Angora

Rzucił, potem skopał

-

Świadectwo

W ośrodku wszyscy już żyli wakacjami, Helena Borlik-Salcewicz, wychowawcz­yni na co dzień prowadząca zajęcia z filmoterap­ii, wyszła przed szkolny budynek. Boisko jest położone w dolinie i oddalone o jakieś sto metrów, a szpaler starych drzew daje głęboki cień. Pewnie dlatego wychowawca i nauczyciel wuefu – pan Janusz – nie widział swojej koleżanki, choć ona widziała go doskonale. Dzięki temu sprawa wyszła na jaw.

Gdyby 12-letni dziś Sebastian Sagan był pod każdym względem uczniem wzorowym, nie trafiłby do szczecińsk­iego Młodzieżow­ego Ośrodka Socjoterap­ii. Owszem, uczył się bardzo dobrze, ale nauczyciel­e w rodzinnym Strącznie koło Wałcza załamywali ręce: co rusz awantura. Stwierdzon­y u chłopca zespół ADHD tylko w niewielkim stopniu tłumaczył stan, który pedagodzy określają eufemizmem „problemy wychowawcz­e”: niewiele było dni, w których zdolny i inteligent­ny dzieciak nie brał udziału w bójce, nie zaatakował kolegi czy koleżanki. Opinia Poradni Psychologi­czno-Pedagogicz­nej była jednoznacz­na – chłopiec powinien trafić do szkoły specjalnej. Mama Sebastiana po rozmowach ze specjalist­ami, m.in. opiekujący­mi się chłopcem lekarzem psychiatrą oraz sądowym kuratorem, zdecydował­a, że najlepiej będzie, jeśli trafi on właśnie do Ośrodka Socjoterap­ii – całodobowe­j placówki, w której nastolatki mieszkają oraz uczą się i bawią pod opieką specjalist­ów, a ci próbują skierować podopieczn­ych na właściwą drogę.

Choć ośrodek jest oddalony od domu państwa Saganów o ponad 100 kilometrów, mama i dziadek Sebastiana, którzy opiekują się chłopcem, uznali to za atut: w obcym środowisku zwiększała się szansa na przyswojen­ie nowych dobrych nawyków i zasad zachowania. W istocie: przez niemal cały rok szkolny nie było najgorzej – poza kilkoma incydentam­i można powiedzieć, że terapia szła w dobrym kierunku. Aż do popołudnia 27 czerwca ubiegłego roku, ostatniego dnia nauki przed wakacjami.

Nawet dziś relacje dotyczące początku zdarzenia są w zasadzie zgodne: dzieci (blisko 30 nastolatkó­w) droczyły się z Sebastiane­m podczas luźnych rekreacyjn­ych zajęć na boisku. Chodziło o „łaskotanie mojego kolegę, potężnie zbudowaneg­o, wysokiego mężczyznę, który na wysokości około półtora metra trzyma przed sobą Sebastiana, po czym nagle… rzuca go na ziemię. Nie wierzyłam własnym oczom! Później było tylko gorzej: pan Janusz zaczął Sebastiana po prostu kopać, a chłopiec zwijał się w kłębek i płakał. Wychowawca po prostu skopał swojego 12-letniego wychowanka, a reszta nastolatkó­w biła mu brawo – pani Helena nawet dziewięć miesięcy później nie umie mówić o tamtych chwilach bez emocji. – Podeszła pani do boiska, by powiedzieć coś koledze po fachu? – Nie, zamurowało mnie na amen. Tym bardziej że chwilę później wychowawca razem z Sebastiane­m poszli do budynku szkoły, do gabinetu dyrekcji. Nawet dziś bezsporne jest, że to wychowawca zaczął rozmowę z dyrektorką: poinformow­ał, że Sebastian był agresywny wobec niego oraz kolegów i w związku z tym „użył przymusu bezpośredn­iego poprzez przytrzyma­nie wychowanka”. Dyrektorka zapytała Sebastiana, „czy chce coś powiedzieć”. Sebastian powiedział, że nie – wychowawca Janusz stał przecież cały czas obok. Rozmowa Czy wyobraża pan sobie moje zdumienie, gdy kilkugodzi­nne posiedzeni­e dobiegło końca i nikt włącznie z dyrektorką nawet nie wspomniał o tej sytuacji? Nauczyciel­ka zrozumiała, że stoi przed wyborem: wspólnie z innymi zamknąć oczy lub krzyczeć mimo ich milczenia. Napisała oficjalną notatkę służbową i poleconym listem wysłała ją do dyrekcji ośrodka. Porozmawia­ła też z opiekunami Sebastiana.

Opinia dyrektora

Mama i dziadek chłopca zareagowal­i błyskawicz­nie: obdukcja („zasinienia na klatce piersiowej”) oraz doniesieni­e do prokuratur­y („wychowawca bezprawnie pobił Sebastiana”). Prócz tego skargi do Kuratorium Oświaty i Urzędu Miasta w Szczecinie – organu założyciel­skiego MOS. Gminni urzędnicy nawet nie udawali, że chcą coś wyjaśnić: skargę na działania dyrekcji Młodzieżow­ego Ośrodka Socjoterap­ii przekazali do rozpatrzen­ia… dyrekcji ośrodka. Niedługo później Beata Sagan otrzymała odpowiedź. „Na podstawie wyjaśnień pisemnych i ustnych złożonych przez wychowawcó­w obecnych w trakcie zdarze-

 ??  ?? Dziadek Sebastiana niemal natychmias­t powiadomił policję, ale bez świadectwa wychowawcz­yni śledztwo byłoby skazane na klęskę
Dziadek Sebastiana niemal natychmias­t powiadomił policję, ale bez świadectwa wychowawcz­yni śledztwo byłoby skazane na klęskę

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland