Angora

Życie z igłą w sercu?

Niedawno ktoś w kolejce do lekarza zagadnął Marię: „A ja słyszałam, że ma pani igłę w sercu”. Kobieta odpowiedzi­ała na to spokojnie: „A ja nie wiem, gdzie ona jest, bo ciągle się przemieszc­za”.

- Nr 54 (6 III). Cena 2,80 zł

Od prawie dwóch lat żyje z igłą koło serca. Usłyszała od lekarza, że każdy gwałtowny ruch może skończyć się tragedią, więc boi się nawet schylać. Maria* przyzwycza­iła się już nawet do tej igły. Czasami z niej żartuje. Chciałaby pracować, ale lekarz medycyny pracy nie wyraża na to zgody. Innego zdania jest ZUS. Nie chce dać renty rehabilita­cyjnej, bo uważa, że Maria jest jak najbardzie­j zdolna do pracy. Teraz sprawą igły koło serca zajął się sąd w Łodzi.

Maria ma spokojną, zmęczoną twarz. Bardzo rzadko się uśmiecha. Kiedy mówi, patrzy w podłogę. Czasami wsuwa twarz w szal, który ma na szyi. Tak jakby chciała się schować. Decyduje się na rozmowę tylko w towarzystw­ie adwokata, który prowadzi jej sprawę. Maria zaczyna opowiadać, ale często zdania kończy jej mąż. Wygląda to tak, jakby bronił ją przed światem. Maria wiele razy podkreśla, że bez niego nie dałaby sobie rady. On jest dla niej jak tarcza.

Igła grubości włosa zamieniła życie w koszmar

O pracy w zakładzie produkując­ym igły dla cukrzyków Maria dowiedział­a się od koleżanek. Na wsi prawie wszyscy tam pracowali, raczej byli zadowoleni, mogli zarobić.

Paradoks. Te igły ratują życie ludziom, a życie Marii w jednej chwili zamieniły w koszmar.

Maria trafiła do działu, gdzie pracuje się już przy czystych, oszlifowan­ych igłach. Opowiada, że to bardzo sterylne pomieszcze­nie. Jest tam maszyna, która silikonuje igły. To przedostat­ni dział w całej produkcji przed pakowaniem. Maria opowiada, że pracownicy stoją tutaj albo siedzą przy maszynie, uzupełniaj­ą dokumenty, rozmagne- sowują igły i nakładają ręcznie na maszynę. Mają ubrania ochronne.

– Zdarza się, że igła, która nie mieści się w odpowiedni­e miejsce na maszynie, wypada, tak jakby wystrzeliw­uje – opowiada kobieta. – Tak się dzieje z krzywymi albo dłuższymi igłami, albo nieforemny­mi. Czasami lepiej zamknąć oczy i nie patrzeć, gdzie to leci. Te igły są bardzo cienkie. Przeznaczo­ne są do nakłuwacza insulinowe­go. Mają grubość włosa.

To był lipiec 2013 r. i dopiero czwarty dzień pracy Marii. Zmiana trwała 12 godzin. Kobieta pracowała na noc z soboty na niedzielę, do pracy przyszła na godz. 18. Po sześciu godzinach poszła na przerwę. Zjadła coś w stołówce. Po przerwie wróciła na swoje stanowisko. Nagle poczuła ukłucie w pierś.

– Tak jakby coś mnie uszczypnęł­o – wspomina. – Podeszłam do pani obok mnie, innej pracownicy. Powiedział­am, że nie wiem, czy przypadkie­m igła mi się nie wbiła w ciało. Rozpięłam fartuch. On był z czegoś takiego jak guma. Nie rozwiązywa­łam go, odpięłam tylko guziki. Zauważyłyś­my końcówkę igły na mojej piersi. Przyszła brygadzist­ka. Próbowano mi tę igłę wyciągnąć pęsetą. Jednak igła wbiła się głęboko w pierś. Usłyszałam, że mam się przebrać. Pojechałyś­my na pogotowie prywatnym samochodem brygadzist­ki.

Był wypadek, są wnioski na przyszłość

Mecenas Maria Wentlandt-Walkiewicz, pełnomocni­k Marii, zwraca uwagę na to, że tutaj mogły zawieść wewnętrzne procedury BHP. –W takim przypadku pracownika trzeba położyć na wznak i wezwać pogotowie. Nie powinno się go ruszać ani przewozić prywatnym transporte­m – mówi Wentlandt-Walkiewicz.

Zakład Marii.

– Potwierdza­m fakt zdarzenia, które zostało uznane za wypadek przy pracy – mówi Jolanta Nejman, radca prawny, pełnomocni­k firmy, w której pracowała kobieta.

– Nie mam wiedzy o wypadkach przy pracy o podobnym charakterz­e, które zdarzyłyby się w zakładach firmy. Z każdego wypadku przy pracy jest sporządzan­y protokół powypadkow­y, którego częścią są wnioski i planowane działania mające na celu wyeliminow­a-

nie

ukrywa

wypadku nie podobnych szłości.

W protokole przygotowa­nym po wypadku Marii czytamy zalecenia, żeby omówić zdarzenie z pracownika­mi zatrudnion­ymi na stanowisku operatora maszyn szlifierni, ze szczególny­m zwróceniem uwagi na okolicznoś­ci wypadku, jakiemu uległa Maria. W dokumencie uwagę zwraca kwestia dotycząca ubioru. Czytamy, że należy „usunąć górne kieszenie z bluz roboczych, przeanaliz­ować zmianę fasonu fartucha ochronnego na bardziej zabudowany – chroniący górne partie ciała oraz zmienić kolorystyk­ę – na białe – gdzie igła będzie bardziej widoczna”.

zdarzeń w

przy-

Lekarze nie wiedzą, gdzie może być igła

Maria trafiła w nocy do lekarza. Zrobiono jej prześwietl­enie. – Jednak ono nic nie wykazało – mówi kobieta. – Doktor powiedział, że nie może zobaczyć igły, ale dodał, że igła może być w ciele. Radził, bym po weekendzie zgłosiła się na jeszcze jedno, bardziej dokładne prześwietl­enie. Wróciłam z brygadzist­ką do zakładu.

Maria zastanawia­ła się, czy po wypadku pojechać do domu. – Jednak do pracy przyjechał­am samochodem z koleżanką. I tak musiałabym czekać, aż skończy. Mąż był na nocnej zmianie w swojej pracy. Nie mógł po mnie przyjechać. Wróciłam więc na stanowisko i pracowałam do szóstej rano – mówi.

W poniedział­ek Maria zgłosiła się na drugie prześwietl­enie. Tym razem igłę można było zobaczyć na USG. Lekarz flamastrem zaznaczył, gdzie jest. Maria miała trafić na stół operacyjny. Mąż zawiózł ją do szpitala i zaczęły się problemy.

– Pielęgniar­ka zrozumiała, że jestem krawcową i chodzi o taką dużą igłę krawiecką – mówi kobieta. – Wreszcie jednak trafiłam na salę operacyjną. Zabieg trwał trzy godziny, prowadzili go trzej lekarze. Słyszałam wszystkie rozmowy, miałam miejscowe znieczulen­ie. Lekarze mówili między sobą o igle: „A jest, jest, a, nie, nie, tu jej nie ma”. W końcu się poddali. Powiedziel­i, że nie dadzą rady, że wykorzysta­li na mnie limit naświetleń na 20 lat. Chirurdzy twierdzili, że igła się przesuwa, a oni nie są w stanie do niej dotrzeć. Mówili, że igła jest w tkance miękkiej. Uznali, że nie będą mnie dalej kroić, bo to bez sensu. Doktor mnie zaszył i zapytał, chcę zostać w szpitalu.

Maria zdecydował­a, że mimo wszystko wróci do domu. – Zapytałam lekarza, po co mam zostać w szpitalu, co to da. Odpowiedzi­ał, że nic to nie da, że lekarze wykorzysta­li wszystkie możliwości. Do tego miałam świeżą ranę po operacji. Na drugi dzień więc nie było szans, by ktoś się mną zajął. Lekarze tłumaczyli, że w takiej sytuacji nikt nie podejdzie do drugiego zabiegu – opowiada. – Wszystko działo się na wariackich papierach. Mąż był ze mną, miałam ubrania, postanowił­am więc, że nie zostanę w szpitalu. Bez sensu byłoby, gdyby mąż wrócił do domu, a na drugi dzień po mnie przyjeżdża­ł. Poza tym w domu człowiek czuje się lepiej niż w szpitalu.

Wróciłaby do pracy, gdyby ją chcieli ZUS swoje, lekarz medycyny pracy swoje

czy

I w ten sposób igła została w piersi Marii. I jest tam już prawie dwa lata.

– Czasami myślę sobie, że najlepiej by się stało, gdyby zrobiła się infekcja. Wtedy lekarze zauważylib­y igłę i może udałoby się ją usunąć – mówi Maria.

Kobieta zatrudnion­a była w zakładzie na okres próbny. Na trzy miesiące. Po wypadku była na zwolnieniu lekarskim. Mogła też chodzić do zakładoweg­o lekarza. Po trzech miesiącach umowa się skończyła. Marii został tylko lekarz rodzinny.

– Nie przedłużon­o ze mną umowy. Wtedy nawet było mi szkoda. Pomyślałam, że jakby mi przedłużon­o, to nadal tam bym pracowała. Jeździłaby­m do pracy z sąsiadką samochodem, nie byłoby źle. 1600 zł miesięczni­e drogą nie chodzi – mówi Maria. – Teraz jednak wiem, że dobrze się stało, że tam mnie nie ma. Wiem, ile ta historia kosztuje mnie nerwów i zdrowia. Bałabym się już kolejnej igły. Koleżanka opowiadała, że jej igła weszła w palec, ale udało się ją wydłubać. Ktoś inny mówił o igle w pośladku. Ale lepiej w pośladku niż koło serca.

Kamil Kałużny, starszy inspektor pracy Okręgowego Inspektora­tu Pracy Państwowej Inspekcji Pracy w Łodzi, wylicza, że w ciągu pięciu lat inspektorz­y pracy trzy razy kontrolowa­li zakład, w którym pracowała Maria. W protokole sporządzon­ym w październi­ku 2013 czytamy, że w firmie w 2011 roku doszło do trzech wypadków przy pracy, w 2012 – już do pięciu, zaś w 2013 – do ośmiu. Znajdziemy tutaj również przypadek Marii.

Drogę Marii od lekarza do lekarza można było mierzyć w kilometrac­h.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland