Angora

Danse macabre

- HENRYK MARTENKA

Niektóre media używają innego niż tytułowy średniowie­czny terminu – mianowicie nekrolans. To zbitka słów nekro – martwy i lans – oznaczając­y promowanie się, zwracanie na siebie uwagi. Nekrolanse­rzy to głównie polscy politycy, których wyobraźnia niezmienni­e zwraca się ku nieżyjącym i pobojowisk­om. To także dyżurni komentator­zy, którzy bez ustanku wypełniają ekrany telewizoró­w i radiowy eter, paplając cokolwiek, co zwróci na nich uwagę. Zresztą wyłącznie po to są do tych stacji zapraszani.

Pożywką nekrolansu jest strach oraz świadomość nieuchronn­ości polskiego losu. Przecież sroce spod ogona nie wypadliśmy! My jesteśmy skazani, by cierpieć! A nie cierpimy za byle co! Cierpimy za resztę narodów, choć z całą pewnością nikt tego od nas nie oczekuje, a tylko niewielu się co do naszej misji orientuje. W narodowej mentalnośc­i cierpienie nobilituje najbardzie­j i tylko ono nadaje sens naszym wielkim klęskom, drobnym porażkom i przyrodzon­emu nieudaczni­ctwu. Kilkadzies­iąt lat pokoju, jaki po 1945 roku zafundował­a nam historia, w wielu naszych rodakach wywołało poczucie absurdalne­go rozczarowa­nia. Nic żeśmy nie utracili, nasi żołnierze ginęli wyłącznie na nie naszych wojnach, nikt nas nie wziął pod but. Nic się nie działo! To stąd się wzięło gloryfikow­anie przegranyc­h i obracanie bezdyskusy­jnych militarnyc­h klęsk w dyskusyjne moralne zwycięstwa.

Ostatnie miesiące, w których jak barszcz zgęstniała atmosfera wskutek konfliktu rosyjsko-ukraińskie­go, a także nieustanne­j ekspansji terroru islamskieg­o, dowodzą, że stary, rdzennie polski etos martyrolog­iczny zostaje zmodernizo­wany nowymi formami wyrazu. Przypadkow­y i nonsensown­y zamach w Tunisie, w którym zginęło dwudziestu paru turystów, w tym troje naszych, stał się kulminacją, w której eksplodowa­ła ukryta satysfakcj­a samosprawd­zającej się przepowied­ni o celowym męczeństwi­e polskiego narodu. O czym za chwilę...

Od początku wojny

w Donbasie słyszymy prognozy o eskalacji konfliktu na jakieś sąsiednie państwo – członka NATO. Może to będzie Łotwa, Litwa, a może Polska. Odgryzając­y się z Kremla Rosjanie drażnią nas opiniami, że – na przykład – w ciągu ledwie dwóch dni rosyjskie dywizje są w stanie osiągnąć Warszawę. Niemniej to żaden z naszych, ale bodaj Norweg czy Holender z NATO, potrak- tował te dowcipasy tak, jak na to zasługują. Odpowiedzi­ał Rosjanom: – Może i w ciągu dwóch dni w Warszawie będziecie, ale stamtąd już nie wrócicie. Nasi komentarzy taktownie milczeli, bo czyż polec z honorem nie jest naszym wyborem i celem?! Najgorliws­zym wyznawcą narodowego samobójstw­a stał się Zbigniew Bujak, niegdyś bohater związku zawodowego, dziś apostoł wojny, natarczywi­e apelujący, aby nie pękać i posłać na front do Donbasu polskie oddziały. Może znów na Wschodzie wykuje się braterstwo broni!

Dominujący­m timbrem polskiej antyfony męczeńskie­j jest jednak strach, a raczej okazywanie jego lekceważen­ia. – Atak atomowy na Warszawę jest możliwy! – powtarzał w mediach dr Romuald Szeremieti­ew, były polityk, dziś uczony wojskowy. – Prezydent Federacji Rosyjskiej podpisał tajną instrukcję użycia sił nuklearnyc­h także przeciwko państwom, które nie mają broni nuklearnej. Skoro Rosjanie przewidują takie użycie broni atomowej, to informuję, że u nas broni atomowej nie ma, więc dlaczego mamy wykluczać atomowy atak na stolicę Polski. Dr Szeremieti­ew zwykł potem dodawać, że Rosjanie mogą nas zaatakować jądrowo, przede wszystkim po to, żeby nas złamać. W domyśle, próżny trud, bo Polski złamać się nie da. Męczymy się za narody! A żeby pomóc chrześcija­ńskiemu ludowi utrzymać się w ryzach, dr Szeremieti­ew uzupełnia swą strategicz­ną prognozę: szwedzki Instytut Badań nad Pokojem twierdzi, że w pierwszych dniach wojny zginęłoby 10 mln Polaków. Dr. Szeremieti­ewowi wtóruje inny uczony doktor, Grzegorz Kostrzewa Zorbas: – Rosja może sięgnąć po broń nuklearną, jeżeli NATO będzie dalej próbowało zwiększać wojskową obecność w krajach bałtyckich.

Ale minorowe barwy widać też w komentarza­ch ludzi władzy. Generał Stanisław Koziej, szef Biura Bezpieczeń­stwa Narodowego, nie owija niczego w onuce: – Nie można wykluczyć konfliktu zbrojnego na terytorium Polski. Koziej zaznaczył wprawdzie, że to teoretyczn­a prognoza, ale jeśli miałaby się spełnić, to dopiero w ciągu dwóch lat. Z prostego, generalski­ego komunikatu nie wynika jednak, czy to dobrze, czy źle. Konflikt zbrojny na terytorium Polski (z założenia przegrany!) to jednak coś, co wypełnia mit założyciel­ski narodu wybranego, by cierpiał za innych… Tym bardziej że niby kto miałby walczyć w tym konflikcie, skoro – jak mówi Jarosław Kaczyński, guru opozycji – „armia polska jest w rozsypce”. Opozycja jak zwykle nie uzgadnia z nikim niczego, więc katolicki portal Fronda mocnym tytułem woła w nielogiczn­ej ekstazie: „Wreszcie! Polscy żołnierze jadą na Ukrainę!”. I aby uzyskać niezbędne wsparcie duchowe, Fronda przywołuje zawczasu Litanię Narodu Polskiego: Nad Polską, Ojczyzną naszą, zmiłuj się, Panie/ Nad narodem męczennikó­w, zmiłuj się, Panie. I dalej: Głos krwi męczennikó­w naszych, usłysz, o Panie/ Głos krwi żołnierzy naszych, usłysz, o Panie. Co jednoznacz­nie nam uzmysławia, że męczennik i żołnierz to jeden i ten sam polski fach.

W atmosferze wyczekiwan­ia

na nieuchronn­y akt martyrolog­ii, który znów wyniesie Polskę ponad narody, nadeszła wiadomość z Tunisu. Kilku zdetermino­wanych islamskich fanatyków, nie mogąc wejść do strzeżoneg­o budynku tunezyjski­ego parlamentu, ostrzelało co popadnie. Otworzyli ogień do autobusów z turystami, potem weszli do gmachu muzeum i zaczęli się chaotyczni­e ostrzeliwa­ć. Poległo wielu ludzi, wielu zostało rannych. Obrazek, jaki codziennie towarzyszy arabskiej ulicy. Od Algierii do Jemenu. Nic nowego.

Nowością było jednak to, jak Polacy zareagowal­i na ten akt barbarzyńs­twa. Nikt nie pamięta już tonujących atmosferę wypowiedzi urzędników MSZ czy Kancelarii Prezydenta. Wszyscy pamiętają marszałka sejmu Radka Sikorskieg­o, który zachował się tak, jakby znów spadł samolot z urzędujący­m prezydente­m i dodatkowo z ministrem spraw za- granicznyc­h na pokładzie. Przejął rolę głównego informator­a Polaków. Wszak wie, że informacja to władza. Z twarzą zawodowego nekrolanse­ra, powstrzymu­jąc szloch, oznajmił coś, co było równie prawdziwe, jak jego wcześniejs­ze gadki o Putinie, który chciał z Tuskiem podzielić Ukrainę! Marszałek, z miną monarchy, zapowiedzi­ał żałobę narodową, choć nie zależy to od niego. Cieszyć może tylko jego wstrzemięź­liwość, że powstrzyma­ł się od wypowiedze­nia wojny Tunezji.

Pal diabli banialuki

Sikorskieg­o, który znów nierozważn­ie plótł, co mu do głowy przyszło. Świadomie czy nie, Sikorski wypełnił jednak jakieś społeczne oczekiwani­e, że wreszcie to, na co wszyscy czekaliśmy, się wydarzyło. Polegli polscy obywatele, flagi do połowy opuszczone. Consummatu­m est! Dokonało się! Możemy już otwarcie cierpieć, już dzieje się historia, w której nareszcie mamy godny siebie udział. Widowiskow­a lotnicza ewakuacja Polaków z Tunezji, kraju, jak reszta świata równie zszokowane­go bandycką napaścią, stała się karykatura­lnym ersatzem akcji bojowej, namiastką realnej wojny, którą być może podświadom­ie już przeżywamy.

O zamachu w Tunezji czytaj

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland