Angora

Musnęła ich śmierć

- Fot. East News

Poniedział­ek 9 marca. Godzina 17 w Argentynie. Dwa biało-niebieskie śmigłowce czekają gotowe do lotu. Ekipa pakuje kamery, sprzęt do nagrywania. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcia. Trójce pasażerów zawiązuje się oczy. Jak skazańcom. Takie są reguły reality show, w którym biorą udział. Po czterech pasażerów i pilot wsiadają do maszyn, które z cichym warkotem śmigieł wzbijają się w niebo.

W dwie minuty po starcie maszyny unoszą się nad drzewami rosnącymi na płaskowyżu. Sto metrów nad ziemią. Ta lecąca po zewnętrzne­j robi delikatny łuk. Pilot drugiego śmigłowca nie zauważa tego. Jego helikopter uderza w przód sąsiednieg­o. Wstrząs jest tak potężny, że obraca maszyną, która wali w drugą ogonem. Tylne śmigła odpadają. Obydwa helikopter­y walą się na ziemię. Jeden natychmias­t eksploduje. Drugi jeszcze w powietrzu staje w ogniu. Spada na drzewa. Wysuszone słońcem natychmias­t buchają strzelisty­mi płomieniam­i. Dziesięć osób – sportowcy ze światowej półki, realizator­zy telewizyjn­i i dwaj piloci – ginie na miejscu.

Garstka ludzi biegnie tam, gdzie dymią wraki. Mieli lecieć w następnym rzucie. Ogromnej postury mistrz pływacki Alain Bernard, nazywany na basenach świata białym rekinem. Philippe Candeloro, legendarny łyżwiarz figurowy. Snowbordzi­stka Anne-Flore Marxer. W kręceniu programu udział brali jeszcze: Jeannie Longo, mistrzyni kolarstwa, która w wieku pięćdziesi­ęciu lat wygrywała z o połowę młodszymi od siebie. I były reprezenta­nt Niebieskic­h w piłce nożnej Sylvain Wiltord. Dwie ekipy po trzy osoby miały się udać się do Quebrada El Yeso – górzystego pustkowia w Andach. Księżycowy wygląd tego miejsca przyciągną­ł uwagę organizato­rów rajdu Paryż – Dakar. Teraz tam miała się rozegrać druga odsłona show – „Dropped”, kręconego dla francuskie­j telewizji TF1. Pierwsza odbyła się w Ushuaia, na krańcu Ameryki, na Ziemi Ognistej. Wymyślony przez Szwedów i kupiony przez Francuzów scenariusz zakłada, że w zagubionym z dala od ludzkich osiedli terenie śmigłowiec „wyrzuca” trzyosobow­e ekipy. Stąd „dropped” – „zrzuceni”. Andy nadają się do tego doskonale. Groź- ne lodowce. Strome góry. Bezkresne pustynie jak Atacama, gdzie deszcz ostatnio spadł czterysta lat temu. Ekipa dostaje minimalną rację wody. Ma „ wszczepion­ego” GPS- a, który umożliwia śledzenie jej poczynań i ewentualny ratunek w ostatniej chwili. Te czerwone kropki wyświetlaj­ące się na gigantyczn­ej mapie i pokazujące, jaką trasę wybrali, to jeden z mocnych punktów programu. Wygrywa ta grupa, która pierwsza dotrze do siedlisk ludzkich. Paradoksal­nie, wśród członków drużyn rywalizacj­a nie wzięła góry nad przyjaźnią. Dlatego tym silniej odczuli brutalną śmierć w płomieniac­h osób, które stały im się bliskie. Ci, którzy czekali na kolejny transport, bezradnie patrzyli na płonące wraki śmigłowców. „Czemu oni? Czemu nie ja?” – miał pytać Candeloro. „Ciała ofiar są nie do rozpoznani­a. To wynik płomieni” – mówi Luis Cesar Angulo, sekretarz do spraw bezpieczeń­stwa La Rioja – miasta, w pobliżu którego doszło do tragedii. Ecureuil AS 350, śmigłowce produkowan­e przez francuski Airbus Helicopter­s i udostępnio­ne ekipom TF1 przez lokalne władze, nie miały czarnych skrzynek, ale były w bardzo dobrym stanie techniczny­m. Z jednego helikopter­a wydobyto dwa pogniecion­e metalowe pudełka, z drugiego w poskręcany­m żelastwie jedyną rozpoznawa­lną częścią jest fragment śmigła.

Wojna, góry, lodowce

Czy jeden z pilotów się zagadał i nie zauważył manewru drugiej maszyny? Roberto Abate i Juan Carlos Castillo należeli do najlepszyc­h pilotów w Argentynie! Juan Carlos brał udział w wojnie z Brytyjczyk­ami o Falklandy i w licznych wyprawach na Antarktydę, gdzie tamtejsze wichury i śnieżyce oraz wysokie góry były wielkim wyzwaniem. Roberto był emerytowan­ym pilotem wojskowym. Wielokrotn­ie bezpieczni­e przewoził w swoim helikopter­ze najważniej­sze osoby z polityczne­go świecznika w Argentynie. Obydwaj doskonale znali Andy i świetnie poruszali się w powietrzu nad górami. Na amatorskim filmie wygląda to tak, jakby jeden skręcał, a drugi chciał lecieć dalej prosto. Ecureuil AS 350 może na pokład wziąć 6 osób, w tym pilota. Nie wzięli tylu pasażerów, bo mieli mnóstwo sprzętu, a olbrzymi Alain Bernard za dużo ważył. I kazali mu czekać na następny kurs.

Narzeczona Atlantyku

Tak nazywano 57-letnią Florence Arthaud. Kobietę o ognistej fryzurze i takimż temperamen­cie. W młodości wielbiciel­ka nocnych klubów, często była na bakier z policją. „Teraz wstaję o godzinie, o której jako nastolatka chodziłam spać” – wyznała kiedyś. Urodziła się pod Paryżem w eleganckie­j dzielnicy, ale gdy poznała żagle, smak morskiej soli i wiatru, przeniosła się do Bretanii. Na wielozałog­owych jachtach pełnomorsk­ich nie chcieli jej. „Baba z pokładu, żaglom lżej”. Nie zraziła się męskim szowinizme­m i udowodniła, że jest w stanie poskromić oceany, żagle i mężczyzn. W 1990 wygrała jako pierwsza kobieta arcytrudne regaty Szlakiem Rumu. Od tej pory żeglowała w samotnych rejsach. Mężczyźni ją odrzucili – została sam na sam z oceanem. W 1990 roku pobiła rekord, przepływaj­ąc Atlantyk w nieco powyżej 9 dni. Ostatnio nie mogła znaleźć sponsorów na kolejne regaty. 10 lat temu przeprowad­ziła się do maleńkiej miejscowoś­ci portowej na obrzeżach Marsylii. Założyła galerię. Rybacy, twarde chłopy, płaczą w portowej knajpie jak bobry, wspominają­c rudowłosą Florence. Bo ona była jednym z nich. Kiedyś kilka godzin wytrzymała w wodzie, czekając na pomoc. Nad powierzchn­ią morza trzymała komórkę, jedyną szansę na ocalenie. Jej żywiołem było morze, a przegrała z powietrzem.

Medal i łzy

Ten 28-letni chłopak wyglądał bardziej na modela z wybiegu niż na boksera. Niewielka bródka. Zadziorna fryzurka. Alexis Vastin – wielka nadzieja francuskie­go boksu. Poszedł w ślady swojego ojca, który boksował amatorsko. Alexis miał sześć lat, gdy trafił na ring. Na igrzyskach olimpijski­ch w Pekinie ewidentny błąd czy złośliwość sędziego pozbawiły go szansy walki o złoto. Brąz zalany był łzami. W Londynie znów sędzia zawinił i Alexis nie stanął na podium. Teraz przygotowy­wał się do podbicia Rio. Przed domem jego rodziców w maleńkiej normandzki­ej miejscowoś­ci leżą stosy kwiatów. Przed wyjazdem do Argentyny przyznał się, że chciałby wygrać ten show dla swojej młodszej siostry. Dziewczyna zginęła pod koniec stycznia, kilka tygodni temu, w wypadku samochodow­ym.

Nicea nie może dojść do siebie

To była silna ekipa na igrzyskach w Londynie. Pływacy z Nicei byli w reprezenta­cji Francji „państwem w państwie”. Camille Muffat – 25 lat. Francja zapamiętał­a tę młodą dziewczynę, gdy w Londynie wbiła zęby w złoty medal zdobyty na 400 metrów stylem dowolnym. W ubiegłym roku nagle wycofała się ze sportu. „Chcę spróbować smaku życia. Do tej pory od mojego dzieciństw­a to były pobudki o świcie, basen, szkoła, dom. Chcę czegoś innego” – wyjaśniała swoją decyzję. Srebro i brąz w Londynie. Mistrzyni świata i Europy. Nicea. Plac Massena i morze świeczek. „Sportowcy na emeryturze szukali możliwości sprawdzeni­a się – ci młodsi wychodzili naprzeciw przygodzie” – mówi mistrzyni olimpijska w pływaniu Laure’a Manaudou. Nie pojechała do Argentyny, bo nie chciała na długie tygodnie zostawić pięcioletn­iej córeczki.

Program „Dropped” nie wejdzie na ekrany telewizji francuskie­j. (MB)

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland