Znaleźli 30 tysięcy złotych i oddali
Swoje auto odprowadzili do serwisu w Częstochowie, stamtąd wracali samochodem zastępczym. W jednym ze schowków znaleźli 30 tysięcy złotych. Od razu wiedzieli, że zwrócą pieniądze, zastanawiali się tylko, jak znaleźć ich właściciela.
Tadeusz Starostecki i jego syn Marcin w poniedziałek 9 marca po raz pierwszy wracali do domu zastępczym samochodem. Z pewnością nie spodziewali się, że znajdą w nim taką gotówkę.
– Mamy dobre ubezpieczenie, więc należał się nam samochód zastępczy – opowiada „Gazecie” pan Tadeusz. – I został nam dostarczony z Katowic.
Jak zawsze w takich wypadkach odbyły się oględziny, sporządzono protokół i obaj panowie mogli wsiąść do auta i pojechać załatwiać swoje sprawy.
– Mieliśmy wiele spraw do załatwienia na terenie Częstochowy, więc ten samochód zostawał na ulicy, nie zawsze zamknięty – opowiada dalej pan Tadeusz.
Po kilku godzinach mieszkańcy Amelina ruszyli w stronę Radomska. I właśnie wtedy pan Marcin chciał dokładniej obejrzeć wnętrze auta. Po otwarciu jednego ze schowków zobaczył trzy kupki równo ułożonych banknotów spięte banderolami.
– Patrzę do środka i mówię do taty: Kasa leży... – śmieje się pan Marcin.
Od razu wiadomo było, że zwrócą pieniądze, chcieli mieć tylko pewność, że trafią do prawowitego właściciela.
– Pośmialiśmy się, że to na nas trafiło. Porozmawialiśmy i postanowiliśmy przyjechać na policję i te pieniądze przekazać – opowiada dalej pan Tadeusz. – Pojechaliśmy prosto na komendę, gdzie zostaliśmy bardzo miło przyjęci – zaznacza syn. – Wszyscy byli zdziwieni, że tak spontanicznie oddajemy taką kwotę – dodaje ojciec.
Pieniądze zostały przeliczone. I znów powstał protokół, tym razem przekazania znalezionych w schowku pieniędzy.
– Mogliśmy zadzwonić do assistance, że znaleźliśmy te pieniądze, ale nie wiedzieliśmy, czy na pewno trafiłyby do właściciela – mówi dalej pan Tadeusz. Pan Marcin dodaje, że gdyby tak zrobili, możliwe, że przyznałaby się do nich osoba, która ostatnia ko- rzystała z samochodu, a przecież w schowku mógł je zostawić ktoś, kto jeździł nim wcześniej.
Panowie mogli mieć rację, bo okazało się, że pieniądze zostały pobrane w banku w Siemianowicach Śląskich w grudniu zeszłego roku. Były więc wożone w schowku nawet kilka miesięcy. Pieniądze trafiły już do mieszkańca Siemianowic, który powiedział policji, że o 30 tysiącach zapomniał, bo tamtego dnia miał bardzo dużo spraw do załatwienia. I tak gotówka w schowku umknęła jego uwadze.
Panowie Starosteccy nie mieli kontaktu z właścicielem pieniędzy.
– Zresztą nie oczekujemy tego – mówi pan Marcin. – Jeśli będzie miał życzenie, to się z nami skontaktuje, a jeśli nie, to nic się nie stanie. Ważne, że odzyskał swoją zgubę.
Pytamy, czy drugi raz zachowaliby się tak samo?
– Na sto procent – odpowiada pan Tadeusz.
– Nie chodzi o to, czy znajdzie się 100 zł czy 10 tysięcy, chodzi o zasadę – dodaje na koniec pan Marcin.