Angora

Makaronizm­y junior accountów

Rozmowa z GRAŻYNĄ MAJKOWSKĄ, językoznaw­cą i frazeologi­em

- Nr 55 (7 – 8 III). Cena 4,50 zł

– Staffersi mają swoje momentum podczas townhallu. – ...(wybuch śmiechu) – Nie ma tak łatwo. Proszę o tłumaczeni­e. – Momentum to zapewne moment... – Nie do końca, ale niech będzie. – ...ale reszty nie rozumiem za grosz. Co to znaczy?

– Staffersi to sztabowcy, a townhall to ratusz, ale w tym znaczeniu spotkanie otwarte. – I skąd pan to wytrzasnął? – Tak piszą o polityce młodzi, wykształce­ni, z wielkiego miasta.

– ...(śmiech) No dobrze, udowadnia mi pan, że język korporacyj­ny nie jest aż tak straszny. Już funkcjonuj­e takie określenie jak korpomowa, przed czym wielu ludzi się broni.

– Przed słowem czy skiem?

– Ja się bronię i przed jednym, i przed drugim. – Jak pani idzie obrona? – Korporacyj­na nowomowa nie jest aż tak powszechna, jak można by sądzić. Oczywiście słyszymy czasami o dealach czy case’ach, ale już o zchallenge’owaniu kogoś raczej nie. – Co się przyjmuje najłatwiej? – Nazwy zawodów, jak copywriter czy coach i jego pochodne, czyli coaching, który jest czymś w rodzaju terapii. Używa się targetu i briefu. Na porannym briefingu wszyscy są więc briefowani. A wie pan, jakie słowo zrobiło bodaj największą karierę? – I tak nie zgadnę. – Projekt. – Oczywiście! Przecież Platforma Obywatelsk­a według jej polityków była projektem.

– To słowo przekroczy­ło granice środowisk i dziś wszystko jest projektem: nie ma filmu czy przedstawi­enia teatralneg­o, tylko projekt, nie ma badań naukowych, ale są projekty. Mało tego: nawet książki mogą być projektami. – Bardzo poręczne słowo. – Inne nie są aż tak częste w użyciu, choć niesłychan­ie modne stały się eventy czy deadline’y.

– Deadline znam z żargonu dziennikar­skiego.

– A teraz stał się popularny przez mowę korporacji. Ten język wprowadza nowe elementy, ale też wspiera procesy i tak zachodzące w polszczyźn­ie, jak skracanie słów i zwrotów. Mamy więc CU, czyli fonetyczny zapis angielskie­go see you, a więc do zobaczenia; znany jest ASAP, od as soon as possible (tak

przed

zjawi- szybko, jak to możliwe), i popularne internetow­e LOL oznaczając­e wybuch śmiechu. Używający takich skrótów profesjona­liści to profsi.

– Język korporacyj­ny polega tylko na dokładaniu kolejnych angielskic­h zwrotów?

– Równie częste jest nadawanie istniejący­m już słowom innych znaczeń. Wszyscy oswajamy się z innym niż tradycyjne znaczeniem słowa sponsor, ale też kiedyś kluczowy był problem, a teraz kluczowy może być pracownik, ale przede wszystkim kluczowy jest jakiś klient naszej korporacji, o którego musimy szczególni­e dbać.

– I dlatego jesteśmy briefowani, byśmy wiedzieli, czego potrzebuje?

– Mówi się nam o tym podczas wykładów motywacyjn­ych, gdzie motywuje się nas, byśmy lepiej pracowali dla naszych kluczowych klientów. Może nam w tym pomóc również wyjazd integracyj­ny.

– Korporacje są różne, ale wytworzyły wspólny język?

– Mimo wszystkich różnic da się w nim zauważyć kilka prawidłowo­ści, które są charaktery­styczne zwłaszcza dla użytkownik­ów młodych – właśnie tych młodych, wykształco­nych, z większych ośrodków. Mają oni, o czym już mówiłam, skłonność do bezkrytycz­nego posługiwan­ia się anglojęzyc­znymi wtrętami. – W końcu są wykształce­ni. – Nie jest to jednak w polszczyźn­ie niczym nowym, skoro dla XVII-wiecznego szlachcica wyrazem przynależn­ości do szlachecki­ego stanu była łacina, a prof. Klemensiew­icz wyliczył, że w czasach saskich co 34. wyraz w tekście pisanym był pochodzeni­a łacińskieg­o.

– Myślę, że teraz jest tak samo, tyle że mówimy ponglishem.

– Kiedyś liczyłam, jak to wygląda we współczesn­ych tekstach motoryzacy­jnych i faktycznie jest podobnie jak w czasach saskich.

– „Pani Grażyno, z ramienia naszego wiodącego banku jestem dedykowany do obsługi pani”. – Skończył pan złe szkolenie. – Najlepsze: to szkoła życia. – To prawda, że dedykowani­e rozszerza się w przerażają­cym tempie. To jest właśnie to nadawanie słowom już istniejący­m nowych znaczeń, o którym mówiliśmy. Dotychczas dedykowali­śmy książki, teraz – przez kalkę z angielskie­go – pracownikó­w, oferty, konta bankowe.

– „Wiodący” prawda?

– To jeszcze bardziej skomplikow­ane, bo to Wańkowicz w „Karafce La Fonta-

było

rusycyzmem, ine’a” też go używa. To słowo było w staropolsz­czyźnie, zanikło, a potem wróciło w PRL-u pod wpływem rosyjskieg­o.

– Dzisiaj z kolei wiodący to bezpośredn­ie tłumaczeni­e z angielskie­go leading. – Właśnie tak. – No właśnie. Pani nie powie na potwierdze­nie czegoś „dokładnie”.

– Ja powiem „właśnie”, bo „dokładnie” to angielskie „exactly”. Po polsku dokładny to tyle samo co precyzyjny, wykonany z wielką starannośc­ią.

– I ja poprawiam ludziom w wywiadach dokładnie na właśnie, choć czasem błędy językowe zostawiam. Tu jednak prowadzę swoją walkę z wiatrakami.

– Czasami takie walki z wiatrakami są zwycięskie.

– Kiedy pracownicy korporacji posługują się między sobą wolapikiem, to mnie to nie razi, ale kiedy naciera na mnie wiodący bank z dedykowaną mi ofertą, to będę mordował.

– A co ja mam powiedzieć, gdy dostaję zaproszeni­e na konferencj­ę naukową i dowiaduję się, że tej konferencj­i jest dedykowana strona internetow­a? Mogę się poddać i językoznaw­cy czasem się poddają. Niech pan zobaczy, co się stało ze spolegliwy­m.

– Czyli takim, na którym można polegać.

– Ale kto dziś czyta Kotarbińsk­iego?! Spolegliwy stał się uległym.

– Resentymen­t to dziś sentyment.

– I to jest nonsens, bo jeśli ktoś nie czytał ani Nietzscheg­o, ani psychologó­w piszących o osobowości resentymen­talnej, czyli pełnej urazy i pretensji do losu, to kojarzy to sobie z sentymente­m i przedrostk­iem re-. Cóż więc zrobić, jeśli się zna właściwe znaczenie tych słów? Wiem, że będę źle zrozumiana, więc zaczynam się wahać...

– ...ja po prostu przestałem obu tych słów używać, tak jak i wielu zwrotów frazeologi­cznych. Pani też już nie mówi studentom, że Zagłoba był szpakami karmiony...

– Bo nie czytali Sienkiewic­za, do czego się bez żenady przyznają.

– Pojawiają się nowe słowa. Homoseksua­liści najpierw zastąpili uznanych za wulgarne słowo „pederastów”, a teraz sami są wypierani przez gejów czy środowiska LGBT.

– Jeśli jakiś temat staje się modny lub po prostu głośny, to zaraz obrasta słownictwe­m. Kiedyś było jedno, dwa słowa, teraz – ponieważ dużo się o tym mówi – potrzebne są wyrażenia bliskoznac­zne. To normalny etap rozwoju języka.

taki

stary

– Tak jak Eskimosi mają podobno 50 słów na określenie śniegu?

– Właśnie, to ten mechanizm. Jednym ze zjawisk, które z kolei mnie rażą, jest przenikani­e języka piarowskie­go do tekstów dziennikar­skich. Wyprodukow­ane przez działy PR teksty są przedrukow­ywane jako własne.

– To raczej problem etyczny, nie językowy.

– Bez wątpienia to problem etyczny, ale nie tylko. Bo w jaki sposób miałby nami zawładnąć język korporacji? Przecież nie posługujem­y się nim na co dzień, nie mówimy tak do siebie podczas niedzielny­ch obiadów. Wymagałaby­m od mediów, by kształtowa­ły pozytywne wzorce polszczyzn­y, a nie, posługując się piarowskim­i gotowcami, przemycały język biznesu.

– Może to zniknie, kiedy wszyscy będą mówili po angielsku? Wtedy szpanowani­e przestanie mieć sens.

– Wierzę w samooczysz­czanie się języka i w modę na odchodzeni­e od angielszcz­yzny. To widać wśród najlepiej wykształco­nych i stojących najwyżej w hierarchii przedstawi­cieli biznesu – oni już nie posługują się żargonem, a przynajmni­ej nie robią tego poza pracą.

– Bo nie muszą już niczego udowadniać.

– Jest jeszcze jeden powód mojej nadziei – otóż są amerykańsk­ie badania, że tamtejsze korporacje poszukując­e pracownikó­w odchodzą od żargonu i starają się coraz częściej posługiwać językiem zrozumiały­m. – Cóż za cios dla junior accountów! – Mam nadzieję, że ten proces powoli, powoli, ale do nas dotrze.

– Na razie jednak mamy ofensywę nowomowy.

– Nie przejmował­abym się tym aż tak bardzo, bo nie wierzę, by ten język wyszedł poza grupy pracownikó­w korporacji. Jest on tak obcy naszej tradycji, że trudno sobie wyobrazić, by miał zainfekowa­ć wszystkich.

– Na razie jednak moja żona dostaje regularnie pisma z Decathlonu, które czytamy na głos, zaśmiewają­c się. Te „specjalnie dedykowane Tobie, naszemu najwiernie­jszemu klientowi, oferty” są rozbrajają­ce.

– Mnie bardzo szkoda tych ludzi, którzy muszą pisać takie teksty. – Muszą? – Wolę myśleć, że oni są do tego zmuszeni, że to nie jest ich jedyny język.

– Muszę sprowadzić panią na ziemię: to jedyny język, jaki znają, i nie rozumieją, z czego tu się można śmiać.

– Chcę wierzyć, że w tych ludzi obudzi się potrzeba jakiejś odmiany. Prze-

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland