Powrót Czesi
Z wykształcenia jest filozofem, absolwentką Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, a została aktorką. W wieku 18 lat zagrała u Andrzeja Wajdy jedną z głównych ról w „Pannie Nikt”. Zarówno wcześniej, jak i potem występowała w wielu filmach, ale była jakby niezauważona. Popularność przyniosła jej postać Czesi w serialu „Klan”. Grała w tym filmie wiele lat. I zniknęła. Dlaczego? Bo urodziła córkę. Kończy kolejne studia. Niedawno wróciła do serialu.
Spotykamy się na stołecznych Bielanach, na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Piękna, kobieca, inteligentna i jakby dojrzalsza. Śmieje się, że ciągle się uczy. – To są studia podyplomowe. Logopedia. Dlaczego ten kierunek? Bo trochę się łączy z moim pierwotnym zawodem, czyli z aktorstwem. I także z potrzeby serca. A może i trochę z kompleksów. Nie skończyłam bowiem szkoły aktorskiej. Teraz będę dyplomowanym logopedą. Chcę się dalej w tym kierunku rozwijać, myślę o pracy z najmłodszymi dziećmi, przedszkolakami. Być może uda mi się połączyć aktorstwo i logopedię.
Po I roku miała praktyki. W szpitalu i w szkole podstawowej. – W szkole to sama przyjemność pracować z dzieciakami, choć czasem też spotykałam maluszki z ogromnymi kłopotami rozwojowymi, wynikającymi wyłącznie z zaniedbania rodziców. To były bardzo smutne doświadczenia. Jednak to wszystko to było nic w porównaniu z pracą w szpitalu. Wymaga ona ogromnej odporności; tam spotkałam się z prawdziwymi ludzkimi tragediami. Ta robota wykańczała mnie emocjonalnie. Praca w tym miejscu nie jest dla mnie.
Od roku jest mamą Helenki. Widać, że zachwycona jest córką. Zakochana, zaangażowana, wciąż karmi ją piersią. – To jest najprostszy i najwygodniejszy sposób karmienia, jaki tylko można sobie wymarzyć.
Zapewnia, że znakomicie czuje się w roli mamy. – Nigdy nie przypuszczałam, że to będzie tak fajna rola. I kiedy myślałam o dziecku, to raczej w kategoriach, że dobrze byłoby, gdyby od razu było duże. A teraz cieszę się każdym dniem i każdą chwilą spędzoną z Helenką.
Od urodzenia jest warszawianką. Ukończyła XLIV LO na Mokotowie. Po maturze zdecydowała się na stu- dia w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, dziś jest to UKSW. – Kiedy zdawałam na studia, to występowałam w filmach już od kilku lat. Tym samym życie nie zmusiło mnie do pójścia na ekonomię czy marketing. Mogłam wybrać, co chciałam. I tak też zrobiłam.
Opowiada, że w pewnym momencie życia zaczęło ją ciągnąć w kierunku filozofii. Myślała jeszcze o dziennikarstwie, ale znajomi żurnaliści wybili jej to z głowy. – Zresztą teraz, po latach, gdyby jakiś młody człowiek miał taki sam dylemat, doradziłabym mu podobnie.
Już w liceum zetknęła się z filozofią św. Tomasza z Akwinu. I bardzo ją to wciągnęło. – Stąd też wybór uczelni, która była kolebką tomizmu. Miałam jeszcze do wyboru KUL, ale tu wykładał prof. Mieczysław Gogacz, filozof, specjalista w tym kierunku, który w ATK kierował Katedrą Filozofii Starożytnej i Średniowiecznej. Bezsprzeczny autorytet w tym temacie. I to też sprawiło, iż wybrałam właśnie tę szkołę. Nigdy zresztą tego nie żałowałam.
Dodaje, że nie są to łatwe studia. – Potężnie mnie rozwinęły. Wielka gimnastyka umysłu. Myślę, że nie ma drugich takich studiów. Filozofia daje świadomość każdego słowa.
Jako aktorka zadebiutowała w wieku 14 lat w filmie „Panna z mokrą głową”. Potem były role m.in. w „Awanturze o Basię”, „Sercu”. – Już w szkole podstawowej założyłyśmy z koleżankami pantomimiczny amatorski teatrzyk. Potem pokazałyśmy to na forum klasy, szkoły, aż zainteresowała się nami zawodowa aktorka Maria Ciunelis. Była mamą kogoś z naszej szkoły. Zaczęłyśmy razem pracować. Przygotowałyśmy spektakl na dużą szkolną uroczystość. Był to już teatr z mówionymi rolami – fragmenty „Fircyka w zalotach”. Grałam Podstolinę. Świetna zabawa, występowaliśmy w kostiumach. Prawdziwe aktorstwo.
I to Maria Ciunelis powiedziała im, że w Warszawie jest casting do filmu „Panna z mokrą głową”. – Wszystkie bardzo chciałyśmy zobaczyć, jak to jest, jak wygląda prawdziwy casting.
Poszła z koleżankami. – Przeszłam do następnego etapu, co jeszcze nic nie znaczyło. Ale potem zostałam już tylko z Pauliną Tworzyańską. Przez długi czas reżyser Kazimierz Tarnas nie mógł się zdecydować, która z nas ma wystąpić w głównej roli. W końcu uznał, że będzie to Paulina, a ja dostałam swój pierwszy w życiu epizod i stanęłam przed kamerą. I zagrałam koleżankę głównej bohaterki, Irenki.
Przyznaje, że miała ogromną tremę. I do tego jeszcze pecha. – Konieczny był bowiem bliski kadr. Bardzo bliski. Do dziś pamiętam wypowiadane zdanie: „I co ze Zbyszkiem”. Do końca życia będę to pamiętać. Ale jeszcze gorzej było, kiedy zaproszono mnie do nagrania postsynchronów. Wcześniej jednak konieczne było obejrzenie tzw. filmowej surówki. I jak zobaczyłam swoją wielką gębę na ekranie, to dopiero przeżyłam szok. Dotarło do mnie, że to nie jest już zabawa i te szkolne teatralne igraszki zmaterializowały się.
Potem, krok po kroku, budowała, jak to określa, swój warsztat filmowy. – Ale były nie tylko filmy, bo także spektakle telewizyjne. Cały czas coś się działo, było tego coraz więcej. Kilka zdań, epizod, mała rólka. Rozwijałam się. I dobrze, gdyż jako dziecko byłam bardzo nieśmiała. Film był zatem dla mnie wielkim wyzwaniem psychicznym.
Pierwsza duża rola to postać Ewy w „Pannie Nikt”. Miała wtedy 18 lat. Wystąpiła u mistrza Andrzeja Wajdy obok Anny Muchy i Anny Wielguckiej. Trafiła na plan tego filmu z castingu. I musiała przejść kilka etapów. Opowiada, że kiedy dowiedziała się, iż ma zagrać jedną z trzech głównych ról, była przerażona. – A dodatkowo reżyser wziął nas jeszcze na spotkanie i powiedział, że nie będzie z nami pracował jak z dziećmi, lecz z jak profesjonalnymi aktorkami. Wtedy odezwała się we mnie pokora. Nie czułam się aktorką, a raczej jak dziecko we mgle.
Przyznaje jednak, że było to wielkie wyzwanie. – Musiałam się zmobilizować i pracować nad sobą. To była bardzo trudna rola, ale tak naprawdę to wtedy wszystko było trudne. Wymagałam nauki. Byłam tworzywem, które lepiono. Nie myślałam, że jestem świetna, bo gram u Wajdy, ale raczej szczęśliwa, że mogę wystąpić w tej produkcji.
Mówi, że długo uczyła się mówienia o sobie – aktorka. – Każdy kolejny casting i angaż był inny, nowy i zaskakujący. Cały czas miałam poczucie, że jest to tylko przygoda, żyłam ze świadomością tymczasowości.
Zauważa, że doświadczyła tylko trzech przegranych castingów. – Byłam zatem raczej skuteczna. Przyznaje, iż faktem jest, że do dziś ma problem z chodzeniem na castingi. – Ciągle mam tremę.
Występ w filmie Andrzeja Wajdy wbrew pozorom nie przyniósł jej popularności. Nie stała się rozpoznawalna. – Dzięki temu miałam spokój przez całe studia. Dopiero bodaj na ostatnim roku mój promotor powiedział: „Pani, zdaje się, jest aktorką?”.
Nie ukrywa, że po roli w „Pannie Nikt” chciała być sławna. – Sława kojarzy się zawsze z czymś pozytywnym. Dopiero gdy jej doświadczamy, okazuje się, że jest inaczej.
Dużą popularność przyniosła jej dopiero rola Czesi w serialu „Klan”. Zaprzecza, jakoby kiedykolwiek była modelką. – Nigdy nie pracowałam w tym charakterze. Po prostu czasem pozowałam.
Wystąpiła w rozbieranych sesjach dla „Playboya” i „CKM”. Nie widzi w tym jednak nic złego. – Zapewne każda kobieta ma opory przed prezentowaniem się publicznie nago, ale każda chciałaby mieć piękne akty. Ja i chciałam, i bałam się. Długo się zastanawiałam, ale kobieca próżność zwyciężyła. I podobałam się sobie w „Playboyu”. W „CKM” już trochę mniej. Za bardzo obrobiono mnie na komputerze i wyszłam zbyt plastikowa.
Kiedy odeszła z „Klanu” ze względu na zbliżający się poród, nie siedziała wcale bezczynnie. – Prowadziłam warsztaty teatralne oraz szkolenia z autoprezentacji i emisji głosu.
Miała półtoraroczną przerwę od planu filmowego. Od kilku miesięcy znowu występuje w serialu. – Nic się nie zmieniło. Czesia wróciła. Na jak długo jednak, nie wiadomo. To zależy od scenariusza.
togaw@tlen.pl
Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowania „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczących tego, o czym chcielibyście przeczytać.