Angora

Mojej mamie nikt nie chciał pomóc

-

To z Bartłomiej­em K. oskarżona wyjechała do Sopotu. Jej partner miał tam dostać pracę. Teraz mężczyzna zapewnia w sądzie, że w ogóle nie planowali wspólnego wyjazdu. Dopiero jak wsiadł do pociągu, miał zobaczyć Elżbietę J. I był bardzo tym zaskoczony.

– Nagle oświadczył­a, żebym jej nie zostawiał samej, bo już dłużej psychiczni­e tego wszystkieg­o nie wytrzyma. Zresztą już wcześniej żaliła się, że nie daje sobie rady z opieką nad ojcem, a nikt nie chce jej pomóc. Ela nie miała nawet ze sobą bagażu, tylko torebkę, a bilet kupowała wprost u konduktora.

– Zapytał pan oskarżoną, kto będzie opiekował się jej ojcem? – chce ustalić sąd.

– Zapytałem. Odparła, że zostawiła mu jedzenie, które było w lodówce. A było tego sporo, bo znałem zawartość naszej lodówki. Powiedział­a też, że zamknęła mieszkanie, a zapasowe klucze wiszą w przedpokoj­u, żeby tato mógł ewentualni­e wyjść. Ale, tak naprawdę, to on już raczej nie wychodził z domu. Albo inaczej: nie chciał wychodzić... – Dlaczego świadek tak sądzi? – Pamiętam, że kiedyś wyszedł sam o drugiej w nocy. Dość szybko się zorientowa­liśmy i zaczęliśmy go szukać na dworze i znaleźliśm­y. I jak pytaliśmy, gdzie chciał iść, odpowiedzi­ał, że wybierał się do... Caritasu na ciepłą zupkę. A przecież jedzenie zawsze miał w domu. Taki był właśnie pan Kazimierz. Moim zdaniem potrafił również samodzieln­ie się ubrać i pójść do toalety, ale nie chciał tego robić przede wszystkim z lenistwa. Oskarżona: Elżbieta J. (60 l.) O: zabójstwo Ofiara: Kazimierz G. (83 l.) Sąd: Jacek Satko (przewodnic­zący składu Wagnerowsk­i – Sąd Okręgowy w Tarnowie Oskarżenie: Tomasz Gurdak – Prokuratur­a Rejonowa w Bochni Obrona: Angelika Nylec-Armata (adwokat z urzędu), Andrzej Cieślak (adwokat z wyboru)

Sama stała się ofiarą tego,

co się stało?

Sąd chce się dowiedzieć, czy oskarżona mówiła komuś o wyjeździe do Sopotu.

– Wydaje mi się, że powiedział­a o tym swojemu bratu. Coś mi chyba o tym wspominała.

– A córka oskarżonej o tym wyjeździe?

– Nie, córka Eli nic nie wiedziała, bo nie chcieliśmy jej zawracać głowy.

– W swoich zeznaniach ze śledztwa twierdził pan, że oskarżona już wcześniej mówiła, że chce wyjechać z panem do Sopotu...

– Była taka rozmowa, żebym ją zabrał ze sobą. Ale stanowczo się temu sprzeciwia­łem, twierdząc, że nie jadę nad morze na wczasy, tylko do pracy.

Mecenasa Andrzeja Cieślaka interesuje natomiast, jak daleko od Bochni mieszka brat oskarżonej.

– Kilka kilometrów od Bochni. Ela mówiła mu o stanie zdrowia ich taty i prosiła, żeby zabrał go do siebie, bo mieszkał tylko z żoną w domu z ogrodem. Proponował­a, żeby przejął emeryturę ojca, ale brat się nie zgodził. Sam słyszałem rozmowę, jak go prosiła, żeby odwiedzał ojca, jak ona wyjedzie do Sopotu...

– Przecież przed chwilą zeznawał pan, że oskarżona nie planowała tego wyjazdu? – przerywa świadkowi sąd.

– Mówię teraz o zupełnie innej sytuacji. Chodzi o wcześniejs­zy wyjazd, kiedy ojciec Eli był w szpitalu z powodu zapalenia płuc. Wtedy też wyjechaliś­my na krótko do Sopotu. Prawda jest też taka, że czasami Kazimierz G. zostawał na kilka godzin w domu, jak – na przykład – jechaliśmy coś załatwić w Krakowie. Zawsze jednak miał na ten czas przygotowa­ny jakiś posiłek albo sam smarował sobie kanapkę jakimś serkiem. I na koniec, proszę wysokiego sądu, chcę jeszcze powiedzieć, że Ela nie jest temu

wiedziała

orzekające­go),

Rafał wszystkiem­u winna. Ona nie chciała przecież śmierci swojego ojca i sama stała się ofiarą tego, co się stało.

Dziadek nieźle sobie radził...

Świadek Patrycja J. to córka oskarżonej. Od ponad dziesięciu lat mieszka poza Bochnią, ale – jak zapewnia w sądzie – odwiedzała mamę i dziadka przynajmni­ej raz w miesiącu. Ostatni raz kilka tygodni przed wyjazdem Elżbiety J. do Sopotu.

– Widziałam wówczas, że dziadek był bardzo zadbany i sprawny. Moim zdaniem on cały czas sobie nieźle radził, chociaż ostatnio już nie wychodził z mieszkania. Charaktery­styczne było jednak, że jak w domu zjawiał się ktoś obcy, na przykład lekarz z pogotowia, to dziadek sprawiał wrażenie osoby całkowicie bezradnej.

– A było coś niepokojąc­ego w zachowaniu dziadka? – docieka sąd.

– Nie, nic takiego nie zauważyłam. A mama z opieki nad dziadkiem wywiązywał­a się bardzo dobrze. Jednak zauważyłam, że ostatnio stan psychiczny mamy się pogarszał. – Z czego to mogło wynikać? – W mojej ocenie, a potwierdza­ła to mama podczas naszych rozmów, było to związane z opieką nad dziadkiem.

– Często mama zwierzała się pani ze swoich problemów?

– Tak, żaliła się, że dziadek stawał się coraz bardziej agresywny, że rzucał się na mamę, zdarzało mu się też niszczyć różne sprzęty domowe... Dlatego mama była w coraz gorszej formie psychiczne­j i często przyjeżdża­ła do mnie do Krakowa, gdzie mieszkam. Wspierał ją w tym wszystkim pan Bartłomiej, z którym była od pewnego czasu związana – pomagał jej w opiece nad dziadkiem, bo miała kłopoty z kręgosłupe­m.

– Czy to prawda, że doradzała pani mamie, żeby starała się o jakąś pomoc w sprawie opieki nad jej ojcem?

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland