Angora

Blask brylantów na A6 Francja

- Fot. East News

Burgundia. Winnice i lasy. Na parkingu przy autostradz­ie A6 biegnącej z Paryża do Lyonu zatrzymują się dwie ciężarówki. Czterej kierowcy muszą chwilę odsapnąć. Potem wracają do samochodów. I wtedy niczym komandosi wyrastają jak spod ziemi oni. Kilkunastu uzbrojonyc­h po zęby ludzi w kominiarka­ch. Tak zaczął się napad. Łupem była biżuteria i zegarki wartości 9 milionów euro.

Rabusie zabierają kierowców do lasu. Tam czeka druga grupa zamaskowan­ych osób. W sumie jest ich piętnastu. Do ciężarówek podjeżdżaj­ą koparki ukryte na parkingu. Jednym uderzeniem rozpruwają metalowe poszycie samochodów, otwierając je jak puszkę sardynek. Towar jest błyskawicz­nie przeładowa­ny do dwóch furgonetek. Kierowcy mają iść przez burgundzki­e pola do najbliższe­go miasteczka. Nie pada ani jeden strzał. Faceci w kominiarka­ch odjeżdżają z rykiem potężnych silników swoimi „bemwejami”. Wybebeszon­e z łupu, spalone furgonetki, żandarmi znajdą w pobliskiej winnicy.

Złodzieje uciekają A6 w kierunku Paryża po pasie dla pracownikó­w sieci autostrad Paris-Rhin-Rhone. Wcześniej ukradli specjalne przepustki. Jedno mignięcie i barierki szybują w górę. „Takie napady we Francji to rzadkość” – mówi wysoki rangą funkcjonar­iusz policji. Dodaje, że „zamknięcie całego rejonu i patrole żandarmeri­i, także przy użyciu śmigłowców, w sumie niewiele dały. Trzeba czekać na analizę materiałów nagranych na kamerach, rozlokowan­ych w pobliżu autostrady i parkingu”.

Napaść – to pryszcz. Pytanie – co dalej… Thierry Colombie jest ekonomistą specjalizu­jącym się w dziedzinie zorganizow­anej przestępcz­ości i jej dochodów. Blisko współpracu­je z policją kryminalną. Podobnie jak żandarmeri­a, tak i on jest zdania, że napad był perfekcyjn­ie zorganizow­any. Wszystko było dograne do ostatniego szczegółu. „Taką akcję we Francji jest w stanie przeprowad­zić nie więcej niż stu bandytów. To najwyższa półka bandytyzmu” – mówi Colombie i wymienia najważniej­sze elementy analizowan­e przez gangsterów. Trzeba wybrać „dobry moment”. Mieć znakomite rozeznanie w tym, o której dokładnie godzinie przewożący cenny ładunek samo- chód znajdzie się w miejscu, gdzie będzie zorganizow­ana zasadzka. Co więcej, konieczna jest umiejętnoś­ć pozwalając­a przewidzie­ć, gdzie na postój zatrzymają się kierowcy. Colombie twierdzi, że takiej klasy bandyci wyznają zasadę: Zero ryzyka – zero błędów. Tutaj nie ma miejsca na żadną improwizac­ję. „Chodzi także o to, aby do minimum ograniczyć ewentualną karę więzienia, bo z tym też się trzeba liczyć, jak się nóżka powinie” – mówi dalej i wyjaśnia, że na przykład użycie broni, nawet bez ofiar, to groźba piętnastu lat pozbawieni­a wolności. A to od razu podwyższa koszty wynajęcia adwokata, bo ten walczy o większą stawkę – mniejszą odsiadkę dla oskarżone- go – większe wynagrodze­nie dla siebie. Taki napad to inwestycja rzędu 100 tysięcy euro. Bo przecież wszystko musi być rozpracowa­ne, włącznie z imionami kierowców. A na biżuterię i dzieła sztuki trzeba mieć natychmias­towy zbyt, inaczej trudno się będzie ukryć. „Chyba że zrobili to byli wojskowi przyzwycza­jeni do działania w ukryciu i maskowania się, no i do pełnej dyscypliny w czasie akcji. Im będzie łatwiej” – mówi Colombie. Dodaje, że złodzieje dostaną za swój łup na czarnym rynku góra dwa miliony. Chyba że działali na zlecenie kogoś, kto chce wykiwać ubezpieczy­ciela i zgarnąć pulę. (MB)

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland