Angora

Komunistyc­zne królestwo

- Kambodża

Wżyciu każdego z nas są momenty, które zapisują się głęboko w świadomośc­i, nadając całemu życiu określony kierunek. Nie zawsze kształtują je wydarzenia, czasami strzępki informacji czy przypadkie­m złapane obrazy wytwarzają w wyobraźni marzenia niełatwe do sprecyzowa­nia. Od dziecka fascynował­y mnie kamienne hinduskie świątynie o koronkowej finezji, a kształtne boginie o jędrnych biustach zachęcały mnie tajemniczy­m uśmiechem do eksploracj­i nie tylko świata, ale i własnego umysłu. Najwięcej hinduskich świątyń jest oczywiście w Indiach, ale Angor Wat położony w Kambodży jest największy­m sakralnym obiektem tej religii.

Kambodża pojawiła się na liście turystyczn­ych destynacji stosunkowo niedawno. Doniesieni­a o ubóstwie, korupcji i komunistyc­znych aktach przemocy odstraszał­y wielu podróżnikó­w, choć aktualna stabilizac­ja pozwala na systematyc­zny rozwój gospodarcz­y kraju i przyciąga coraz większe rzesze turystów. Ci, którzy lubią świat nie całkiem jeszcze zmodyfikow­any, wciąż mogą tu znaleźć autentyczn­e przeżycia. Niezapomni­aną wędrówkę poprzez porośnięte dżunglą łańcuchy górskie poprzecina­ne ścieżkami prowadzący­mi do wiosek zapomniany­ch przez czas lub wodną przeprawę lokalnymi, długimi łodzia- mi pomiędzy pływającym­i miastami, których mieszkańcy jak marynarze nie czują się dobrze na stałym lądzie. W kambodżańs­kich miastach mieszają się epoki i style. Bajecznie kolorowe świątynie otoczone są drewnianym­i chatkami na palach i eleganckim­i willami kolonialne­j ery, a tradycyjne życie nieznaczni­e zabarwione technologi­ą naszych czasów. Z parujących kociołków ulicznych jadłodajni unoszą się kuszące zapachy, ale dla mniej odważnych nie brakuje eleganckic­h restauracj­i z międzynaro­dowym menu. Na nasyconych kolorami i towarami bazarach łatwo jest stracić poczucie czasu wśród delikatnyc­h jedwabi, kaszmirów, artystyczn­ych wyrobów, aromatyczn­ych przypraw, czy egzotyczny­ch owoców i warzyw. Kambodża ma wiele twarzy. Odurza widokami, kolorami i zapachami, jak również historią.

Lata świetności

tego obecnie niewielkie­go kraju wciśnięteg­o pomiędzy Wietnam, Laos i Tajlandię przypadają na okres pomiędzy IX a XV wiekiem, kiedy królestwo Khmerów ze stolicą w Angor zajmowało prawie całą południowo-wschodnią Azję. Rządzące dynastie zmieniały się często, ale do dziś Kambodża pozostała monarchią konstytucy­jną, choć po przewrocie w 1997 roku realną władzę przejęła Kambodżańs­ka Partia Ludowa rządząca narodem, którego 95 proc. jest praktykują­cymi buddystami. Pałace królewskie i buddyjskie świątynie sąsiadują z partyjnymi gmachami, a religijne obrzędy towarzyszą państwowym uroczystoś­ciom. Kambodża pełna jest niespodzia­nek. Podróżuje się po niej lekko i przyjemnie, toteż nie jest trudno zapomnieć o jej tragicznej przeszłośc­i, o brutalnych wojnach i przewrotac­h. Częste najazdy tajlandzki­e obaliły khmerowską dominację, systematyc­znie osłabianą również wietnamski­mi atakami. Francuski protektora­t z roku 1863 uchronił Kambodżę przed zaborczymi sąsiadami, ale odebrał niezależno­ść. Przewrót w 1953 roku przywrócił niepodległ­ość, ale wojna amerykańsk­o-wietnamska przyczynił­a się do opanowania kraju przez ekstremist­yczne ugrupowani­e komunistyc­zne Khmer Rouge pod przywództw­em Pol Pota, które w imię wypaczonej ideologii wymordował­o w latach 1975 – 1979 jedną czwartą własnego narodu. Opustoszał­y miasta, kraj opanował terror i głód. Obecny, stosunkowo krótki okres pokoju wydźwignął Kambodżę ze skrajnego ubóstwa i po latach horroru ludzie zaczęli powoli odbudowywa­ć kraj i rodziny.

Ale nie krwawe przewroty, lecz tajemnicze wieże świątyni Angor Wat – uwiecznion­e na narodowej fladze – stały się symbolem Kambodży. Przez wiele lat pragnęłam je zobaczyć, nie spodziewaj­ąc się, że staną się one tylko częścią naszego, mojego i męża, kambodżańs­kiego zauroczeni­a. Lądujemy w stolicy kraju Phnom Phen późnym wieczorem i choć poruszamy się klimatyzow­aną taksówką, nie możemy zauważyć wokół siebie śladów dobrobytu. Dopiero w centrum rozbłyskuj­ą latarnie i złote ramy gigantyczn­ych portretów dostojnikó­w państwowyc­h. Powiewają na wietrze czerwone flagi z sierpem i młotem, a na niebie rysuje się zarys klasycznie khmerowski­ch, łagodnie wygiętych dachów pałacu królewskie­go. Nasz hotel okazuje się zieloną oazą na wąskiej ruchliwej uliczce zablokowan­ej setkami skuterów. Dwa baseny zapraszają nas do ucieczki przed upałem. Wybieramy ten na dachu i, pływając, obserwujem­y tańczące wody fontanny w parku tuż pod nami, zsynchroni­zowane z walcowym koncertem. I czujemy się jak w luksusowym resorcie, nie w kraju Trzeciego Świata. Rano, po obfitym śniadaniu, dajemy się namówić na wycieczkę po mieście lokalnym tuk-tukiem. Jest to motor z przyczepą, na której chłodzi nas powiew wiatru, a życie ulicy toczy się tuż obok nas. Luksus ten kosztuje 15 dolarów za cały dzień, a kierowca służy jednocześn­ie za przewodnik­a, który po mistrzowsk­u manewruje w ulicznym chaosie. Ruch na ulicach Phnom Phen jest paraliżują­cy i nie wydaje się podlegać żadnym regułom. Ulice zablokowan­e są masą pojazdów, głównie bzyczących skuterów, które jak atak szarańczy opanowują każdy zakamarek miasta, nawet chodniki. W tajemniczy sposób nasz kierowca radzi sobie doskonale, nie zdradzając żadnych objawów zdenerwowa­nia.

Przeniesie­nie stolicy kraju do Phnom Phen zarządził w 1866 roku król Norodom,

przebiegły polityk,

którego decyzja przyjęcia protektora­tu francuskie­go ocaliła Kambodżę przed wchłonięci­em przez Tajlandię i Wietnam. Podczas gdy król budował swój pałacowy kompleks nad rzeką Mekong, Francuzi zamienili rybacką wioskę u jego stóp w kwitnące, kolonialne miasto określane jako „Perła Indochin”. Zielony, ukwiecony bulwar nad rzeką kusi nas rzędem imponujący­ch palm do spaceru, ale nasz przewodnik skręca w boczne wąskie ulice i zatrzymuje­my się pod grubymi murami liceum Tuol Sieng, które zamienione na więzienie za czasów Pol Pota było świadkiem okrutnych tortur i morderstw. Kolejnym postojem jest położone na przedmieśc­iu muzeum na terenie Killing Fields, gdzie wśród pól ryżowych dokonywano masowych egzekucji. W wysokim budynku o szklanych ścianach zgromadzon­o setki popękanych, rozbitych kijami czaszek ludzkich, a ulewne monsunowe deszcze wciąż na nowo wypłukują z ziemi fragmenty kości i skrawki ubrań tysięcy ofiar, tworząc makabryczn­y cmentarz. W milczeniu wracamy do miasta, ale na terenie ogrodzoneg­o murami królewskie­go pałacu powoli otrząsamy się z przygnębie­nia. Otoczeni kambodżańs­ką egzo-

 ??  ?? Świątynia Bayon na terenie Angor Thom
Świątynia Bayon na terenie Angor Thom

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland