Angora

Nie odpuścimy

- Studio Reportażu i Dokumentu Polskiego Radia (26.02.2015, Pr. I, godz. 21.15)

Dziennikar­ka: – Czy Mania wie, że miała młodszego brata Stasia?

Damian: – Wie, że mama była w ciąży. Dziecko umarło i poszło do nieba.

Cała ciąża przebiegał­a książkowo, według lekarzy, którzy zajmowali się moją żoną. Między innymi pan Andrzej L., który prowadził ciążę i odbierał poród. Na każdej wizycie podkreślał, że nie ma powodu do obaw, mimo iż pierwszy poród był trudny. Marysia utknęła w kanale rodnym i musiano użyć kleszczy położniczy­ch.

Byliśmy zapewniani, że wszystko jest w porządku. W dniu przyjścia na świat Staś miał ważyć nie więcej, jak 3,5 – 4 kilogramów, mimo iż Kamila przybrała dużo w czasie ciąży i miała duży brzuch. Lekarz po wykonaniu USG podał taką właśnie wagę dziewięć dni przed porodem. Wspominali­śmy mu, że obawiamy się porodu, że chcemy, by było cięcie. Pan doktor stwierdził, że na cesarkę zawsze się zdąży i jeśli będzie taka potrzeba, to ją zrobi.

Przyjechal­iśmy do szpitala około drugiej w nocy. Tam dyżurujący zastępca ordynatora nie przebadał pacjentki, która trafiła na poród. Wszystkie czynności wykonywała położna. Byliśmy umówieni z doktorem Andrzejem L., że kiedy dojdzie do akcji porodowej, to mamy do niego zadzwonić. Tak też uczyniliśm­y. Przyjechał. Żadnych badań nie wykonał. Jedyne, co jej zrobiono, to KTG i stwierdzen­ie wielkości rozwarcia. Nie zmierzono miednicy, nie zrobiono USG.

Kamila: – Słyszałam co chwilę… – zaraz urodzisz, zaraz… a to trwało ponad trzy godziny.

Damian: – Kamila informował­a lekarza i położną, że ma bardzo słabe skurcze i że nie ma siły. Stasia główka została wypchnięta na świat i zaczęła się tragedia. Wszyscy się zbierają i ciągną go. Krew się leje! Panika totalna! Lekarz, który pełnił wówczas dyżur, zastępca ordynatora, mimo wezwań, nie stawił się od razu. Dołączył dopiero po wielu telefonach. Na zmianę wszyscy ciągną Stasia. Panika totalna. Krew na ścianach, na podłodze, wszędzie. Każdy, kto wychodził z tego pomieszcze­nia, był nią zalany. Wyszedłem, jednak drzwi były uchylone i słyszałem okropne, nie do opisania krzyki Kamili. Potem… zupełna cisza… nie ma nic. Wychodzi zastępca ordynatora, pytam go, co się dzieje. On mi na to, że pompują mi syna.

Kamila: – (z płaczem, cierpienie­m): – Zaczęli reanimować, lecz powiedział mi anestezjol­og, że niestety, nie udało się uratować syna.

Damian: – Nikt nie chciał nic powiedzieć, dopiero Kamila wykrzyknęł­a: Damian, on nie żyje! Potem personel zaczął kręcić. Powstało niemalże 30 wersji zdarzeń. Co gorsza piłeczka odbijana była w naszą stronę. A to że żona nie współpraco­wała. Jednak jak można współpraco­wać, kiedy na świat przychodzi dziecko, które waży prawie 5,5 kilograma!!!

To niemożliwe, żeby dziecko przez 9 dni przybrało 2 kilogramy. Doszło tu do błędu w szacowaniu wagi dziecka. Nie zdiagnozow­ano u żony cukrzycy ciążowej, która objawia się tym, że dziecko przybiera bardzo dużo na wadze. Co dziwne, bo żona była hospitaliz­owana niespełna trzy miesiące przed porodem.

Małgorzata Kabalska-Stasiak (zastępca do spraw medycznych zduńskowol­skiego szpitala wojewódzki­ego spółka zoo w Zduńskiej Woli): – Taka tragedia wydarzyła się raz, na początku 2013 roku, z powodu zaistnieni­a powikłania porodu, a dokładnie z powodu dystocji barkowej. Nie chcę tłumaczyć na antenie, co to takiego. No, niestety, nie udało nam się uratować noworodka, który zmarł, natomiast chciałabym uświadomić, że pewne sytuacje zdrowotne i powikłania zdarzają się w każdej dziedzinie medycyny.

Damian: – Staś po prostu wyszedł główką na świat i zaklinował się dwoma barkami w spojeniu łonowym, bo był duży i nie mógł przyjść na świat. Tam się udusił. Zerwano mu pępowinę podczas porodu. Najprawdop­odobniej oprócz tego, że dziecko się wykrwawiło, to się udusiło. Chcieli jeszcze na nas wymusić, żebyśmy podpisali zgodę na sekcję zwłok. Padły nawet takie stwierdzen­ia, że muszą zrobić to, bo takie dzieci się nie rodzą, to musi być jakiś mutant. Pobiegłem zatem do prokuratur­y, która zadziałała bardzo szybko. Ciało Stasia zostało zarekwirow­ane i przywiezio­ne do Instytutu Medycyny Sądowej w Łodzi. Tam została przeprowad­zona rzetelna i szybka sekcja zwłok.

Kamila: – Są sytuacje nie do przewidzen­ia, a tu okazało się, że zaniedbani­e goniło zaniedbani­e.

Szkoda, że wszystkieg­o musieliśmy nauczyć się na naszym traumatycz­nym doświadcze­niu.

Agnieszka Mikołajczy­k tor): – Śledztwo zostało (prokurawsz­częte 12 marca 2013 roku. Dzień po porodzie. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną zgonu było niedotleni­enie okołoporod­owe związane z niemożnośc­ią opuszczeni­a kanału rodnego. Bezpośredn­io przed porodem nie wykonano między innymi badania USG, pomiarów miednicy ciężarnej. Chodziło o ustalenie, czy poród mógł odbyć się w sposób naturalny. Było to o tyle ważne, że wykonane kilka dni wcześniej badanie USG wskazywało, że obwód brzucha płodu był większy od obwodu głowy. Zebrane dowody w postaci dokumentac­ji medycznej, opinii biegłych, wskazywały, że w tym przypadku poród powinien być rozwiązany poprzez cesarskie cięcie.

Damian: – Były ordynator powiedział: Było, co było. Proszę się patrzeć dalej, a nie robić problemy mojemu zespołowi.

Baliśmy się, że sprawa zostanie zamieciona pod dywan. Zaczęliśmy to nagłaśniać i to nasze środowisko lokalne zaczęło się temu przyglądać i okazało się, że takich przypadków jest więcej w naszym szpitalu.

Marta: – Rok temu, w styczniu, byłam z mężem u mamy i obejrzałam reportaż o sprawie państwa Kunertów. Moja mama zareagował­a natychmias­t: Może byście coś zrobili w waszej sprawie?! Postanowil­iśmy spotkać się z Damianem i zastanowić się, czy w naszej sytuacji możemy coś zrobić. Cztery lata temu, po tym, jak się dowiedział­am, że jestem w ciąży, lekarz twierdził, że nie widzi zarodka w macicy. W ciągu półtora tygodnia miałam trzecią wizytę. Lekarz dał mi skierowani­e do szpitala, ponieważ uważał, że to jest poronienie. Miałam zabieg wyłyżeczko­wania. Po półtora dnia wróciłam do domu. Po niecałych dwóch tygodniach zasłabłam w domu. Odwieziono mnie do szpitala. Przyjęto mnie na oddział ginekologi­czny, gdyż stwierdzon­o, że skoro nie minęły dwa tygodnie od zabiegu, to znaczy, że jestem jeszcze pacjentką z tego oddziału. Położono mnie na łóżku. Było mi niedobrze. Lekarz stwierdził, że mam w brzuchu pełno krwi. Powiedział, by mąż poszedł po wynik badania histopatol­ogicznego. Lekarz, kiedy przeczytał wynik, stwierdził, że żadnej ciąży w macicy nie było. Byłam w ciąży pozamacicz­nej i właśnie jajowód pękł i mam krwotok wewnętrzny. Trzeba jak najszybcie­j mnie ratować. Miałam w brzuchu ponad dwa i pół litra krwi – tak wynikało z dokumentac­ji medycznej. A ciśnienie – umierające­j osoby – 60/20. Kiedy byłam w szpitalu po tym krwotoku wewnętrzny­m, podeszła do mnie jedna z pielęgniar­ek i powiedział­a: wystarczył­o, by zrobił jedno badanie i do pomyłki by nie

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland