Samozwańczy strażnik trzeźwości
Jeden z najbardziej znienawidzonych Polaków powrócił ze swoim kolejnym filmem na YouTube. I nie ma w tym przesady – wystarczy zerknąć w komentarze pod jego filmami. Tym razem Paweł Bosky zasłynął dzięki nagraniu, na którym (jakby inaczej) zgłasza na policję mężczyznę spożywającego alkohol na wiślanych bulwarach w Warszawie.
O Pawle Boskym było głośno już we wrześniu ubiegłego roku. Wtedy mężczyzna jeździł rowerem wzdłuż Wisły i robił zdjęcia pijącym tam alkohol. Potem szybki telefon na policję, której po przyjeździe przedstawiał dowody.
Na dworze powoli robi się cieplej, więc i coraz śmielej poczyna sobie samozwańczy strażnik trzeźwości. Bosky ponownie zyskał ogromną popularność w sieci za sprawą nowego filmiku na YouTube. Scenariusz standardowy. No może z wyjątkiem samej interwencji, do której przystąpiło wyjątkowo dużo funkcjonariuszy. Ostatecznie pijącego mężczyznę zatrzymało aż pięciu policjantów.
Paweł Bosky działa w Grupie Osiedlowej Śródmieście 1, z którą – jak nam powiedział – współpracuje w celu przywrócenia ładu i zaprzestania łamania przepisów. Zarówno przez władze, jak i obywateli na terenie bulwarów wiślanych.
– Nasze działania nie wynikają z samej chęci współpracy z policją czy strażą i wyrywania się przed szereg, ale ta współpraca jest konieczna i niezbędna, bo taki mamy porządek prawny w RP – mówi samozwańczy strażnik trzeźwości. Mężczyzna wraz z innymi osobami występuje w komisjach bezpieczeństwa Rady Gminy i Rady Miasta, których celem jest uchwalanie odpowiednich zasad funkcjonowania policji i straży oraz wypracowanie współpracy, by zapewnić bezpieczeństwo i porządek.
Jak łatwo się domyślić, te tłumaczenia raczej nie przekonują internautów. Działalność donosiciela nie spotyka się ze zrozumieniem. I to delikatnie mówiąc. Niemal pod każdym nagraniem mężczyzna rozbija się o falę wulgarnej krytyki. Przykłady można mnożyć.
Społeczny donosiciel nie ograni- cza się jedynie do spraw związanych z piciem alkoholu (i nie ma dla niego znaczenia, czy chodzi o puszkę piwa, czy wielką libację). Od początku tego roku na policję od Pawła Boskyego spłynęło około 40 zgłoszeń. – Dotyczą one głównie wykroczeń porządkowych, takich jak nieprawidłowe parkowanie, przechodzenie przez jezdnię i spożywanie alkoholu w niedozwolonych miejscach – mówi kom. Robert Szumiata.
– Moja nietykalność cielesna była naruszona na bulwarach czterokrotnie – mówi Paweł Bosky. – Obdukcje są dołączone do akt toczących się spraw, a poza tym ponad 4-krotnie zniszczono mi mienie. Spotkałem się z całym przekrojem form agresji również ze strony obywateli oraz policjantów i strażników. Po opracowaniu materiałów zgłaszamy do prokuratury naruszenie przepisów przez funkcjonariuszy publicznych i obywateli – dodaje.
Paweł Bosky powiedział nam także, że wśród członków stowarzyszenia, które patrolują bulwary, są osoby mające pozwolenie na broń ostrą.
Jak można przeczytać na jego profilu na Facebooku, mężczyzna w ubiegłym roku ubiegał się o licencję detektywistyczną. Otrzymał jednak negatywną opinię od sąsiadów, zdaniem których „nie jest przystosowany do życia w spo- łeczności, prowadzona przez niego działalność społeczna uważana jest za przesadzoną, godzącą w wolność człowieka”.
Paweł Bosky też nie jest święty. Dziś sam udostępnił nagranie, na którym otrzymuje mandat od strażnika miejskiego za złamanie przepisów drogowych, a przy okazji ten poinformował go, że jeżeli przy publikacji tego nagrania zostanie naruszone jego dobre imię, to wytoczy mu proces karny. Reakcja strażnika spotkała się z pozytywnym odbiorem internautów, zwłaszcza że – jak zauważyli – Bosky nie był już tak wygadany jak w przypadku, gdy sam kogoś ściga.
Według psychologa społecznego dra Konrada Maja taka osoba jak Paweł Bosky jest tropicielem czynów niewłaściwych. Być może jego działania mają też funkcję psychologiczną, która daje mu pozytywny nastrój, pewnego rodzaju nagrodę za to, że odkryje niewłaściwy czyn i jego sprawca zostanie ukarany.
– Wiele osób nie ma nic przeciwko temu, że podejmuje się jakiejś interwencji, ale jeżeli jest to doszukiwanie się rozmaitych złamań zakazu, to już to ociera się o natręctwo i ludzie mogą czuć się sparaliżowani tym, że ktoś non stop czeka na ich błąd – mówi dr Konrad Maj.