Makaronizmy junior accountów
Rozmowa z GRAŻYNĄ MAJKOWSKĄ, językoznawcą i frazeologiem
– Staffersi mają swoje momentum podczas townhallu. – ...(wybuch śmiechu) – Nie ma tak łatwo. Proszę o tłumaczenie. – Momentum to zapewne moment... – Nie do końca, ale niech będzie. – ...ale reszty nie rozumiem za grosz. Co to znaczy?
– Staffersi to sztabowcy, a townhall to ratusz, ale w tym znaczeniu spotkanie otwarte. – I skąd pan to wytrzasnął? – Tak piszą o polityce młodzi, wykształceni, z wielkiego miasta.
– ...(śmiech) No dobrze, udowadnia mi pan, że język korporacyjny nie jest aż tak straszny. Już funkcjonuje takie określenie jak korpomowa, przed czym wielu ludzi się broni.
– Przed słowem czy skiem?
– Ja się bronię i przed jednym, i przed drugim. – Jak pani idzie obrona? – Korporacyjna nowomowa nie jest aż tak powszechna, jak można by sądzić. Oczywiście słyszymy czasami o dealach czy case’ach, ale już o zchallenge’owaniu kogoś raczej nie. – Co się przyjmuje najłatwiej? – Nazwy zawodów, jak copywriter czy coach i jego pochodne, czyli coaching, który jest czymś w rodzaju terapii. Używa się targetu i briefu. Na porannym briefingu wszyscy są więc briefowani. A wie pan, jakie słowo zrobiło bodaj największą karierę? – I tak nie zgadnę. – Projekt. – Oczywiście! Przecież Platforma Obywatelska według jej polityków była projektem.
– To słowo przekroczyło granice środowisk i dziś wszystko jest projektem: nie ma filmu czy przedstawienia teatralnego, tylko projekt, nie ma badań naukowych, ale są projekty. Mało tego: nawet książki mogą być projektami. – Bardzo poręczne słowo. – Inne nie są aż tak częste w użyciu, choć niesłychanie modne stały się eventy czy deadline’y.
– Deadline znam z żargonu dziennikarskiego.
– A teraz stał się popularny przez mowę korporacji. Ten język wprowadza nowe elementy, ale też wspiera procesy i tak zachodzące w polszczyźnie, jak skracanie słów i zwrotów. Mamy więc CU, czyli fonetyczny zapis angielskiego see you, a więc do zobaczenia; znany jest ASAP, od as soon as possible (tak
przed
zjawi- szybko, jak to możliwe), i popularne internetowe LOL oznaczające wybuch śmiechu. Używający takich skrótów profesjonaliści to profsi.
– Język korporacyjny polega tylko na dokładaniu kolejnych angielskich zwrotów?
– Równie częste jest nadawanie istniejącym już słowom innych znaczeń. Wszyscy oswajamy się z innym niż tradycyjne znaczeniem słowa sponsor, ale też kiedyś kluczowy był problem, a teraz kluczowy może być pracownik, ale przede wszystkim kluczowy jest jakiś klient naszej korporacji, o którego musimy szczególnie dbać.
– I dlatego jesteśmy briefowani, byśmy wiedzieli, czego potrzebuje?
– Mówi się nam o tym podczas wykładów motywacyjnych, gdzie motywuje się nas, byśmy lepiej pracowali dla naszych kluczowych klientów. Może nam w tym pomóc również wyjazd integracyjny.
– Korporacje są różne, ale wytworzyły wspólny język?
– Mimo wszystkich różnic da się w nim zauważyć kilka prawidłowości, które są charakterystyczne zwłaszcza dla użytkowników młodych – właśnie tych młodych, wykształconych, z większych ośrodków. Mają oni, o czym już mówiłam, skłonność do bezkrytycznego posługiwania się anglojęzycznymi wtrętami. – W końcu są wykształceni. – Nie jest to jednak w polszczyźnie niczym nowym, skoro dla XVII-wiecznego szlachcica wyrazem przynależności do szlacheckiego stanu była łacina, a prof. Klemensiewicz wyliczył, że w czasach saskich co 34. wyraz w tekście pisanym był pochodzenia łacińskiego.
– Myślę, że teraz jest tak samo, tyle że mówimy ponglishem.
– Kiedyś liczyłam, jak to wygląda we współczesnych tekstach motoryzacyjnych i faktycznie jest podobnie jak w czasach saskich.
– „Pani Grażyno, z ramienia naszego wiodącego banku jestem dedykowany do obsługi pani”. – Skończył pan złe szkolenie. – Najlepsze: to szkoła życia. – To prawda, że dedykowanie rozszerza się w przerażającym tempie. To jest właśnie to nadawanie słowom już istniejącym nowych znaczeń, o którym mówiliśmy. Dotychczas dedykowaliśmy książki, teraz – przez kalkę z angielskiego – pracowników, oferty, konta bankowe.
– „Wiodący” prawda?
– To jeszcze bardziej skomplikowane, bo to Wańkowicz w „Karafce La Fonta-
było
rusycyzmem, ine’a” też go używa. To słowo było w staropolszczyźnie, zanikło, a potem wróciło w PRL-u pod wpływem rosyjskiego.
– Dzisiaj z kolei wiodący to bezpośrednie tłumaczenie z angielskiego leading. – Właśnie tak. – No właśnie. Pani nie powie na potwierdzenie czegoś „dokładnie”.
– Ja powiem „właśnie”, bo „dokładnie” to angielskie „exactly”. Po polsku dokładny to tyle samo co precyzyjny, wykonany z wielką starannością.
– I ja poprawiam ludziom w wywiadach dokładnie na właśnie, choć czasem błędy językowe zostawiam. Tu jednak prowadzę swoją walkę z wiatrakami.
– Czasami takie walki z wiatrakami są zwycięskie.
– Kiedy pracownicy korporacji posługują się między sobą wolapikiem, to mnie to nie razi, ale kiedy naciera na mnie wiodący bank z dedykowaną mi ofertą, to będę mordował.
– A co ja mam powiedzieć, gdy dostaję zaproszenie na konferencję naukową i dowiaduję się, że tej konferencji jest dedykowana strona internetowa? Mogę się poddać i językoznawcy czasem się poddają. Niech pan zobaczy, co się stało ze spolegliwym.
– Czyli takim, na którym można polegać.
– Ale kto dziś czyta Kotarbińskiego?! Spolegliwy stał się uległym.
– Resentyment to dziś sentyment.
– I to jest nonsens, bo jeśli ktoś nie czytał ani Nietzschego, ani psychologów piszących o osobowości resentymentalnej, czyli pełnej urazy i pretensji do losu, to kojarzy to sobie z sentymentem i przedrostkiem re-. Cóż więc zrobić, jeśli się zna właściwe znaczenie tych słów? Wiem, że będę źle zrozumiana, więc zaczynam się wahać...
– ...ja po prostu przestałem obu tych słów używać, tak jak i wielu zwrotów frazeologicznych. Pani też już nie mówi studentom, że Zagłoba był szpakami karmiony...
– Bo nie czytali Sienkiewicza, do czego się bez żenady przyznają.
– Pojawiają się nowe słowa. Homoseksualiści najpierw zastąpili uznanych za wulgarne słowo „pederastów”, a teraz sami są wypierani przez gejów czy środowiska LGBT.
– Jeśli jakiś temat staje się modny lub po prostu głośny, to zaraz obrasta słownictwem. Kiedyś było jedno, dwa słowa, teraz – ponieważ dużo się o tym mówi – potrzebne są wyrażenia bliskoznaczne. To normalny etap rozwoju języka.
taki
stary
– Tak jak Eskimosi mają podobno 50 słów na określenie śniegu?
– Właśnie, to ten mechanizm. Jednym ze zjawisk, które z kolei mnie rażą, jest przenikanie języka piarowskiego do tekstów dziennikarskich. Wyprodukowane przez działy PR teksty są przedrukowywane jako własne.
– To raczej problem etyczny, nie językowy.
– Bez wątpienia to problem etyczny, ale nie tylko. Bo w jaki sposób miałby nami zawładnąć język korporacji? Przecież nie posługujemy się nim na co dzień, nie mówimy tak do siebie podczas niedzielnych obiadów. Wymagałabym od mediów, by kształtowały pozytywne wzorce polszczyzny, a nie, posługując się piarowskimi gotowcami, przemycały język biznesu.
– Może to zniknie, kiedy wszyscy będą mówili po angielsku? Wtedy szpanowanie przestanie mieć sens.
– Wierzę w samooczyszczanie się języka i w modę na odchodzenie od angielszczyzny. To widać wśród najlepiej wykształconych i stojących najwyżej w hierarchii przedstawicieli biznesu – oni już nie posługują się żargonem, a przynajmniej nie robią tego poza pracą.
– Bo nie muszą już niczego udowadniać.
– Jest jeszcze jeden powód mojej nadziei – otóż są amerykańskie badania, że tamtejsze korporacje poszukujące pracowników odchodzą od żargonu i starają się coraz częściej posługiwać językiem zrozumiałym. – Cóż za cios dla junior accountów! – Mam nadzieję, że ten proces powoli, powoli, ale do nas dotrze.
– Na razie jednak mamy ofensywę nowomowy.
– Nie przejmowałabym się tym aż tak bardzo, bo nie wierzę, by ten język wyszedł poza grupy pracowników korporacji. Jest on tak obcy naszej tradycji, że trudno sobie wyobrazić, by miał zainfekować wszystkich.
– Na razie jednak moja żona dostaje regularnie pisma z Decathlonu, które czytamy na głos, zaśmiewając się. Te „specjalnie dedykowane Tobie, naszemu najwierniejszemu klientowi, oferty” są rozbrajające.
– Mnie bardzo szkoda tych ludzi, którzy muszą pisać takie teksty. – Muszą? – Wolę myśleć, że oni są do tego zmuszeni, że to nie jest ich jedyny język.
– Muszę sprowadzić panią na ziemię: to jedyny język, jaki znają, i nie rozumieją, z czego tu się można śmiać.
– Chcę wierzyć, że w tych ludzi obudzi się potrzeba jakiejś odmiany. Prze-