Trzeba mieć bajer
się na wysokiej pozycji listy Top 100 tego kanału, gdzie wyprzedził m.in. Justina Biebera. – Każdy chciałby mieć taki hit na swoim koncie, ta piosenka jest niczym muzyczny Święty Graal – mówi Liszewski. Utwór stał się popularny wśród fanów sportu i samych sportowców, powstały jego liczne przeróbki, doczekał się wielu parodii, wykonał go CeZik, a nawet Jerzy Urban. Na tym jednak się nie skończyło. – Do tej pory dostaję e-maile z filmami z całego świata, na których ludzie różnych narodowości bawią się do mojej piosenki – mówi muzyk. – To tak jak z piosenką Michela Teló „Nosa nosa” – cały świat zaczął ją śpiewać, nikt nie wie dlaczego.
I o to w disco polo chodzi. Żeby porwać tłumy. A jeśli wpadająca w ucho piosenka jest jeszcze opakowana dobrze zrealizowanym teledyskiem, wykonawca może być pewien, że trafi on do telewizji. Stąd już prosta droga do popularności.
Według danych firmy Nielsen Audience Measurement i Atmedia stacjom muzycznym, które emitowały teledyski disco polo, znacznie wzrosła liczba widzów. Prym wiedzie Polo TV, która szybko stała się najchętniej oglądaną telewizją muzyczną w kraju. Kanał dociera do ponad 13 mln widzów miesięcznie (w grudniu 2014 r. miał prawie 14,5 mln widzów), co stanowi 37 proc. widzów w Polsce w ogóle (w grudniu 40 proc). Przekłada się to na przychody z reklam, które w 2014 r. wyniosły 186 mln zł.
W powracającej modzie na disco polo okazję do zysku zauważyły też inne telewizje, jak 4fun.tv, iTV czy TV.Disco, oraz radiostacje. Dla przykładu Radio Plus radykalnie zmieniło swój profil muzyczny i zaczęło opierać go na disco polo. Odnotowało niebywały skok popularności, a co za tym idzie, zyskało więcej reklamodawców, którzy zrozumieli, że odcinanie się od tego trendu nie sprzyja ich biznesowi.
Grupa trzymająca kasę
Kto zarabia na rynku disco polo? Listę otwierają artyści, później są organizatorzy imprez, właściciele klubów oraz media. – Gaża za koncert z udziałem gwiazdy waha się od 10 do 35 tys. – mówi Robert Klatt. I przekonuje, że to wcale nie są wygórowane stawki w porównaniu z innymi polskimi wykonawcami. – Wiele osób patrzy na zarobki artystów przez pryzmat liczby występów. Jeśli gwiazda rocka zagra ok. 20 koncertów rocznie, a zespół disco polo 80 lub nawet 100, to pokutuje przekonanie, że zarabiamy krocie. A trzeba wziąć pod uwagę specyfikę rynku i to, że często koncerty grane są w klubach, w których stawki są zupełnie inne.
Menedżer Radka Liszewskiego nie jest w stanie pogodzić terminów imprez, bo propozycji jest za dużo. Na popularność nie może też narzekać Tomek Niecik, autor piosenek „Cztery osiemnastki” czy „Król Disco”. W pewnym momencie stał się tak modnym wykonawcą, że – jak przekonuje – nie mógł spokojnie przejść przez ulicę. Wtedy grał po 25 koncertów w miesiącu. Teraz gra dziesięć, ale zarabia tyle samo. Dzięki niesłabnącej popularności, podobnie jak Liszewski, mógł sobie pozwolić na podniesienie stawek.
Zespół Bayer Full, nadal w ścisłej czołówce największych gwiazd disco polo, postawił na podbój egzotycznego rynku i wypuścił w Chinach 67 mln płyt. – Tyle potrzebowaliśmy, żeby nas zauważono – mówi Sławek Zwierzyński. I udało się. Bai Fu, bo taką nazwę nosi zespół w Chinach, ma tam miliony fanów. – Stałem się ich śpiewającą po chińsku maskotką. Gramy koncerty dla setek tysięcy ludzi, a wzmianki o nas można znaleźć niemal w każdym tamtejszym portalu. Warto było uczyć się języka.
Artyści disco polo, podobnie jak wykonawcy innych nurtów muzycznych, otrzymują także wpływy z ZAiKS, kanału YouTube, ze sprzedaży dzwonków na telefony czy udziału w reklamach. Zdarza się, że dostają również wynagrodzenie za udział w programach telewizyjnych. Tak jest w przypadku Tomka Niecika. Dzięki temu po siedmiu latach w branży mógł kupić działkę w centrum Białegostoku, wybudować dom i – jak sam mówi – spokojnie żyć.
A gdzie to legendarne bogactwo? Prywatne odrzutowce, kamerdynerzy, korty tenisowe? Marcin Miller przyznaje, że nie ma ani kortu, ani basenu, ani nawet sprzątaczek. Niezmiennie bawi go ludzkie wyobrażenie o jego majątku. Radka Liszewskiego pytania o zawartość portfela irytują. – Wszyscy fascynują się naszymi pieniędzmi, choć potrafili nazywać nas burakami. Nie jestem milionerem, ale nie narzekam na brak pieniędzy. Ludzie często wyobrażają sobie, że mamy po 15 domów. Chciałbym tyle zarabiać, ile niektórzy twierdzą, że zarabiam – ucina błyskawicznie.
Konkurencja na rynku disco polo jest duża. Przybywa wykonawców marzących o sławie i majątku. Niestety, większość z nich nie umie dobrze się sprzedać. – Sam przebój nie wystarczy. Ważne są charyzma i dobry kontakt z publicznością – wylicza Klatt. – Nie bez znaczenia jest podążanie za trendami i ciekawy pomysł. Dobrym przykładem jest DJ Disco i MC Polo z utworem „Jesteś ruda”. Piosenka, zrobiona dla żartu, stała się hitem, ma ponad 28 mln odsłon na YouTube. Widać, że są to ludzie, którzy mają trochę wyobraźni, umieją obsługiwać programy muzyczne i bawić się konwencją.
Recepta na sukces według Tomka Niecika? Odpowiada bez zastanowienia. – Trzeba mieć bajerę.
Zaczynał jako tancerz u Radka Liszewskiego, ale nie dawało mu to satysfakcji. – Czułem, że mam potencjał. Pomyślałem, że skoro wyglądam nieźle, dobrze się ruszam i mam talent do robienia muzyki, powinienem coś z tym zrobić – wspomina Niecik. Szybko dorównał popularnością gwiazdom, bo – jak sam mówi – oprócz tego, że miał szczęście i dobry hit, jest medialnym człowiekiem. A tego Niecikowi odmówić nie można. Również Sławomir Świerzyński jest sceptyczny wobec nowych zespołów na rynku. – Dziś disco polo ma kryzys tożsamości. Zespoły nie wnoszą nic nowego. Albo powielają mnie, albo Marcina Millera, albo Zenka Martyniuka (z zespołu Akcent – przyp. red.). Przecież to bez sensu! Trzeba iść do przodu, rozwijać się. Czasem mam wrażenie, że nowi sami nie wiedzą, co chcą grać.
Marcin Miller dodaje: – Ludzie myślą, że nagrają jedną piosenkę, teledysk i zaraz zrobią karierę. – Zespół Boys dochodził do sukcesu wiele lat. Jeśli przyjąć, że największy hit zespołu to piosenka „Jesteś szalona” z 1997 r., to na sukces musieliśmy pracować aż siedem lat.
Na srebrnym ekranie
W lutym do kin wszedł film „Disco polo” z udziałem Radka Liszewskiego i Tomka Niecika. Liszewski wspomina, że gdy dostał scenariusz, fabuła tak mu się spodobała, że przeczytał go w drodze na koncert. – Ktoś się wreszcie poważnie zabrał do tematu disco polo, zdecydował się go fajnie przedstawić, a nie wykpić.
A skąd wziął się pomysł? Gdy kilka lat temu Maciej Bochniak usłyszał, że Bayer Full wybiera się do Chin robić karierę, zwęszył w tym pomysł na szalony film przygodowo-komediowy. Wcześniej nie miał styczności z tą muzyką. Teraz miał szansę zobaczyć, jak to wygląda od kuchni. – Opinia, którą miałem o disco polo, była niepełna. Nikt sobie nie wyobrażał, że za tymi rubasznymi piosenkami i przaśnymi klipami stoją duże pieniądze, nieograniczone możliwości, rzesze fanów, a na ich koncertach dziewczyny mdleją i piszczą. To było dla mnie niesamowite odkrycie. Zaraz po nim przyszła myśl, że to świetny materiał na kino – mówi dziś reżyser filmu.
Produkcja nawiązuje do początków disco polo, czyli lat 90. Pokazuje, jak ta muzyka się rodziła. Zachłyśnięcie się pierwszymi oznakami kapitalizmu, pięciominutowe kariery i wiara w tzw. amerykański sen. – Szalony wodewil. To chyba idealnie podsumowuje cały miks gatunków, który w ten film wrzuciliśmy – śmieje się Maciej Bochniak. I opowiada dalej: – To zarówno absurdalna komedia, jak i film sensacyjny, muzyczny czy melodramat. Wspólnym mianownikiem jest właśnie amerykański sen. Puściliśmy wodze fantazji. Ale, choć to fikcja, film składa się również z prawdziwych wątków. Wraz z Mateuszem Kościukiewiczem, współscenarzystą, spotkaliśmy się z wieloma muzykami disco polo, którym zadaliśmy mnóstwo pytań. Często w odpowiedzi słuchaliśmy zaskakujących, niewiarygodnych wręcz anegdot. Najbardziej niemożliwe rzeczy, które dzieją się w filmie, wydarzyły się naprawdę.
Naprawdę nazywa się Sarah Joyce i z pochodzenia jest Pakistanką. Jej ojcem był brytyjski inżynier, a ona sama od jedenastego roku życia mieszkała na Wyspach. Jakiekolwiek ma korzenie, trzecią płytą cementuje opinię jednej z najwrażliwszych artystek na świecie. Podobny do Karen Carpenter wokal sprawia, że co starsi melomani pomyślą, iż słynna grupa The Carpenters znowu jest aktywna. Ta sama delikatność i intonacja. Tylko że Karen od dawna nie żyje, a rzecz ma się tu i teraz. W 2015 roku. Historia muzyczna kołem się toczy, a ja zacieram ręce i słucham, słucham…
Warner. Cena ok. 40 zł.
Liczne tatuaże, wyzywający makijaż, skórzana kurtka i wychylające się piersi. Tak wygląda debiutująca amerykańska rockmanka o nieco chropowatym ale silnym głosie. Łącząc rocka z bluesem i szczyptą country daje czadu aż miło. Podoba mi się jej ostry, drapieżny przekaz, choć myślałem, że na dłuższą metę będzie mnie drażnił. Ponieważ potrafi być także łagodna niczym wamp z „kalifornijskiej wsi”, to kupuję jej twórczość. Dzięki niej momentami ładowałem akumulatory, kiedy indziej odpoczywałem. Czego i Państwu życzę.
Sony. Cena. ok. 40 zł.
Lubię i szanuję Kukulską za Piosenkę światłoczułą, Dłoń czy Im więcej Ciebie, tym mniej. Z sentymentem podchodzę do Puszka okruszka, bo przypomina mi dzieciństwo. Dlatego pytam: dla kogo nagrana została niniejsza płyta? Dla branży muzycznej, by mogła powiedzieć, że artystka spełniła się wokalnie z mężem Michałem Dąbrówką, jako współautorka muzyki i tekstów? Bo choć dzieje się na niej dużo, to melodii, które mogłyby pretendować do miana hitu, nie znalazłem. Jest jeszcze oniryczna wersja przeboju Rezerwatu Zaopiekuj się mną – bez komentarza. O dziwo, lepiej niż wypieszczone studyjne kawałki wypada sesja nagrana na żywo w Alvernia Studios z jazzowym kwartetem smyczkowym Atom String Quartet. Chowam się, nie mogę dać się dogonić. Chowam się, blokuję wszystkie drogi – śpiewa Natalia. I coś w tym – niestety – jest.
Warner. Cena ok. 40 zł.