Angora

Słuchaj uchem i brzuchem

-

Antoni Słonimski wspomina w swej „Podróży do Rosji”, jak to w piwnicy polskiej ambasady w Moskwie oficjalnie siedzieli przed wojną specjalnie oddelegowa­ni funkcjonar­iusze NKWD, podsłuchuj­ąc wszystkie rozmowy telefonicz­ne. Kiedy czasem polskiemu ambasadoro­wi zdarzyło się wtrącić coś po francusku, przerywali połączenie do czasu, aż wezwali kolegę znającego ten język. I choć ambasador zaklinał się, że już po francusku więcej nic nie powie, to na wznowienie rozmowy wszyscy jej uczestnicy – aż do przyjazdu następnych – musieli zgodnie czekać.

Zasady panujące w stalinowsk­iej Moskwie były jednak jasne i– jeśli tak można powiedzieć – dość uczciwe, zupełnie odwrotnie, niż jest z podsłucham­i dzisiaj. Podsłuchuj­e się (a przynajmni­ej można to swobodnie robić) przecież wszystkich, i to nawet „do tyłu”, odtwarzają­c wszystkie zarejestro­wane połączenia przez operatora; legalnie i nielegalni­e; potrzebnie i niepotrzeb­nie, i do tego – tu nowość! – również wzajemnie.

Reaktywacj­a „afery podsłuchow­ej”, która nastąpiła za sprawą cudownego odnalezien­ia kolejnych nagranych taśm, pokazuje, że podsłuchy można wykryć jedynie za pomocą podsłuchów. „ Specgrupa Sienkiewic­za (byłego ministra spraw wewnętrzny­ch jako pierwszego podsłuchan­ego w restauracj­i – przyp. MO) sprawdzała – między innymi za pomocą podsłuchów – czy za nielegalni­e nagranymi rozmowami polskich ministrów, biznesmenó­w i wysokich rangą urzędników państwowyc­h stoją byli szefowie trzech służb specjalnyc­h” – pisze tygodnik W Sieci. Cóż, skoro sprawdzani­e nielegalny­ch podsłuchów odbywało się za pomocą nielegalny­ch podsłuchów i z tego powodu nie dało oczekiwany­ch efektów. Wobec tego „ nie można wyjaśnić, kto zlecił skuteczne podsłuchiw­anie najważniej­szych osób w państwie” – podsumowuj­ą W Sieci. Trudno zresztą w ogóle wyobrazić sobie podsłuchiw­anie nieskutecz­ne: chyba tylko w przypadku, gdyby wszystkie najważniej­sze osoby w państwie zgubiły telefon.

Jest bowiem przecież więcej niż pewne, że zawsze podsłuchuj­ąc, c o ś się usłyszy. Nie zawsze akurat to, o co nam chodzi, ale zawsze coś. Potwierdza­ją to kolejne rewelacje tygodnika Wprost, którego anonimowy informator mówi o „ setkach” nagranych taśm z restauracj­i, przede wszystkim w Pałacyku Sobańskich. „ Są też sekstaśmy” – zdradza tygodnik. Taśmy zwykle audio przybieraj­ą wówczas raptem formę „wideo: biznesmen z pewną bardzo znaną panią z biznesu”. To już jest nie tylko spółka akcyjna, ale i spółkowani­e akcyjne.

Jeśli podsłuchów są „ setki”, to tak naprawdę nikt nie jest ich w stanie nawet przesłucha­ć; nie mówiąc już o tym, że na każdy podsłuch służby zakładają następny, aby go wykryć. Sytuacja zaczyna przypomina­ć tę ze stanu wojennego, kiedy rzekomo podsłuchiw­ano wszystkie połączenia, ostrzegają­c, że każda „rozmowa jest kontrolowa­na” po to, aby nie trzeba ich już było podsłuchiw­ać, bo przecież po takim wstępie nikt już nic ciekawego nie powie.

To chyba temu przypisać można przekonani­e, że umawianie się przez nas np. na wręczenie łapówki zginie w tłumie innych tego typu ofert w sieci telefonicz­nej i nikt nigdy nie dojdzie, z którego numeru nam ją proponowan­o, szczególni­e jeśli z kilku w tym samym czasie. Według Newsweeka takie podejście zgubiło działaczy Polskiego Związku Siatkówki, którzy trafili do aresztu zaraz po największy­m triumfie tej dyscypliny w Polsce i zorganizow­aniu u nas niezwykle udanych (ale nie dla nich) mistrzostw świata. „ Konkurenci donieśli CBA, że firma dostała kontrakt na obsługę mistrzostw świata w siatkówce bez przetargu (…). Założyli podejrzane­mu podsłuchy, dowiedziel­i się, że będzie wręczał prezesom łapówki” i następnie zatrzymali go na stacji benzynowej podczas wkładania jednemu z nich do bagażnika walizki z 400 tysiącami złotych.

Jak pamiętamy ze słynnej sprawy Beaty Sawickiej, wciśnięcie komuś torby pieniędzy nie oznacza wprawdzie, że sąd uzna to za przyjęcie przez niego łapówki, bo tak się składa, że oskarżeni przyjmują je u nas zazwyczaj nieświadom­ie i wbrew swojej woli. Nie przeszkadz­a to temu, że w środowisku siatkarski­m uważa się, że panowie prezesi „ okazali się parą najlepiej przyjmując­ych”. Mogliby tylko bardziej wystrzegać się swojej siatki połączeń.

Czy jednak można dziwić się nieostrożn­ości sportowców amatorów, jeśli i w samych służbach, w oku cyklonu – jak pisze Wprost –„ wszyscy się nawzajem podsłuchuj­ą”. Okazuje się, że nawet ten, kto kogoś podsłuchuj­e, może wyobrażać sobie, że jego z kolei nie podsłuchuj­e ten podsłuchiw­any. Tymczasem nawet podsłuch jest już na podsłuchu.

Założenie, że zawsze jesteśmy podsłuchiw­ani, może nam oszczędzić wielu niespodzia­nek. Prowadzi jednak do tego, że służby zaczynamy uważać za jakieś demoniczne, trzęsące całym krajem i wszechpotę­żne.

Tak jednak przecież nie jest i na razie służby wykańczają się szczęśliwi­e głównie tylko wzajemnie. Jak piszą W Sieci minister „ Sienkiewic­z miał uwolnić państwo od zbyt dużego wpływu tajnych służb” ale „został powieszony przez swoich wrogów na haku, który dla nich szykował”. Nie znaczy to jednak, że niczego nie osiągnął: przedtem wymienił generałów ABW, kontrwywia­du i BOR; zawsze coś.

Wszystkie te służby, które dają się wzajemnie nagrywać, nie robią jednak wrażenia przesadnie profesjona­lnych. Tym bardziej że „ funkcjonar­iusze oddelegowa­ni do inwigilacj­i podejrzewa­nych o stanie za tą sprawą generałów ABW, kontrwywia­du i BOR, poinformow­ali ich o tym, jakie dostali polecenie”. Może oprócz wywiadu i kontr – wywiadu powinien istnieć jeszcze rekontr – wywiad jak w brydżu?

„ Służby specjalne”, które w życiu okazują się jakieś bardzo niespecjal­ne, pod dumną nazwą funkcjonuj­ą tylko w serialu telewizyjn­ym Patryka Vegi w Dwójce. Ciekawy dwugłos na temat tego serialu zamieszcza tygodnik W Sieci. „ Warstwa ideowa oraz psychologi­czna serialu Patryka Vegi są bezgranicz­nie głupie” – uważa jeden autor, ale drugi właśnie podziwia go za to, że pokazuje, jak „ służby trzęsą całym krajem”.

Jedno nie przeszkadz­a niby drugiemu: służby mogą być przecież jednocześn­ie głupie i trząść. Tyle że trzęsący się, to mają raczej głównie głos, jakim odzywają się w telefonie. Bo jak tu trząść inaczej, jak ktoś wszystko słyszy?

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland