Sok z jabłek od chłopa surowo zakazany
W Europie u rolnika kupisz chleb na zakwasie, kwaśne mleko, drylowane wiśnie. W Polsce taki handel odbywa się w podziemiu. Bo przepisom rolnik nie sprosta.
Opolscy rolnicy robią pyszny chleb na zakwasie, nabiał, smakowite przetwory z mięsa. Ale na własny użytek. Bo do legalnego obrotu produktów tych już nie wprowadzą. Takie przepisy. Iwona Frasek ze Szczedrzyka zasłynęła na Opolszczyźnie z tego, że ma sad z „ekojabłoniami”. Plan miała taki, że w przydomowej wytłaczarni soku będzie produkować sok jabłkowy – bez konserwantów, cukrów – pochodzący z tradycyjnych odmian jabłoni, a następnie dostarczać do sklepów. Nic z tego nie wyszło.
– Nie weszliśmy na rynek, bo okazało się, że przepisy nakazują mi uruchomić całą wytwórnię soków. Tymczasem produkowałabym niehurtowe ilości, na dodatek tylko w sezonie. Koszty inwestycji byłyby więc nie do pokrycia z dochodów z ewentualnej sprzedaży – mówi (...).
Drugi pomysł pani Izabeli był następujący: – Hodujemy ekologicznie świnki. Ale mięsa już z takiej szczęśliwej świnki nie sprzedamy, no, chyba że uruchomimy w gospodarstwie ubojnię. A przecież my chcemy sprzedać w roku parę świnek, a nie zabijać codziennie kilkanaście albo i więcej.
Podpisała więc umowę z profesjonalną ubojnią. – U mnie ubicie świnki wyglądałoby następująco: świnka wkłada ryj do wiadra z jej przysmakami, w tym czasie wezwany rzeźnik momentalnie ją zabija, świnka nawet nie odczuwa stresu. Mamy czyste sumienie i pewność, że schabowy byłby ze szczęśliwej świnki. Jest jednak inaczej – zwierzę w podróży na rzeź się stresuje, w ubojni też – bo oglądają je obcy ludzie, słyszy kwik innych zwierząt. Więc ideę schabowego ze szczęśliwej świnki diabli biorą – podsumowuje pani Iwona.
To problem rolników w całym kraju. Rolnicy przedstawili listę zakazanych produktów żywnościowych – zakazanych, to znaczy takich, które rolnik chętnie produkowałby w swym gospodarstwie, ale nie robi tego, bo nie jest w stanie sprostać wygórowanym wymogom formalnym (...).
– Żeby sprzedawać swojską maślankę, rolnik musi założyć mleczarnię, żeby sprzedać chleb – piekarnię. Winien mieć osobne budynki do produkcji lokalnych produktów – mówi Jadwiga Łopata z Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi ICPPC. – Tymczasem stawianie tak wygórowanych wymagań sanitarnych jest niezgodne z przepisami unijnymi: – Rozporządzenie UE 852/ 2004 w sprawie higieny środków spożywczych mówi wyraźnie, że dla takiej małej, lokalnej, sezonowej produkcji wymagania mają być bardziej elastyczne. Wyśrubowane procedury dotyczą zorganizowanych zakładów prowadzących działania stałe.
– Znam rolników, którzy ze swymi twarogami i maślankami jeżdżą na targi w Niemczech i jedyne, czego się od nich wymaga, to lodówki przenośnej. W Polsce handlują pokątnie, obawiając się sanepidu – mówi Jadwiga Łopata z Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi.
Przywołuje też doświadczenia Polki – miłośniczki ekorolnictwa, która chciała równolegle uruchomić takie samo przydomowe przetwórstwo owocowe zarówno w Anglii, jak i w Polsce, w Krakowie: – Zgłosiła się do lokalnych inspekcji sanitarnych. W Anglii otrzymała jedną stronę wymogów: ma być czysty nóż, deska, czyste pomieszczenie. W Krakowie – 10 kartek, a na nich między innymi nakaz posiadania oddzielnego budynku z wykafelkowanymi ścianami i specjalistycznym sprzętem.
Podobne doświadczenia ma Iwona Frasek ze Szczedrzyka: – Koledzy z Austrii czy Niemiec legalnie sezonowo handlują swymi produktami, bez konieczności uruchamiania całych hal produkcyjnych w gospodarstwie – mówi z zazdrością.
Zadzwoniliśmy do opolskiego sanepidu z pytaniem, jakie warunki musi spełnić rolnik, który zechce piec i sprzedawać, dajmy na to, 20 chlebów na zakwasie.
– Musi zapewnić odpowiednie urządzenia, szczególnie czyszczące i dezynfekujące sprzęt, wentylację... – wylicza Maria Jeznach, kierownik oddziału higieny żywności.
Polskie przepisy sanitarne potraktują go podobnie jak właściciela standardowej piekarni.