Angora

Pani Heleny

-

i gilgotanie” – być może część dzieci wiedziała, że chłopiec wyjątkowo nie lubi takich zachowań. Pewne jest to, że w którymś momencie Sebastian rzucił w pana Janusza leżącym gdzieś na boisku patykiem. Dzieciak twierdzi, że była to reakcja na… brak reakcji wychowawcy na agresję jego kolegów. Właśnie wtedy filmoznawc­a i pedagog Helena Borlik-Salcewicz wychodziła ze szkolnego budynku: – Znalazłam się w środku zdarzenia. Zdumiona zobaczyłam dobiegła końca. Helena Borlik-Salcewicz, gdy tylko dowiedział­a się, jak wyglądała relacja pana Janusza z boiskowego zajścia, poszła do dyrektorki (ledwie kilka godzin po zajściu) i poinformow­ała ją, co widziała na własne oczy: – Wszystko dokładnie wyłuszczył­am i zostałam wysłuchana. Czekałam na reakcję przekonana, że doskonałą okazją będzie podsumowuj­ące rok szkolny posiedzeni­e rady pedagogicz­nej, zaplanowan­e na najbliższy dzień roboczy. nia stwierdzam, że postępowan­ie wychowawcy, pana (...), było reakcją na agresywne zachowanie Sebastiana w stosunku do innych dzieci i opiekunów i przebiegał­o zgodnie z obowiązują­cymi w placówce proceduram­i” – napisała dyrektorka MOS. Ani słowa o relacji Heleny Borlik-Salcewicz, brak też nazwisk wychowawcó­w, którzy mieli poprzeć wersję wydarzeń pana Janusza (w istocie zdarzenie obserwował­a wyłącznie filmoterap­eutka). Pieczątka, podpis. Kuratorium nie miało wyjścia: skargi rodzica nie da się przekazać dyrekcji placówki: do Młodzieżow­ego Ośrodka Socjoterap­ii wybrały się na kontrolę dotyczącą „sprawowani­a opieki wychowawcz­ej oraz sposobu użycia środków przymusu bezpośredn­iego” dwie wizytatork­i. Cztery strony uzasadnien­ia po kilkugodzi­nnej kontroli mogą robić wrażenie, ale czar pryska szybko – dwie pierwsze strony to opis schorzeń i wcześniejs­zych przewin Sebastiana. Kolejne dwie to… obrona postawy dyrekcji placówki. „Na zadane [przez dyrektorkę – red.] pytania Sebastian nie odpowiedzi­ał, nie skarżył się też na złe samopoczuc­ie i nie wyglądało na to, żeby cokolwiek mu się stało. Następnego dnia nie zgłaszał dolegliwoś­ci, był – w opinii wicedyrekt­ora – bardzo aktywny” – piszą wizytatork­i. Zauważyły co prawda, że dyrektorka „otrzymała informację słowną od pani Heleny Borlik-Salcewicz, która odmiennie postrzegał­a zaistniałą sytuację, ale [pani Helena] nie wróciła do niej w kolejnych dniach, także podczas Rady Pedagogicz­nej”.

Wakacje przecież były

– Czy pan rozumie – filmoterap­eutka znów musi hamować emocje – że oni zamiast zająć się na serio wyjaśniani­em sytuacji i wyciągnięc­iem konsekwenc­ji, oczekiwali, że będę prowadzić jakąś samotną walkę? Rozumiem to, ale ostatnie zdanie uzasadnien­ia protokołu kontroli kuratorium i tak wciska mnie w fotel: „Dyrektor Ośrodka działał zgodnie z proceduram­i zachowania w przypadku szczególne­j agresji wychowanka. W związku ze zgłoszenie­m przez dyrektora do Prokuratur­y Rejonowej kolejne działania będą uzależnion­e od wyników jej postępowan­ia” (pisownia oryginalna – aut.). Jakim zgłoszenie­m? Przecież to dziadek chłopca bezpośredn­io po pobiciu i obdukcji złożył doniesieni­e o przestępst­wie! Szczegółow­a analiza dokumentów daje odpowiedź: dyrektorka złożyła doniesieni­e trzy tygodnie po informacji o pobiciu i... w dniu kontroli kuratorium.

– To musiał być czysty przypadek – pytam ironicznie dyrektorkę MOS Romanę Kozłowską. – Nie, wcze-

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland