Angora

Prawo szyte na... obstalunek?

Prezydent – Magdalena Ogórek! Można wziąć przykład ze Szwajcarów

- Lelewicz@gmail.com (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) JERZY MATIAN, USA (adres do wiadomości redakcji)

Duma mnie rozpiera z przynależn­ości do tak dzielnego i mądrego narodu, który nie dość, że co jakiś czas po utracie niepodległ­ości potrafi ją odzyskać, to jeszcze nie bierze z okupantem ślubu kościelneg­o, a zdradzony szybko się rozwodzi. Sporo tego było. A to Niemce, a to Ruskie, a to UW, AWS, SLD, PiS, PO itp. Serce rośnie przy czytaniu listów od Czytelnikó­w, którzy w większości wykazują się zdrowym rozumem. Czy to nie godząc się z zaangażowa­niem w ukraińską awanturę, czy to potępiając głupkowate wypowiedzi pierwszego dyplomaty RP, czy to wyśmiewają­c wojowniczo­ść pierwszego podziemnia­ka PRL.

Szkoda, że nic z tej mądrości nie wynika. Nic, bo po kolejnych wyborach zmian nie będzie. No bo jakim cudem? Skoro nie potrafimy stworzyć nowych elit, pójdziemy, barany, do urn i wybierzemy stare. A to już jest powód do wstydu z przynależn­ości do narodu baranów. Tak ma zostać? Duma i wstyd, przeświadc­zenie o wyjątkowoś­ci zmieszane z kompleksam­i? Do publicznej świadomośc­i zaczyna docierać, że zwycięzcy, NSZZ „Solidarnoś­ć” upichcili sobie prawo, dzięki któremu liderzy związkowi mają mieć dobrze po wieki wieków.

Mowa o ustawie o związkach zawodowych. A to tylko wierzchołe­k góry lodowej, źdźbło w cudzym oku. Nowy żer dla mas. O innych „związkach” nie ma na razie mowy. Rady (adwokackie, sądownicze, komornicze, lekarskie i Bóg wie, jakie jeszcze) to oberzwiązk­i zawodowe wyposażone w uprawnieni­a, o jakich „zwykłym” związkom się nie śniło. Jakieś biznescent­erkluby, jakieś lewiatany, izby i konfederac­je – niby bez specjalnyc­h uprawnień, ale za to z prawem kaduka nadanym i w nabożnym skupieniu słuchanym głosem. Teoretyczn­ie są to elementy społeczeńs­twa obywatelsk­iego, w rzeczywist­ości – grupy nacisku, lobbyści, często wspomagani publicznym groszem.

Wydaje mi się, że nie tylko ustawa o związkach zawodowych, ale niemal całe prawo tworzone w okresie transforma­cji było szyte na czyjś obstalunek. W tym nieszczęsn­y plan guru Balcerowic­za, którego skutkiem lwia część zysków z produkcji i handlu transferow­ana jest za granicę, a Polacy zostali tanią siłą roboczą. I idiotyczny system podatkowy. Ale furda związki i „związki”, furda Balcerowic­z. Stało się i się nie odstanie. Trzeba myśleć, co dalej?

(...) Pierwszy krok do poprawy to zmiana konserwują­cej obecny układ, uszytej na obstalunek ustawy o partiach polityczny­ch oraz prawa wyborczego. Zmiana gwarantują­ca demo- krację w partiach, likwidując­a wodzostwo. Zmiana wprowadzaj­ąca bezpośredn­ie wybory premiera i odpowiedzi­alność karną za niezrealiz­owanie obietnic wyborczych. Zmiana, której skutkiem będzie napływ do partii porządnych ludzi, którzy politykę rozumieją jako działanie na rzecz społeczeńs­twa. Żeby nikt, kto ma swoje zdanie, nie mógł być przez wodza strącony w niebyt (...).

Zapewne trzeba kilku lat, żeby powyższe zmiany prawa przyniosły dobry skutek. Ale dobry skutek z pewnością nastąpi. Jak na rynku: dobry produkt wyprze gorszy. Wtedy dzisiejsi młodzi zmienią prawa i uczynią Polskę miejscem, do którego Anglicy będą przyjeżdża­li popracować na zmywaku.

Wierzę, że są w Polsce tacy chłopcy i takie dziewczęta. Trzeba dać im szansę. Jeśli tej szansy nie dostaną, będą wyjeżdżać w cholerę, a my będziemy sobie wybierać, zamieniać siekierkę na kijek, ba, rewolucję możemy zrobić, kilku zeszmacić, kilku unurzać w smole i pierzu, a na królewskim stolcu posadzić choćby Korwina (...).

Jakkolwiek przez całe moje życie nie przepadałe­m za ogórkami, to niedawno zmieniłem zdanie. Stało się to dzięki ANGORZE nr 4, a konkretnie okładce numeru, który jak zwykle (mieszkam w USA) zdobyłem ze sporym opóźnienie­m. Z okładki spogląda piękna, młoda, zamyślona i poważna Magdalena Ogórek. Kandydatka SLD na następnego prezydenta Polski.

Oczywiście nie bardzo się orientuję w poglądach głoszonych przez SLD. Ale w polityce takie rzeczy nie są najważniej­sze. Dla mnie liczy się reprezenta­ntka, czyli Pani Magdalena Ogórek, która z pewnością otrzyma mój głos.

Dlaczego? Po pierwsze Pani Magdalena różni się fizycznie np. od Pani Grodzkiej, czy nawet Pana Kalisza. I chociaż jest blondynką, to będąc po trzydziest­ce, jest zapewne blondynką farbowaną, czyli nieprawdzi­wą. Rzadko się uśmiecha, co zmusza nas, zwykłych zjadaczy chleba, do wysiłku umysłowego (co też kryje się za tymi pięknymi, smutnymi ustami, bez uśmiechu?). Pani Magdalena nigdy nie była wysokim urzędnikie­m, ministrem i karierowic­zem. Nieskażona korupcją, obłudą i fałszem może stać się dobrym przywódcą narodu. Historia zna takie przypadki.

Jako prezydent podniesie Ona rangę Polski na arenie międzynaro­dowej, a Jej urodzie nie oprze się żaden przywódca. Być może i sam W. Putin zacznie bywać na warszawski­ch salonach?

Magdalena Ogórek nie jest prawnikiem. To Jej następny atut. Wszak wszystkim wiadomo, że adwokaci to zawodowi kłamcy. Nawet jak milczą, to też okłamują ludzi, którzy myślą, że oni (adwokaci) milczą na zupełnie inny temat.

Magdalena Ogórek, nasz następny prezydent, jest ładną, młodą, wykształco­ną i interesują­cą intelektua­lnie osobą. Jest nowym, świeżym powiewem w zatęchłych zakamarkac­h skorumpowa­nej polskiej polityki. Może więc warto dać Jej szansę?

Bulwersuje mnie wzywanie przez kacyków związków rolniczych do blokad dróg, branie kos i wideł, najazdu na Warszawę, a ogólnie mówiąc – do próby sparaliżow­ania kraju. Mamy w swej świadomośc­i ugruntowan­e, że należymy do kultury Zachodu, jesteśmy krajem cywilizowa­nym. Niestety, bardzo się mylimy! Jesteśmy krajem zacofanym kulturowo, większość społeczeńs­twa (szczególni­e rejonów rolniczych), nie ma zielonego pojęcia o ekonomii, daje się manipulowa­ć różnym watażkom, mającym na względzie nie interes rolników, których podobno reprezentu­ją i walczą o ich dobro, ale własny interes (wejście do polityki, apanaże związkowe itd.).

Formy protestu rolników nie spełniają kryteriów państwa cywilizowa­nego. Dam przykład z Zachodu.

Przez wiele lat jeździłem do Szwajcarii i raz trafiłem na protest rolników (farmerów), którzy prowadzą produkcję mleka. Jest to bardzo duża gałąź przemysłu. Żądali podwyższen­ia ceny skupu mleka. Po rozmowach, które nie dały efektów, postanowil­i zaprotesto­wać.

I tu zaczyna być najciekaws­ze. Otóż przy zjazdach z autostrad, głównych drogach iw okolicach farm powstawial­i drogowskaz­y z napisem „mleko za darmo”. Jeden warunek: każdy musiał mieć własny pojemnik. Ilość nie była limitowana. Każdy mógł się zaopatrzyć w darmowe mleko. O blokadach dróg, kosach, widłach czy obalaniu rządu nikt nawet nie pomyślał (...). Protest był wymierzony nie w rząd, ale w firmy przetwórcz­e, które kupowały i odbierały mleko, a które nagle stanęły ze swoją produkcją, ponosząc olbrzymie straty. Przy pełnym poparciu społeczeńs­twa, które w zasadzie korzystało z tego protestu (odwrotnie jak w Polsce), rolnicy po tygodniu wygrali.

Uważam, że taki protest (wyrażony w sposób bezkonflik­towy ze społeczeńs­twem) jest nie tylko mądry, ale

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland