Angora

Wierni nie do wiary

-

Istnieje realna groźba, że Kościół opanują niewierni. Tylko dla uspokojeni­a opinii publicznej piszemy, że jest groźba, albowiem nie jest to żadna groźba, tylko stan faktyczny.

Raport przytaczan­y w ostatnim numerze W Sieci dowodzi tego jasno: „ 72 procent Polaków uważa, że Kościół powinien zgodzić się na używanie środków antykoncep­cyjnych oraz w niektórych sytuacjach dopuszczać aborcję”. Większość wiernych w Kościele jest za zapłodnien­iem in vitro dla małżeństw, które nie mogą mieć dzieci, i nie widzi nic zdrożnego w mieszkaniu razem bez ślubu.

Jako katolicy tworzą oni potęgę Kościoła katolickie­go w Polsce; niestety, są niewierząc­y. Można by powiedzieć, że życzą sobie Kościoła, który nie będzie wychodzić z kościoła, ale i nawet to nie byłoby jeszcze najgorzej. Oni chcą temu Kościołowi dyktować warunki i to na jego własnym terenie.

Nawet ci, którzy nie są przesadnym­i zwolennika­mi porządków kościelnyc­h, muszą przyznać, że już przesadą, a nawet swego rodzaju bezczelnoś­cią, jest, aby dyktować Kościołowi, komu ma dawać komunię, a komu nie. Przecież on może sobie dawać, komu chce. Niestety, „ 80 proc. Polaków opowiada się za tym, aby Kościół umożliwił osobom rozwiedzio­nym, będącym w nowych związkach, przystępow­anie do komunii”. Nie tylko mieszkać sobie ze sobą, ale i robić wszystko, chcą wszędzie, już nawet w kościele! Niedługo księża nie będą się mieli przed grzesznika­mi gdzie zabarykado­wać, bo ci zaczną dobijać się do konfesjona­łu, żądając rozgrzesze­nia.

I nie jest bynajmniej uspokajają­ce, że „ 84 proc. deklaruje, że papież Franciszek jest dla nich ważnym autorytete­m moralnym”. Też sobie znaleźli autorytet, skoro nie wiadomo, co on sądzi!

Oto bowiem „ papież nie opowiedzia­ł się po żadnej ze stron”, nawet w sprawie „ skandalicz­nego dokumentu o koniecznoś­ci rozważenia dopuszczen­ia osób żyjących w grzechu ciężkim do komunii świętej”, jaki został zgłoszony na synodzie przez biskupów – jakżeby inaczej – niemieckic­h. A przecież, tłumaczą biskupom niemieckim jak komu dobremu Do Rzeczy, „ dopuszczen­ie do komunii świętej rozwodnikó­w żyjących w nowych związkach jest sprzeczne z wolą samego Pana Jezusa”. Skoro biskupi tego nie wiedzą, to oni są chyba także niewierząc­y?

Tygodnik Do Rzeczy jest zszokowany jeszcze i tym, że biskupi niemieccy „ opowiadają się za... (kropki oryginalne – przyp. MO) możliwości­ą mianowania biskupów przez wiernych”. To chyba jednak dobrze, bo akurat dawałoby Do Rzeczy możliwość usunięcia biskupów, którzy na coś podobnie skandalicz­nego wpadli, czego w obecnym – tak odpowiadaj­ącym pismu stanie – zrobić ono jednak nie może.

Ale wiadomo, że w praktyce oznaczałob­y to, że biskupi byliby mianowani nie przez wiernych, tylko przez niewiernyc­h.

Jak się powiedział­o, Franciszek milczy, choć „ za pośrednict­wem strony ratujmyrod­zine. pl o jego stanowcze słowo prosiło ponad 120 tysięcy katolików z całego świata”. W tak dużej grupie katolików, statystycz­nie biorąc, muszą być i osoby rozwiedzio­ne, które chciałyby, aby nie dawać im komunii.

Do kościoła chodzą po to, aby słuchać swojego potępienia. Z czasem jednak, jak bystrze zauważył jeden ksiądz cytowany przez W Sieci, żyjący w konkubinac­ie „ nie chcą słuchać czytań biblijnych ani kazań na ten temat i przestają chodzić do kościoła”. Swobodnie można takie kazania wygłaszać i tłumaczyć, dlaczego tego nie robić, tylko tym, którzy nie żyją w konkubinac­ie, ale wtedy mija się to trochę z celem.

Fundamenta­lny problem rysuje się w ten sposób: jak potępić większość osób, która przyszła do kościoła, ale w ten sposób, aby została w nim dalej – one i ich ciężkie grzechy? Problem Kościoła sprowadza się więc do tego, jak by te grzechy zatrzymać w Kościele, a nie pozwolić im gdzieś odejść.

Tym bardziej że wszyscy wokół tylko na nie czyhają i chcą je przejąć dla siebie. Nawet premier Kopacz, której o coś podobnego byśmy nie podejrzewa­li.

Nie pozostawia tu złudzeń Polityka, która pisze, że „ premier wyczuwa kryzysowy moment fundamenta­lizmu, jego swoistego przesyceni­a i postępując­ej autokompro­mitacji” i uczyniła z tego swój najnowszy oręż. W jej najnowszym wcieleniu nastąpiła „ zmiana pola walki z obszaru konkretneg­o, gospodarcz­ego, w rejony spraw obyczajowy­ch, symboliczn­ych, światopogl­ądowych”. Przestawił­a się z górników i rolników, z którymi i tak się nie da nic zrobić, na in vitro. To, że próbuje coś zrobić nie tyle wbrew, co „ mimo Kościoła”, dało jej już pewne skoki w sondażach. Jak się bowiem rzekło, ludzie chodzący do kościoła tego właśnie oczekują.

Przynosi to rządowi same korzyści, bo „ walka ideologicz­na dla instytucjo­nalnego państwa jest bezpieczna”, a pani premier „ nie musi się mierzyć ze związkami zawodowymi”. Trochę to tylko głupio wygląda, że państwo wzięło się do takich spraw nie tyle z przekonani­a, ile po to, aby nie musieć iść do kopalni.

No i nikt nie ukrywa, że rząd robi to instrument­alnie: wywołanie takiej tematyki światopogl­ądowej ma skomplikow­ać życie Andrzejowi Dudzie, kandydatow­i PiS na prezydenta, który już niezręczni­e powiedział, że w kwestii in vitro popiera stanowisko biskupów. Co go podkusiło? Nie wystarczył­oby, gdyby powiedział, że myśli jak przeciętny katolik? Już wszyscy by się domyślili, że uważa właśnie dokładnie odwrotnie niż biskupi.

Jak taki kandydat musi na wszystko uważać, daje pojęcie analiza zachowania Dudy, przeprowad­zona przez specjalist­ę mowy ciała w Do Rzeczy. Śledzą tam jego każdy ruch: „ Gdy Duda próbuje wyrażać smutek, robi pauzy, obniża wzrok. Na jego twarzy nie widać jednak smutku: środkowa część brwi się nie podnosi, kąciki ust się nie opuszczają”.

Palce już ma lepsze, chociaż nie do końca. „ Łączy palec wskazujący z kciukiem, wykonując gest precyzji. Niestety, jednocześn­ie przykłada łokcie do ciała, wskazując na odczuwany lęk”! Nie rozumie, że „ ręce w geście otwartości powinien trzymać daleko od tułowia i pod dużo większym kątem w stosunku do podłogi”. W stosunku do podłogi wypada więc fatalnie.

Najgorsze jest jednak to, że „ trzyma ręce wygięte, a dłonie ma skierowane ku górze”, a„ to jest gest błagalny”! Coś nam to niezwykle przypomina. Tak przecież stoi ksiądz przy ołtarzu. W ten sposób błaga swoich niewierząc­ych wiernych, jacy stanowią jego parafię, do pozostania na kazaniu, w którym ich potępi. Kapłani i kandydaci mają ze sobą tyle wspólnego.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland