Podziel się szczęściem
Patrycja Mackiel ma 18 lat i jest uczennicą Publicznego Liceum Plastycznego w Opolu. Kocha taniec. Występuje w zespole muzyki afrykańskiej. Jest też wolontariuszką udzielającą się w fundacji Dzieci Orientu. Była w sierocińcu w Indiach, gdzie prowadziła zajęcia z najmłodszymi. – Jak zaczęła się Twoja przygoda z Indiami? – Od dziecka towarzyszył mi zapach kadzidełek palonych przez mamę, figurki słoników i Buddy. Miałam wtedy 8, może 9 lat. Wtedy Indie zapadły mi w serce na dobre. Wszystko przez film bollywoodzkiej produkcji, który pomimo kiczowatości wywarł na mnie ogromne wrażenie. Z fascynacją w oczach oglądałam „mistyczne” obrządki hinduistyczne. Wiedzę zaczęłam pogłębiać, czytając wiele książek na temat tej kultury, oglądając programy dokumentalne, wyszukując w internecie blogi podróżników. Jak na dziecko ze szkoły podstawowej miałam już szerokie pojęcie, jak w rzeczywistości wygląda ten kraj. Owszem, istnieją wszechobecne barwne i piękne stroje, ale poza nimi jest to świat kontrastów, biedy, korupcji i slumsów. Indie jednak to swego rodzaju stan umysłu. Nie można tego opisać, opowiedzieć. Trzeba doświadczyć, zobaczyć i nawet nie tyle starać się zrozumieć, co dać się pochłonąć. – Jesteś typem społecznika? – Od zawsze interesowałam się działalnością charytatywną, nawet zastanawiałam się nad tym, czy w przyszłości nie założyć własnej fundacji. Buszując w internecie, natrafiłam na fundację Dzieci Orientu – Sylki Rayskiej. Zostałam wolontariuszką. To było w 2013 roku. Zajmowałam się promowaniem fundacji, organizowaniem akcji i koncertów charytatywnych. Gdy tylko skończyłam 18 lat, dostałam od fundacji dofinansowanie do wyjazdu. Nie dowierza- łam. Gdy wylądowaliśmy w Bombaju, poczułam klimat, który znałam z moich wyobrażeń. To było najpiękniejsze uczucie w moim życiu! – Dlaczego i jak pomagasz dzieciom? – Jestem otwarta na wszelką działalność charytatywną, jednak z dziećmi najlepiej mi się współpracuje. Uwielbiam, gdy z uśmiechniętymi twarzami biegają za ogromnymi bańkami mydlanymi. Dzieci mają tyle pozytywnej energii! „Podziel się szczęściem. Bądź świadomy” to projekt zorganizowany przeze mnie, Natalię Mazur oraz Angelę Derewieńczuk. Ma pomóc zarówno dzieciom w Polsce, jak i tym w Indiach. Organizowałyśmy spotkania w świetlicach środowiskowych, szkołach i zachęcałyśmy młodych ludzi do uszycia filcowych maskotek dla dzieci z indyjskich sierocińców. Nasze zabawki zostały zawiezione do Indii. Na początku bałyśmy się, że dzieci niechętnie oddadzą coś, na zrobienie czego poświęciły tyle czasu, jednak bez słowa sprzeciwu przekazały łącznie blisko 70 kolorowych filcowych zwierzaków.
Teraz, gdy pokazujemy nagrania z Indii, słychać radosne okrzyki: „O! To moja maskotka! Ale super!”. Z zaciekawieniem słuchają też opowieści o tamtejszym życiu.
Do sierocińców dzieciaki przyprowadzane są przez ludzi z wioski, ponieważ gdzieś tam błądziły, czasem robi to dalsza rodzina. Tracą rodziców przez bójki, alkoholizm, słyszeliśmy nawet opowieść o urokach rzucanych przez wioskowe wiedźmy.
Szkoła dla sierot w Dommeru, w której również prowadziliśmy zajęcia, była w strasznym stanie. Osypujące się ściany, dzieciaki siedzą na betonie, klasy na dworze... – Podróż życia? – Gdy samolot wylądował w Bombaju, zaczęłam płakać jak głupia i nie umiałam się uspokoić. To była najpiękniejsza chwila wmoim życiu. Pamiętam dokładnie to, co czułam. Chciałabym to przeżyć jeszcze raz. Zapach, klimat, wszystko było takie, jak sobie wyobrażałam – to niesamowite!
Byłam w stanie Andhra Pradesh. Indie są bardzo różnorodne. Wszędzie można było zobaczyć piękne hinduskie świątynie, a jeszcze piękniej robiło się o trzeciej nad ranem, kiedy wychodziłam na dach i słyszałam mantry. To magia!
Mieliśmy to szczęście, że nie byliśmy w turystycznym miejscu. Na każdym kroku widać cudowną indyjską mentalność. Nikt się nie śpieszy, każdy się spóźnia. Zasady ruchu nie obowiązują. Przejście przez ulicę było sporym problemem. Motorami jeździ się w czwórkę, a i jeszcze bagaż się zmieści. Na ulicach, jak wiadomo, dużo krów, ot tak, przechadzają się, dużo bezdomnych psów. W wioskach wszyscy stoją gdzie popadnie. Rozmawiają, popijają herbatkę, śmieją się.
Zasmuciła mnie jednak pogoń Hindusów za Europą i Ameryką. Nakładają nawet na twarz szkodliwe kosmetyki. Władze nie liczą się z biednymi! Jedna wielka korupcja. Chcesz coś załatwić? Zapłać. Jakim sposobem margines społeczny ma się podnieść? Gdy patrzy się na te wesolutkie twarze dzieci, pomimo wszystkich przeżyć, i gdy się pomyśli, że najprawdopodobniej skończą, pracując w fabrykach za miskę ryżu, odczuwa się straszną frustrację. – Byłaś na indyjskim weselu. Jak ono wygląda? Zaproszenie dostałam na godzinę 16. Tym razem byłam punktualnie, lecz Hindusi zaczęli schodzić się o godzinie 18. Na scenie zasiadła para młoda na tronie oraz ważni goście. Naprzeciwko ogromna publika. Zmieści się cała wioska. Czułyśmy się jak celebrytki, wszyscy chcieli sobie z nami zrobić zdjęcie, podawali nam ręce. – Wrócisz tam jeszcze? – Po skończeniu liceum wraz z przyjaciółmi znów wybieram się do Indii. Na mniej więcej cały rok szkolny. Pierwsze miesiące spędzę z dziećmi, a później będziemy poznawać Indie wzdłuż i wszerz.