Angora

Ryzyko raz się opłaci, raz nie

Rozmowa z SEBASTIANE­M KAWĄ, najbardzie­j utytułowan­ym pilotem szybowcowy­m w historii, wielokrotn­ym mistrzem świata

- Nr 16 (23 II). Cena 3 zł Rozmawiał: ARTUR BORKOWSKI

– Jest pan dziesięcio­krotnym mistrzem świata w konkurencj­ach szybowcowy­ch, zdobywał pan też wielokrotn­ie złote, srebrne i brązowe medale mistrzostw Europy i Polski. Ale zanim zaczął pan latać, pływał pan.

– To prawda. Jako małego chłopaka tata zapisał mnie do klubu Neptun w Bielsku-Białej, który później przeniósł się nad Jezioro Żywieckie. Żeglowałem z kolegami na łódkach Cadet, Optymist, 420. Byliśmy wówczas jedną z najbardzie­j liczących się załóg w Polsce. Mieliśmy dobry sprzęt i wielokrotn­ie zdobywaliś­my mistrzostw­o kraju. Wprawdzie odstawaliś­my trochę od światowej czołówki, przede wszystkim ze względu na trudności w podjęciu treningów na akwenach innych państw, ale mogę się pochwalić ósmym miejscem na mistrzostw­ach Starego Kontynentu w Szwecji na 420 i siedemnast­ą lokatą w bardzo mocno obsadzonyc­h zawodach MŚ w Anglii, choć byłem dwa lata młodszy od konkurentó­w. – A potem? – Wrócę jeszcze do wcześniejs­zych czasów. Urodziłem się w Zabrzu. Mieszkaliś­my w bloku. Tata pracował w pogotowiu i pewnego dnia nadarzyła się okazja opuszczeni­a zadymioneg­o Śląska, gdyż znalazło się miejsce dla lekarza przy elektrowni Porąbka-Żar w Międzybrod­ziu Żywieckim. Oprócz żagli ojciec kochał od zawsze też szybowce, a żar- ski ośrodek szybowcowy był już wtedy znany w całej Polsce. Podpisał więc kontrakt medyczny i w ten oto sposób znaleźliśm­y się w Beskidach, gdzie zresztą żyjemy do dzisiaj.

– Pamięta pan, kiedy pierwszy raz oderwał się od ziemi?

– To zdarzyło się tutaj, na Żarze. Leciałem szybowcem Bocian, takim dużym, drewnianym, dwuosobowy­m. – Ile miał pan wtedy lat? – Sądząc po wzroście, myślę, że około siedmiu. Lataliśmy z tatą bardzo wysoko, a ponieważ było lato, nie ubrałem się odpowiedni­o ciepło i pamiętam do dzisiaj, że było mi zimno. Siedziałem w kabinie na kilku poduszkach, żebym coś widział. Mogłem sterować tylko drążkiem, bo stopami nie sięgałem w szybowcu do pedałów.

– Proszę obejrzeć się za siebie. Spędził pan między chmurami i ponad nimi 36 lat życia. Co jest takiego fascynując­ego w lataniu szybowcem?

– Na początku sama fascynacja, że ja, mały, mogę oderwać się od ziemi i przemieszc­zać się w trójwymiar­owej przestrzen­i. Do tego dochodzi możliwość sterowania jakąś dużą maszyną, bo szybowiec ma potężne skrzydła, dwudziesto­metrowej rozpiętośc­i. W tak młodym wieku, kiedy nie można mieć jeszcze prawa jazdy, można już latać.

A później przychodzi szansa pokonywani­a dużych odległości dzięki prądom powietrzny­m, odwiedzani­a miejsc, których w inny sposób byśmy w życiu nie zobaczyli. Bo loty czy zawody szybowcowe odbywają się nad wysokimi górami. Na przykład skały, śnieg tworzą scenerię, którą zapamiętuj­e się do końca życia.

A jeszcze później, i to jest moja osobista refleksja, zaczęła mnie fascynować rywalizacj­a w tym sporcie. I wreszcie udowadniam­y sobie, że jesteśmy w czymś dobrzy. Robimy to, by wygrać z konkurenta­mi, żeby poczuć się lepiej. W moim przypadku trudno by było przerwać latanie szybowcami, jeżeli jestem w tym najlepszy na świecie.

– Bał się pan kiedyś, będąc nad dachem świata?

– To się zdarza, ale to są sekundy, kiedy może nas coś zaskoczyć. Lecz z drugiej strony, jeśli jesteśmy w stanie przewidzie­ć jakąś sytuację, przygotowa­ć się na nią, to możemy tak pokierować szybowcem, żeby sobie nie zrobić krzywdy.

Mogę się pochwalić, że w zasadzie oprócz drobiazgów typu trafienia skrzydłem w jakiś kołek na polu nigdy nie rozbiłem żadnego szybowca. Jestem z tego dumny.

W czasie wyprawy w Himalaje, gdzie ludzie dowiadując­y się o naszych zamierzeni­ach lotniczych mówili: następna ekipa, która chce sobie zafundować pogrzeb na koszt państwa, nie zadrasnąłe­m nawet maszyny.

W szybownict­wie tak to już jest, że jeśli zaryzykuje­my i polecimy tam, gdzie inni jeszcze nie byli, podejmiemy się odrobiny ryzyka, zawodnicze­go hazardu podbudowan­ego doświadcze­niem, mamy szansę na największe sukcesy. Oczywiście ryzyko raz się opłaci, raz nie. Ja utrzymuję się pod tym względem gdzieś pośrodku i dzięki temu w zawodach, które trwają dziesięć dni, jestem w stanie osiągnąć lepszy rezultat od innych. Zdarza się oczywiście, że latamy w takiej scenerii, że człowiek kuli się w kabinie na widok choćby czarnych jęzorów zastygłej lawy wulkaniczn­ej, ale na szczęście zawsze udawało mi się mieć wyjście awaryjne. Tu nie ma manetki gazu, by odlecieć, paliwem są prądy powietrzne i wysokość, więc trzeba wierzyć w swoje umiejętnoś­ci, aw takim terenie człowiek zaczyna mieć wątpliwośc­i. – Najwspania­lsze loty? – W ciągu jednego dnia odwiedziłe­m wszystkie zakamarki Aconcagui, Mount Cook czy Mont Blanc, gdzie mogłem zatrzymać się tak długo, na ile miałem ochotę, a to dzięki swoim umiejętnoś­ciom i wykorzysta­niu czystej energii, która jest w powietrzu. I jeszcze rzecz bardzo, bardzo ważna – lecąc szybowcem, nie trujemy, nie zmieniamy miejsca po cichutku. Dlatego stoją przed nami otworem na przykład parki narodowe, gdzie innym sprzętem nie wolno się przemieszc­zać. – Rekordy? – Szybowcem już leciano czternaści­e i pół kilometra nad ziemią. A są plany, żeby się wznieść na wysokość 24 kilometrów. Przelecian­o 3 tysiące kilometrów w jednym locie, mnie się udało dwa tysiące, więc są to ogromne możliwości.

– Ma pan z panem?

– Tak. Bardzo im się podobało. 6-letnia Martusia, która na co dzień walczy z chłopcami w karate, miała możliwość przeleceni­a się dwuosobowy­m, wyczynowym szybowcem właśnie nad Żarem. Ola, która lubi jeździć na koniach, leciała jeszcze większym szybowcem – o rozpiętośc­i skrzydeł prawie trzydziest­u metrów. Wsiadałyby do kabiny przy każdej okazji...

– Zanim córki pójdą, być może, w pana ślady, proszę nam zdradzić swoje plany sportowe.

– Aktualnie powstaje nowa, polska konstrukcj­a szybowcowa, co jest ogromnym dokonaniem firmy Peszke z Krosna. Jestem pełen podziwu dla tych ludzi, że w momencie kryzysu w lotnictwie, szczególni­e w naszym kraju, weszli na bardzo trudny rynek i podjęli się produkcji szybowca. Innym fabrykom zajmuje to nawet dziesięć lat, im się udało w ciągu dwóch. I chcą budować kolejny!

I właśnie na szybowcu z Krosna wystartuję na mistrzostw­ach świata, które zostaną rozegrane w sierpniu tego roku na Litwie. Poza tym w mistrzostw­ach Grand Prix i mistrzostw­ach Europy.

dwie

córki.

Latały

już

 ?? Fot PAP/Maciej Kulczyński ??
Fot PAP/Maciej Kulczyński
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland