W obronie człowieka prostego
Elity próbują nam wmówić, że nie wolno krytykować wyroków niezawisłych sądów. Często występuję w sądach jako społeczny pełnomocnik pozwanych o eksmisję, niesłusznie zwalnianych i oszukiwanych pracowników i to, co wyprawiają panowie i panie z łańcuchami na szyi, woła o pomstę do nieba.
Sędzia, człowiek dobrze uposażony i wykształcony, często okazuje głęboką pogardę wobec ludzi prostych, którzy – pozbawieni w większości przypadków pomocy prawnej – nie rozumieją przebiegu przewodu sądowego i nie są w stanie nawet wymusić, aby zaprotokołowano ich argumenty czy stanowisko procesowe. Dlatego w przypadkach, gdy sąd nie godzi się na dopuszczenie do udziału w procesie społecznego pełnomocnika takiego jak ja, staramy się przygotowywać dla naszych klientów stanowiska procesowe na piśmie. Wtedy wszystkie argumenty znajdują się w aktach i mogą być podstawą udanej apelacji.
Nigdy nie zapomnę pani sędzi Sądu Rejonowego dla Pragi-Południe, która człowiekowi choremu na białaczkę pozwanemu o eksmisję odmówiła prawa do lokalu socjalnego, argumentując: „Ma pan dwie nogi i dwie ręce i może pan pracować”. Ta sama „gwiazda”, uzasadniając wyrok eksmisji, napisała: „Gdyby stosować wszystkie przepisy ustawy o ochronie praw lokatorów, oznaczałoby to drastyczne ograniczenie prawa własności”. W apelacji zauważyłem, że to Sejm uchwala ustawy, a sąd je tylko stosuje, wszystkie bez wyjątku”. Apelacja leży już kilka lat bez rozpatrzenia, a wyrok dzięki temu pozostaje nieprawomocny i mój klient mieszka nadal w swoim mieszkaniu.
Między sądem a pozwanymi bardzo często występuje zupełny brak komunikacji. Zwykli ludzie, nie rozumiejąc, czego sąd od nich chce, mówią nie to, co sąd chce czy spodziewa się usłyszeć. To powoduje irytację sędziów i jeszcze większe przerażenie pozwanych. Dlatego obecność społecznego pełnomocnika bywa wybawieniem i usprawnia przebieg procesu. Kiedyś jedna z wolontariuszek Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej, niedopuszczona do reprezentowania klientki w sądzie, podpowiadała jej każdą wypowiedź teatralnym szeptem z ław dla publiczności. A sąd się na to godził, bo inaczej nie był w stanie porozumieć się z pozwaną.