnik Wprost znalazł głównie przypadki molestowania znanych kobiet w ich domach rodzinnych, przez dziadków i ojczymów, nie wyjaśniając, kto tam był wtedy w pracy: chyba jednak rodzice?
Dane przytoczone przez Politykę pokazują, dlaczego gazetom tak trudno poprzeć swoje okładkowe tematy jakimiś konkretnymi, bezspor- nymi przykładami: bo ich nie ma. „ Z dziewięciu „molestowań”, które sądy miały do rozpatrzenia w 2013 roku, tylko w jednym przypadku zarzuty uwzględniono”, a„ w Państwowej Inspekcji Pracy na 16 skarg o molestowanie dwie uznano za zasadne”. Dane te potwierdzają raczej skalę pomówień niż przestępstw.
Prawo staje po stronie pokrzywdzonych tak dalece, że – jak pisze Polityka – aż „ wydaje się drakońskie, (…) w przypadku molestowania uchyla nawet zasadę domniemania niewinności”, tzn. osoba oskarżona o molestowanie musi udowodnić, że tego nie robiła. To tak, jakby od oskarżonego o morderstwo wszyscy oczekiwali dostarczenia dowodów nie tylko, że to nie zabił on, ale najlepiej, że nikt nie został zabity.
Mimo to wszystko wskazuje na to, że sądy i inspekcje rozpatrują raczej przypadki niemolestowania seksualnego, a akurat przypadki molestowania tam nie trafiają. Co nie znaczy przecież, że nie istnieją. Według Polityki „ 3,9 procent polskich pracowniczek doświadcza molestowania”, a„ pracownicy się w ogóle na to nie skarżą” (pobrzmiewa tu lekka pretensja). Tymczasem w Newsweeku zupełnie inne dane! Nie tylko „ co trzecia kobieta w wieku 18 – 24 lat” tego doświadczyła, ale i nawet co dwunasty mężczyzna w tej grupie wiekowej. A w grupie „ 25 – 34 lat” – „ co dziesiąta kobieta i co trzydziesty mężczyzna”. Na tym urywa się zestawienie i danych dotyczących molestowania osób starszych Newsweek, niestety, nie publikuje.
Tajemnica rozbieżności tych szacunków wynika najpewniej stąd, że w wieku 18 – 24 lat prawie nikt jeszcze nie pracuje i jeśli tylko jakiś zatrudniony gdzieś się sporadycznie pojawi, to zaraz każdy jest narażony w dużo większym stopniu (nawet ostatecznie mężczyzna).
Nie są to jakieś czcze domysły, albowiem Newsweek zaznacza, że „ dane dotyczące molestowania dotyczą wyłącznie osób zatrudnionych na etacie”. Jak się nie ma etatu (a przecież jest to przypadek niemal wszystkich młodych ludzi), to nawet molestowanym być nie można! Zaś kiedy molestowania w tej grupie doświadczy choćby jedna osoba, to już jest to co trzecia zatrudniona. Widać wyraźnie, że ratunkiem będzie tu nie tyle zmniejszenie molestowania, ile zwiększenie zatrudnienia.
Odpowiednio w grupie osób starszych – zmniejszenie zatrudnienia i zwiększenie molestowania.
Nie ulega bowiem wątpliwości, że nie każde molestowanie w pracy uważane jest za jednakowo niewłaściwe. Niektóre są nawet przez pracowników pożądane. Wielokrotnie przywoływana już tu Polityka przytacza dane, z których wynika, że „ spośród Polaków, którzy przyznali się do zdrady, 34 procent wyznało, że był to romans biurowy”. Trudno – a nawet bez sensu – jest mieć romans bez „jednoznacznie seksualnych gestów”, jak definiuje molestowanie prawo.
Dochodzimy tu do najdziwniejszego aspektu tego zjawiska, albowiem molestowanie seksualne jest często utożsamiane z mobbingiem. „ Uchodzą za jakoś spokrewnione, ale prawo wyraźnie te pojęcia oddziela” – podkreśla Polityka.
Na całe szczęście, ponieważ tak naprawdę są to przecież zachowania przeciwstawne. Mobbing jest nawet zaprzeczeniem molestowania. O ile to drugie jest przejawem zwiększonego zainteresowania pracownikiem i pozostawania pod jego tak wielkim urokiem, że nie można się pohamować z wyrażaniem mu swoich gorących uczuć, to mobbing jest właśnie wyrazem wrogości wobec niego, pomijania i traktowania jak powietrze.
Jeśli – według Newsweeka – 33 procent pytanych w tej sprawie za molestowanie uważa już „ pożądliwe spojrzenia”, to mobbingiem jest obrzucanie pracownika spojrzeniami pogardliwymi. Molestowanie jest bowiem przesadnym przytulaniem pracownika do piersi (na ogół jego), zaś mobbing – manifestacyjnym odpychaniem.
Mimo wszystko zawsze chyba lepiej budzić czyjeś zainteresowanie (nawet zbyt natarczywe) niż odrazę? W niektórych przypadkach brak najmniejszego nawet molestowania może już być traktowany jako mobbing. Jak to ujęła Barbara Niechcic z „Nocy i dni” Marii Dąbrowskiej? Zainteresowanie mężczyzny kobiecie nie uwłacza, uwłacza jej brak zainteresowania.
Od czasów szkolnych dziewczynki źle znoszą „końskie zaloty” kolegów w postaci ciągnięcia ich za włosy itp., ale jeszcze gorzej znoszą brak zalotów.
Nie ma co jednak teoretyzować, ponieważ wszyscy możemy postawić się w sytuacji osoby molestowanej i jednocześnie mobbingowanej, w każdym razie ustawicznie nękanej, jako obiekty obleśnej kampanii wyborczej. To, że kandydaci wzajemnie usiłują się dotknąć swoich czułych punktów, to ich sprawa, ale dlaczego przy okazji nas wszystkich ciągną i łapią za różne części ciała?
Najbardziej narażone na molestowanie jest ucho wyborcy. To przez nie sączą się dyskretne insynuacje. W Sieci chcą osłabić prezydenta Komorowskiego „ jego poważnymi problemami ze zdrowiem”. Swą troskę o niego ujmują tak: „ prezydent miał mieć problemy z sercem”. Z kolei Polityka odnotowuje problemy, jakie „ ma mieć” wśród swoich wyborców kandydat PiS na prezydenta Andrzej Duda „ z nazwiskiem teścia”, albowiem brzmi ono Kornhauser, a to „ daje do myślenia”.
Z jakichś powodów sztaby wyborcze uznały, że najlepiej do molestowania nadają się autobusy, które jeżdżą po kraju. Tyle że – jak się okazuje – bez kandydatów. Po spotkaniu Andrzej Duda „ wsiada do autobusu, a za rogiem przesiada się do partyjnego samochodu, który szybko zawozi go do Warszawy”. Wyborczy autobus okazuje się całkiem pusty.
Kibiców piłkarskich zaś – co podaje Wprost – najbardziej molestuje kandydatka SLD Magdalena Ogórek, która wśród nich ma prawie takie samo poparcie jak Andrzej Duda: koło 10 procent. Akurat w tej specyficznej grupie wyborców nie może dziwić, że się molestowaniu jej przez Magdę Ogórek nie sprzeciwia. Co jednak powiedzieć o tym, że 1,2 procent kibiców zmolestowała Anna Grodzka?