Musztra w podstawówce
„Uczniowie stoją, nie stykają się, mają plecaki położone na ziemi tuż przy prawej nodze, ręce są ułożone wzdłuż tułowia, patrzą prosto, nie wydają dźwięków i nie wykonują ruchów” – to treść punktu trzeciego regulaminu... szkolnego w jednej z legnickich podstawówek. 9-latki, niczym żołnierze, przed wejściem do klasy muszą wzorowo odbyć „musztrę”. W nagrodę dostają żetony. Rodzice są oburzeni, a psycholog komentuje: z systemem żetonów spotkałam się w więzieniu.
„Procedura wejścia do klasy” w szkole obowiązuje od dwóch lat, ale oficjalnie wywieszono ją na drzwiach każdej klasy w ubiegły piątek. W 10 punktach opisuje krok po kroku, co powinno wydarzyć się od dzwonka na lekcję do jej rozpoczęcia. Miejscami przypomina zasady gry planszowej.
Wynika z niej, że uczniowie ustawiani są przed klasą w kolejności alfabetycznej. Wypełnienie trzeciego, najważniejszego punktu decyduje o tym, jak szybko dziecko zasiądzie w swojej ławce: jeśli stoi, nie styka się z innym uczniem, plecak ma położony na ziemi przy prawej nodze, ręce ułożone ma wzdłuż tułowia, patrzy prosto, nie wydaje dźwięków i nie wykonuje ruchów, jego szanse rosną.
W tej pozycji, „od stanu możliwego do zaakceptowania”, musi jednak ustać minutę. Nauczyciel odlicza. Wtedy dopiero zaczyna wpuszczać kolejne osoby do klasy. Uczniowie, którzy nie spełniają warunków punktu trzeciego, stoją na swoich miejscach. „Nie przesuwają się i nie zmieniają pozycji” – głosi punkt piąty procedury. A kolejny brzmi: „Nauczyciel dla tych uczniów wyznacza kolejną minutę. Jeżeli nadal nie spełniają warunków, wpuszcza ich mimo wszystko, kolejno do klasy”.
Gdy już zakończy się „ proces wchodzenia” do klasy, nauczyciel zobowiązany jest do odczytania „regułki” i podkreślenia, że „uczeń za swoje dobre zachowanie jest nagradzany” i „opłaca się dobrze zachowywać”. Następnie tym, którzy poprawnie weszli do klasy, rozdaje żetony. Ale tylko tym, „którzy weszli za pierwszym podejściem”. W końcu rozpoczyna się lekcja (…).
Wśród rodziców uczniów uczących się w placówce przy ulicy Głogowskiej także rozgorzała dyskusja.
– Cały ten regulamin jest poniżający dla człowieka. Przecież mówimy o dzieciach ze szkoły podstawowej, do 12. roku życia. To podejście jak do zwierzęcia, jak do psa – denerwuje się Dagmara Angier-Sroka, która od września tego roku odprowadza swoje dziecko do legnickiej podstawówki. „Procedura wejścia do klasy” pojawiła się nawet na drzwiach klas 7-latków, które dopiero uczą się czytać. Dorośli martwią się, że wprowadzanie niemal wojskowego drylu może źle wpłynąć na ich pociechy.
Rodzice są oburzeni, a Magdalena Sługocka-Sulewska, dyrektorka placówki, twierdzi, że w procedurze nie ma niczego złego – ot, zwykła dyscyplina. Przekonuje, że dzięki temu nauczyciele radzą sobie z trudnymi uczniami. – To jest taki bufor między nauczycielem a uczniem, między przerwą a lekcją. Stosujemy ją we wszystkich klasach 4 – 6, nic w tym nadzwyczajnego zapewniam. W szkole jest sporo dzieci z zaburzeniami, dla nich komunikat musi być jasny: „zrób to, zrób tamto”. Te metody zostały wymyślone na zasadzie psychologii behawioralnej – twierdzi w rozmowie z tvn24.pl dyrektorka.
I zapewnia, że instrukcje wiszą „jako przypominajki, żeby (uczniowie) pamiętali, jak się wychodzi”. – Niczego złego w tym nie ma, stosujemy to od lat. Sam regulamin jest częścią całej terapii. Może wydaje się tresurowe, może ma wojskowy ton, ale dzieci chodzą uśmiechnięte, więc pewnie nie mają tego poczucia – wyjaśnia Sługocka-Sulewska.
Sama zachwala system żetonowy. Jak twierdzi, jest „wzmacniający”. – Dzieci zbierają żetony za dobre sprawowanie. Jeśli uzbierają określoną liczbę, to wtedy wychowawca organizuje im np. wyjście. Mogą też to wykorzystać jako nieprzygotowanie na lekcję, ale rzadko z tego korzystają. Dzięki tej metodzie uczą się, że warto pracować, bo to jest motywacja pozytywna. To lepiej skutkuje niż krzyczenie i odgrażanie się – przekonuje.
Psycholog nie ma wątpliwości: takie metody są zupełnie niepedagogiczne i krzywdzą dzieci, zaburzając ich prawidłowy rozwój.
– Brak mi słów, żeby skomentować zasady panujące w tej szkole. To zaprzeczenie wszystkim zmianom, któ- re staramy się wprowadzać w polskich szkołach. Dzieci mają być współgospodarzami szkoły, mają się czuć jak u siebie. Czego ma uczyć ta dyscyplina? – zastanawia się dr Aleksandra Piotrowska, pedagog i psycholog dziecięcy z Uniwersytetu Warszawskiego (…). Jej zdaniem przy stosowaniu tego typu regulaminu podstawowym mechanizmem działającym wśród dzieci jest strach przed karą lub chęć zasłużenia na nagrodę. – To skutkuje zatrzymaniem dzieci na niższym etapie rozwoju społecznego. Istnieje coś takiego jak moralność autonomiczna. Oznacza to, że zachowuję się zgodnie z normami, o słuszności których jestem przekonana. Niezależnie, czy obok mnie jest sierżant, czy go nie ma. A według tego systemu opłaca się lub nie zachowywać w dany sposób, bo jest za to kara lub nagroda – dodaje psycholog.
Największe wątpliwości budzi metoda „żetonowa”. – Spotkałam się z takim systemem żetonów w więzieniu. Tam również obowiązuje zasada, że za dobre sprawowanie można mieć dodatkowe widzenie, wyjście do kantyny lub do sklepiku – dodaje.