TELEWIZOR POD GRUSZĄ
Prawdą jest, iż nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przykładem choćby afera z Kamilem Durczokiem, pomówionym przez tygodnik „Wprost” o molestowanie seksualne i mobbing. Dzięki temu skandalowi mnóstwo osób przejrzało na oczy. Zobaczyło, jak bardzo cyniczne i sparszywiałe jest środowisko dziennikarskie. Wiele razy pisałem w tym miejscu, iż tzw. czwarta władza przesiąknięta jest wyjątkowym karierowiczostwem, obłudą, relatywizmem, zawiścią i kunktatorstwem. Najbardziej zainfekowani tymi wirusami są telewizyjni dziennikarze. Ci tropiciele zła i nikczemności, pouczający innych, jak mają żyć i postępować, nie dostrzegali zgnilizny we własnym środowisku. Ignorowali krytyczne uwagi pod swoim adresem. Trzeba było tąpnięcia, żeby zaczęto o tej szerzącej się wśród dziennikarzy patologii publicznie mówić. Wprawdzie tych głosów nie jest za wiele i nie doszło jeszcze do poważnej dyskusji, ale cieszą te pojawiające się. Przytoczę dwie wypowiedzi, z którymi całkowicie się utożsamiam. Zacznę od Ewy Wanat, naczelnej Radia RdC, która powiada tak: „Większość z nas to straumatyzowani neurotycy, żyjący w poczuciu nieustannego strachu. Boimy się, że nam zamkną redakcję, że nas wywalą albo w najlepszym wypadku zabiorą etat i nie będziemy mieli za co spłacić kredytu we frankach”. Rzeczywiście strach wielu dziennikarzom przetrącił kręgosłupy, zrobił z nich dyspozycyjne, medialne dziwki. Afera z Durczokiem objawiła ich całą masę. Przestraszeni, spanikowani milczą jak zaklęci. Grzegorz Chlasta, publicysta z tego samego radia, twierdzi, iż „ludziom opowiadają i tłumaczą świat osoby głęboko znerwicowane, nieraz zapite, zaćpane, niemogące spać po nocach, narcystyczne, często z rozwalonym życiem prywatnym. Tacy jesteśmy. I właśnie my opowiadamy reszcie społeczeństwa, jaki jest świat i jak należy w nim postępować. Chore!”. Tak, chore i to bardzo. A mimo to pacjent lekarza nie wzywa i o antidotum nie prosi. W samouzdrowienie dziennikarzy zapewne nie tylko mnie trudno uwierzyć!